"Hart of Dixie" (2×22): Reset durnych serc
Bartosz Wieremiej
16 maja 2013, 19:37
Chaos, pójście na skróty, kilka pomniejszych grzeszków oraz główna bohaterka, której obecność jest na dobrą sprawę zbędna. Finał "Hart of Dixie" po prostu rozczarował. Spoilery.
Chaos, pójście na skróty, kilka pomniejszych grzeszków oraz główna bohaterka, której obecność jest na dobrą sprawę zbędna. Finał "Hart of Dixie" po prostu rozczarował. Spoilery.
Wiele rzeczy uległo zmianie przez około 42 minuty trwania "On the Road Again". George (Scott Porter) wreszcie wyjechał z Bluebell, a letnia wycieczka z Lily Anne (Amy Ferguson) może mu się tylko przysłużyć. Mieścinę opuściła też Zoe (Rachel Bilson), która w międzyczasie uratowała życie współpasażerowi na pokładzie samolotu. Wade (Wilson Bethel) pozostał sam, a Jonah (Travis Van Winkle) wreszcie się przyznał do swoich intencji wobec Zoe – choć nie jej samej. Związek Annabeth (Kaitlyn Black) i Lavona (Cress Williams) sprawdził się w trakcie kolejnej już przygody, a Burt Reynolds w końcu się odnalazł. Lemon (Jaime King) dokończyła wiecznie odkładaną podróż w stronę dorosłości, a dzięki niej w Rammer Jammerze improwizowany koncert zagrał zespół Gloriana.
Wiele z tych wydarzeń oglądało się z przyjemnością. Biegający z mikrofonem Dash DeWitt (Reginald VelJohnson) czy kolejne kłopoty Lemon, powodowały pojawianie się uśmiechu na twarzy. Nic jednak nie przebiło poszukiwań wspomnianego już Burta Reynoldsa, które od pierwszych chwil miały w sobie niezwykłą ilość absurdalnego uroku. Ekipa odbijająca aligatora, złożona m.in. z Toma (Ross Philips), Wandy (Mallory Moye) i sierżanta Jeffriesa (Charles Robinson), z Annabeth jako głosem rozsądku, od początku bawiła swoją dysfunkcjonalnością, a finałowy wjazd pickupem w stodołę powinien doczekać się co najmniej pomnika i legendy spisanej na kawałku miejskiego muru.
Niestety wątki te nie przełożyły się na jakość całego odcinka. O ile wszystko mogłoby się wydawać idealne, to tegoroczne pożegnanie z serialem wypadło nieporadnie i chaotycznie, a przyczyną porażki były przygody głównej bohaterki. Nieszczęśliwym trafem, podobnie jak w całej drugiej połowie sezonu, obecność Zoe na ekranie za każdym razem budziła irytację. Urocza (dawno, dawno temu) pani doktor była niepewna i zagubiona. Przez większość czasu zwyczajnie się miotała, a jej wypowiedzi denerwowały niezależnie od tego, z kim i o czym rozmawiała. Najsmutniejsze było jednak to, że sercowe rozterki dr Hart w najlepszym wypadku wywoływały zgrzytanie zębów, w najgorszym – kompletną obojętność. Może dobrze, że wakacje "nasza" Zoe spędza w Nowym Jorku… Szkoda tylko, że jesienią musi stamtąd wrócić.
W końcu bez niej Bluebell ma znacznie więcej uroku. Na dodatek znalazłoby się trochę miejsca na opowiadanie solidnych historii o pozostałych bohaterach. Przestrzeń i czas przydałyby się na przykład na dalsze rozbudowywanie nowego etapu życia Lemon. W ubiegłorocznej recenzji finału 1. sezonu wspominałem, że wiarygodne poprowadzenie opowieści o starszej pannie Breeland może być warunkiem ewentualnego sukcesu 2. sezonu. I mimo że seria ta wypadła nie najlepiej, to przygody dorosłej córki Bricka (Tim Matheson) były chyba jedyną rzeczą, która całkowicie się udała w 2. serii.
Przez ostatnie 22 odcinki Lemon przeszła ogromną przemianę: dojrzała i uniezależniła się od rodziny. Nagle okazało się, że w wielu sytuacjach jej obecność jest wręcz niezastąpiona. W samym finale najlepsze kwestie wypowiadała właśnie ona jak np. w trakcie samochodowej wycieczki z Wade'em czy później z Jonahem lub pojawiały się akurat w jej obecności jak np. w trakcie siostrzanej dyskusji z Magnolią (Claudia Lee). Nie dałoby się zmienić tytułu serialu i skupić akcji właśnie na obecnej współwłaścicielce Rammer Jammera?
Wiem. Nie ma szans. Serial nigdy nie skupi się na starszej pannie Breeland, a dramaciki Zoe Hart ponownie zawitają do mieściny w Alabamie. Tymczasem przy pisaniu finału ktoś nacisnął magiczny guzik "reset", a opcja pt. "zróbmy dobry odcinek" przegrała z "spiszmy 2. sezon na straty i zakończmy go tak, aby nie utrudniać sobie życia w kolejnym".
I nie wiem tylko, czy przedkładanie wygody scenarzystów nad zadowolenie fanów jest najszczęśliwszym pomysłem, szczególnie gdy jesienią, produkcji emitowanej na antenie The CW, znów przyjdzie walczyć o uwagę widzów.