"Rookie Blue" (4×01): Ogrom niespodzianek
Agnieszka Jędrzejczyk
29 maja 2013, 12:32
Od czterech lat nie ma dla mnie sezonu wakacyjnego bez "Rookie Blue", mojego ulubionego serialu o policjantach, i chyba ulubionego wakacyjnego serialu w ogóle. Na szczęście, po rozczarowującym 3. sezonie, kanadyjski hit wraca na świetne tory dynamicznym i emocjonującym "Surprises", w którym od napięcia aż bucha para. Spoilery!
Od czterech lat nie ma dla mnie sezonu wakacyjnego bez "Rookie Blue", mojego ulubionego serialu o policjantach, i chyba ulubionego wakacyjnego serialu w ogóle. Na szczęście, po rozczarowującym 3. sezonie, kanadyjski hit wraca na świetne tory dynamicznym i emocjonującym "Surprises", w którym od napięcia aż bucha para. Spoilery!
Tytułowych niespodzianek znalazł się w premierze cały ogrom, na dodatek atakowały nas niemal na każdym kroku, a wszystkie związane były z faktem, że w ciągu sześciu miesięcy od cichego zniknięcia Andy i Nicka w finale poprzedniego sezonu w życiu wszystkich bohaterów nastąpiły znaczące zmiany. "Surprises" bardzo słusznie wrzuca nas w sam ich środek, ale robi to tak zgrabny i w tak płynny sposób, że ani przez moment nie da się podważyć zasadności takiego przeskoku. Zmieniło się niby tak wiele, ale tak wiele pozostało – w kilku przypadkach aż wróciło na swoje miejsce – że otwarcie 4. sezonu jest znów świeże. A jeśli wziąć pod uwagę kiepski poziom z zeszłego roku, taki powrót jak najbardziej się "Rookie Blue" należy.
Powiem jednak szczerze, że nie spodziewałam się aż takiej bomby. Już pierwsza scena eksplodowała emocjami, a to był tylko początek i tylko krótki obraz pozornie zwyczajnego przydziału, zarówno pod, jak i poza przykrywką. Dla Andy i Nicka był to też dzień jak co dzień – ot, odebrać dostawę narkotyków infiltrowanego przez nich kartelu – ale sprawy nie mogły zbyt długo iść swoim spokojnym torem. Szybko okazuje się, że planowane działanie szefów naszej dwójki nie jest wcale tak zaplanowane, jak sądzili. Koniec końców Nick zostaje gdzieś zabrany, Andy, próbując go odszukać, pakuje się w kłopoty, a jedynym wyjściem z bardzo, bardzo kiepskiej sytuacji jest naciśnięcie spustu wycelowanej prosto w dziewczynę broni. Przez Nicka. Oraz ściągnięcie na pomoc Sama. Który jest teraz detektywem.
Bo nie mogło się oczywiście obejść bez 15-tki, która zupełnie przypadkiem aresztuje kluczową dla narkotykowego śledztwa postać. Szybko wychodzi na jaw, że bez kooperacji skłóconych jednostek policyjnych dwójka pod przykrywką może nie wyjść z tej sytuacji cało, a przecież nie ma takiej siły na świecie, która zatrzymałaby Sama przez uratowaniem Andy. Za przyzwoleniem sierżanta Besta, naprędce zmontowana zostaje akcja ratunkowa, która pod wieloma względami kończy się dokładnie tak, jak można się domyślić, ale nie bez dostarczenia nam świetnych dialogów (chodzenie spać w gniewie) i łamiących serce powitań. Spotkanie Andy i Sama – nagłe, radosne i absolutnie niemożliwe do zrealizowania tak, jak byśmy tego chcieli – to bezsprzecznie jedna z najlepszych i najbardziej kipiących od emocji scen tego serialu. Tyle uczuć, tyle krzywd i tyle złamanych serc dalej, w Andy i Samie tlą się dokładnie te same, choć usilnie tłumione, emocje i brak możliwości padnięcia sobie w ramiona był boleśnie odczuwalny nawet przez ekran. Nie wiem, jak Missy Peregrym i Ben Bass to robią, ale pomiędzy ich bohaterami zawsze iskrzy tak, że robi się gorąco.
