"Rectify" (1×01-04): Cisza przed kolejną burzą
Bartosz Wieremiej
9 maja 2013, 21:12
Podoba mi się ten serial. Wręcz bardzo. Nawet do końca nie potrafię wyjaśnić przyczyny. Może dlatego, że każdy z dotychczasowych odcinków pozwalał całkowicie odseparować się od otoczenia. No właśnie, "może"…
Podoba mi się ten serial. Wręcz bardzo. Nawet do końca nie potrafię wyjaśnić przyczyny. Może dlatego, że każdy z dotychczasowych odcinków pozwalał całkowicie odseparować się od otoczenia. No właśnie, "może"…
Nie wiem nawet, jak opisać "Rectify" za pomocą pojedynczego zdania. Jeszcze chwilę temu skłaniałem się ku: jest to hipnotyzujący, pieczołowicie przygotowany kawałek telewizyjnej, z braku lepszego słowa, rozrywki. Brzmi nieźle i może nawet całkiem wiernie oddaje, czym jest ten serial, jednak czegoś w tym krótkim opisie brakuje.
Zwyczajnie mnie to "Rectify" zaskoczyło – nawet samym zawiązaniem akcji. Wszystko, co najważniejsze, wydarzyło się przecież 19 lat wcześniej i dla wielu postaci jest odległą sprawą, dramatem, który rozegrał się dawno, dawno temu. Tak na marginesie, można było wybrać kilka innych miejsc w historii głównego bohatera i każde z nich nadawałoby się na świetny początek.
Tymczasem serialowa teraźniejszość płynie sobie raczej leniwie. Jest czas, by pozwiedzać, spokojnie przyjrzeć się budynkom i plenerom. Zachwycić wschodem słońca, łąkami i lasami. Poświęcić moment albo dwa na poznanie chociaż części niepisanych praw obowiązujących w tej społeczności lub na zrozumienie motywacji poszczególnych mieszkańców. Wyskoczyć na rower, do marketu albo pograć "Sonic the Hedgehog". Jak na razie Paulie w stanie Georgia wygląda na całkiem przyjemne miejsce do życia. Zapewne już niedługo się to zmieni.
Mogłoby się wydawać, że cała ta codzienność będzie jedynie dodatkiem do bardzo wyraźnie zaznaczonego sporu prawnego, a wszystkie działania bohaterów krążyć będą wokół nadciągającego powtórnego procesu (o tym, dlaczego powtórne oskarżenie o tę samą zbrodnię jest możliwe, można przeczytać tutaj). Jest jednak inaczej, o czym świadczy chociażby spotkanie Jona (Luke Kirby) z Sondrą Person (Sharon Morris) w "Plato's Cave", w trakcie którego ważniejszy od jakiejkolwiek dyskusji okazał się czekający na panią prokurator obiad.
Cała uwaga zarówno widzów, jak i pozostałych postaci skupia się na Danielu (Aden Young) i jego zmaganiach z życiem na wolności. To niezwykłe, ile emocji w bliższym i dalszym otoczeniu wzbudził jego powrót. Fascynacja, strach, poczucie winy, smutek, złość, zauroczenie, litość – wszystkie indywidualnych odcieniach i przeszyte niepewnością. Nawet członkowie rodziny: Amantha (Abigail Spencer), Ted Jr. (Clayne Crawford), Tawney (Adelaide Clemens), Janet (J. Smith-Cameron) czy Jared (Jake Austin Walker), pomimo odmiennych odczuć, wydają się momentami kompletnie zagubieni w jego obecności.
I chyba jedyna rzeczą, która czasem przeszkadza w odbiorze serialu, są dialogi. Szczególnie w "Sexual Peeling" bohaterowie zbyt mocno starają się tłumaczyć swoje działania. Przez to szczególnie rozmowy Amanthy i Jona wypadają nienaturalnie, wybiją z transu i rozpraszają. Chyba ktoś się obawiał, że widzowie przeoczą coś ważnego. Niesłusznie.
Jednak nie zmienia to faktu, że "Rectify" jest po prostu dobrym serialem. Oczywiście nie dla wszystkich. Przestrzec należy szczególnie ortodoksyjnych miłośników dramatów prawniczych – strasznie zawiedzie was ta produkcja.
Pozostali widzowie, jeśli tylko mają trochę czasu, powinni poświęcić "Rectify" kilka chwil. Najlepiej w jakiś spokojny dzień, gdy dookoła zbyt wiele się nie dzieje, a miłośnicy tłuczenia młotkiem, z pewnością znajdujący się za którąś ze ścian, właśnie mają przerwę od wbijania kolejnych gwoździ.