"Chirurdzy" (9×24): Wszystko zgodnie z planem
Marta Rosenblatt
20 maja 2013, 16:48
Gigantyczna burza, wybuchający autobus, a w tle wykrwawiająca się Meredith. Tak się robi finały w "Chirurgach". Spoilery.
Gigantyczna burza, wybuchający autobus, a w tle wykrwawiająca się Meredith. Tak się robi finały w "Chirurgach". Spoilery.
Niestety, mimo tych wszystkich fajerwerków "Perfect Storm" nie był specjalnie wstrząsający. Może dlatego, że te wszystkie dramaty i tragedie to chleb powszedni w finałach "Chirurgów"? Była już strzelanina, wybuch bomby, ostatnio katastrofa samolotu. Nie zdziwiłabym się, jeśli w następnym sezonie zaserwują nam eksplozję meteorytu.
Tradycyjnie nie obyło się bez ofiar. Oczywiście w Shondalandzie wszystko może się zdarzyć, ale wydaje mi się, że widok leżącego Webbera był jednoznaczny. Osobiście bardzo żałuję, gdyż darzyłam go dużą sympatią. Trudno wyobrazić sobie Seattle Grace bez niego. Z drugiej jednak strony wydaje się, że potencjał tej postaci wyczerpał się i nie ma co na siłę ciągnąć jego wątku.
W "Chirurgach" chodzi o coś więcej niż romanse między lekarzami, jednak nie ukrywajmy, że to właśnie miłosne relacje bohaterów skupiają największą uwagę widzów. Zacznijmy od MerDer. Czy ktokolwiek miał w ogóle wątpliwości, że dziecko Shepherda i Grey przeżyje? Czy ktoś drżał o Meredith? Przyznaję, że przez jakąś nanosekundę przeszła mi taka myśl przez głowę, ale trudno powiedzieć, żeby motyw porodu trzymał w napięciu. Absolutnie zero emocji. Jedynym fajnym akcentem było wtrącenie do tego wątku Bailey. Dobrze, że w końcu się przełamała. Dobrze, że akurat przy okazji "ratowania życia" Mer. Była to jedna z nielicznych dobrze rozegranych rzeczy w tym finale.
Tymczasem relacja Cristiny i Owena zaczyna przypominać telenowelę. Rozstania i powroty, powroty i rozstania. Wieczne rozterki z wyznaniami w tle. Ta para wyraźnie męczy się ze sobą. Co gorsza ten widok męczy również widzów. Dajmy już sobie spokój i zakończmy ten związek. Zwłaszcza, że tkwienie w nim oznaczałoby przemianę Cristiny w "mamuśkę". Yang od początku była skupiona wyłącznie na swojej karierze, i taką ją pokochaliśmy. Miejmy nadzieję, że w 10. sezonie nie czeka nas żadna ckliwa historyjka z macierzyństwem w tle.
Kolejnym związkiem, w którym Shonda postanowiła nieźle namieszać jest Calzona. Nie sądziłam, że zdrada Arizony wyjdzie na jaw tak wcześnie. Zresztą, zdrada ta wydaje mi się trochę naciągana. Wiadomo, że Arizona zmieniła się po wypadku i utracie nogi. Tyle że zdrada Callie z pierwszą lepszą lesbijką, totalnie mnie nie przekonuje. Całe to tłumaczenie również wypada mało wiarygodnie. Być może to zespół stresu pourazowego. Być może to "uczłowieczanie" postaci, bo przecież nawet wiecznie uśmiechnięta doktor Robbins nie jest idealna. A może po prostu scenarzyści zepsuli moją ukochaną bohaterkę w "Grey's Anatomy"? Stokrotne dzięki, Shonda. Kompletnie nie wyobrażam sobie, jak ta dwójka będzie funkcjonowała w 10. sezonie. Arizona będzie (znowu) błagać Caliope o wybaczanie i jednocześnie odpierać zaloty "rock star"? Kolejne "dzięki" za rozwalenie mojego ulubionego związku.
Po słowach samej Lauren wnioskuję zostanie z nami na dłużej. Przykro mi, Hilarie, ale sympatia z czasów "One Tree Hill" wyparowała, nie chcę cię w "Chirurgach".
I w końcu obfitująca w najbardziej widowiskowe sceny para. Płonący, a następnie wybuchający autobus, i na deser wyłaniający się z płomieni Avry. Dodatkowo otrzymaliśmy jeszcze rozpaczającą Kepner. Czy dało się włożyć w tę scenę jeszcze więcej melodramatyzmu? Chyba nie. Oczywiście to nie zmienia faktu, że kibicuję tej parze. Swoją drogą, muszę przyznać, że byłam pewna, że to Jacksonowi przypadnie rola "trupa". Ku uciesze fanek na razie mu się upiekło.
W przypadku ostatniej pary, Alexa i Jo, wszystko skończyło się zgodnie z przewidywaniami. To dobrze dla Kareva i dla widzów, którzy mogli trochę odetchnąć po tych wszystkich zdradach i rozstaniach. Ciekawa jestem, jak potoczą się ich losy w następnym sezonie. Czyżby wreszcie normalny związek Alexa?
Reasumując, "Perfect Storm" był typowym finałowym odcinkiem "Chirurgów". Niestety, mam wrażenie, że scenarzyści chcieli za dużo upchnął w te nieszczęsne 40 minut. Co za tym idzie, żadnego wątku nie rozegrali porządnie. Pytanie tylko, czy po dziewięciu sezonach coś jeszcze jest w stanie nas zaskoczyć. I co ważniejsze: czy jesteśmy nadal w stanie czerpać przyjemność z oglądania tego serialu.