Problem w tym, że pół roku to sporo czasu, a zamiana munduru na odznakę detektywa to nie jedyna zmiana w życiu Sama. Na Andy czekała więc niemiła niespodzianka w postaci jego nowej dziewczyny – co gorsza, dziewczyny-policjantki, co gorsza, przełożonej bohaterów – z czego nasza ulubienica wyraźnie nie jest zadowolona. Na szczęście "Rookie Blue" dobrze wie, jak wymieszać prywatne z zawodowym, a po tak przygotowanym gruncie mam już praktycznie stuprocentową pewność, że będę oglądać ten sezon z wypiekami na twarzy.
Ale to bynajmniej nie koniec zmian. Po zakończeniu nieudanych romansów, Dov nie tylko zaczął żyć w celibacie, ale powrócił do swojego wesołkowatego siebie. Wszystko, co tak życiowo przygniotło go w poprzednim sezonie, było ciekawą próbą pokazania nam go w doroślejszym świetle, ale skoro już to widzieliśmy, z radością przyjmę zwrot w kierunku punktu wyjściowego. Tymczasem Chris wciąż nie podjął jeszcze decyzji o transferze, ale sądząc po dotychczasowych wahaniach jest to raczej kwestia tego, kiedy sobie uświadomi, że życie rodzinne nie zastąpi mu rodziny z posterunku. Z kolei Gail pokazała tak sympatyczne oblicze – uśmiechając się, żartując i robiąc dziecinne kawały – że nie sposób nie zachwycić się jej urokiem. Jej powitanie Nicka było dokładnie takie, jak ona cała – z pieprzem, ale posłodzonym.
Celowo jednak piszę o tej trójce naraz, bo zdaje się, że nieudane eksperymenty z miłosnymi trójkątami wyszły "Rookie Blue" z głowy. Zamiast tego, "Surprises" z powodzeniem wraca do dynamiki, która tak świetnie grała na początku serialu – przyjaźni. Te luźne, naturalne, siostrzano-braterskie relacje są jedną z najlepszych stron serialu, które nie tylko idealnie sprawdzają się w wątkach fabularnych, ale idealnie odzwierciedlają też specyfikę tej pracy. Tworzą się tu więzi silniejsze niż miłość, silniejsze niż przyjaźń – tworzy się prawdziwa rodzina, której członkowie w sytuacji zagrożenia staną jeden za drugim bez mrugnięcia okiem. I to jest w tym serialu chyba najpiękniejsze.
Ale przyjaźń pomiędzy Gail, Dovem a Chrisem czy też Traci i Andy, to nie jedyna tego typu więź w serialu. Jedną z niewielu fajnych rzeczy, jakie udały się w poprzednim sezonie było zbudowanie relacji pomiędzy Andy i Nickiem, która w "Surprises" zaskakiwała swą autentycznością. Ta dwójka jest w swoim towarzystwie tak swobodna, że gdybym nie wiedziała, o co biega, byłabym wielce zdziwiona na wieść, że są tylko przyjaciółmi. Tylko że właśnie o to chodzi – nie o "tylko" przyjaźń, ale "aż" o przyjaźń. Bez skrępowania rozmawiają bowiem o związkach (podoba mi się, że Nick ma Samowi za złe), troszczą się o siebie (zmiana "warty" na kanapie), przerzucają się żartami i szczerymi uwagami, ale nigdzie nie przekraczają subtelnej granicy romansu – czy tu naprawdę potrzeba coś więcej? Jest pomiędzy nimi tak otwarta, tak niewymuszona więź, że aż jako widz czuję się lepiej wiedząc, że zawsze będą mogli na siebie liczyć. To znaczy jak już dojdą do porozumienia w kwestii tego naciskania spustu.
A co więcej? Nie ma póki co Noelle, bo zastąpiła ją nieszczęsna Cruz, ale za to Oliver powrócił do rodziny. Traci partneruje teraz Samowi (co mnie bardzo cieszy, bo gdy pracowali razem parę sezonów wcześniej, wypadli niespodziewanie fantastycznie), z kolei po Luke'u słuch jak na razie zaginął. Jestem jednak przekonana, że – biorąc pod uwagę zawirowania na linii Andy – Sam – były narzeczony pojawi się na scenie prędzej czy później. W następnym odcinku do ekipy ma też zostać wprowadzona jeszcze nowa postać, świeża rekrutka (pasowałoby, skoro "rookies" z tytułu już dawno do bohaterów nie pasuje).
Słowem – szykuje się pełen wrażeń, nowości i świeżości sezon, który przez całe wakacje nie pozwoli zapomnieć o serialowych emocjach. I nie mogłam sobie życzyć lepszego w te emocje wprowadzenia.