"The Killing" (3×01-02): Prosta historia
Michał Kolanko
5 czerwca 2013, 20:23
Holder chodzi w garniturze a Linden się uśmiecha. Poza tym "The Killing" wraca do korzeni. Spoilery!
Holder chodzi w garniturze a Linden się uśmiecha. Poza tym "The Killing" wraca do korzeni. Spoilery!
Zmartwychwstanie "The Killing" było bardzo dobrą wiadomością. Ten serial wyróżniał się klimatem i konstrukcją na tle dziesiątków kryminalnych procedurali. Ale został bardzo ostro – i niesłusznie – potraktowany przez wielu amerykańskich krytyków. Niektórzy na finał 1. sezonu zareagowali równie emocjonalnie co większość fanów "Gry o tron" w USA po ostatnim odcinku.
To wszystko jednak spowodowało, że twórcy postanowili wrócić do korzeni i przemyśleć co zdecydowało, że dostali drugą szansę. Pomysł na serial został nieco zredukowany, oczyszczony i uproszczony. Pozostała tylko esencja, rdzeń całego pomysłu. Co to oznacza? Przede wszystkim nie ma już słowa o miejskiej polityce. Mimo, że akcja toczy się w rok po zamknięciu sprawy Rosie Larsen, burmistrz Richmond nie pojawia się wcale.
To że nie będzie już w tym serialu wielkiej polityki może wyjść tej produkcji tylko na dobre. Chociaż wątki dotyczące samej kampanii Richmonda i tego jak polityka miejska wygląda za kulisami były w pierwszych dwóch sezonach dla mnie osobiście bardzo interesujące, rozmywały nieco strukturę całego projektu. Teraz "The Killing" ma być dużo prostszą historią, pozbawioną zbędnych elementów, skoncentrowaną na jednej sprawie. I to widać w trakcie pierwszych półtora godziny nowego sezonu.
Zmiany – przynajmniej na pierwszy rzut oka – dotknęły także dwójkę głównych bohaterów. Holder (Joel Kinnaman) nosi garnitur i powoli wspina się po szczeblach policyjnej kariery. Ma też dziewczynę, w którą wcieliła się doskonale znana z "Firefly" Jewel Staite (mechanik Kaylee Frye w serialu Whedona). Linden (Mireille Enos) ma dużo młodszego od siebie chłopaka i mieszka na wyspie, daleko od Seattle. Pracuje w lokalnym odpowiedniku ZTM – i to na promie. Dużo się uśmiecha, i wygląda na szczęśliwą. Ale echo pewnej sprawy z przeszłości, o którą pyta ją Holder sprawia, że Linden wraca na swoją "zwykłą" trajektorię. "Psuję rzeczy. One pozostają już zepsute" – tłumaczy w pewnym momencie swojemu (byłemu już?) chłopakowi. Sprawa sprzed lat powraca, podobnie jak skazany na śmierć w wyniku dochodzenia Linden Ray Seward (w tej roli znakomity Peter Sarsgaard).
To właśnie sceny w celi śmierci z udziałem Sewarda i jego związek z brutalnymi morderstwami młodych kobiet w Seattle – które będą główną osią tego sezonu – były najciekawszymi fragmentami premiery 3. sezonu.
"The Killing" nie zmieniło się na szczęście pod względem klimatu. Jak zwykle jest ponuro i deszczowo. Twórcy nie zrezygnowali także z pokazywania nizin społecznych w mieście. Pod tym względem serial bardzo przypomina "The Wire" i jest to bardzo pozytywne skojarzenia dla każdego kto oglądał arcydzieło Davida Simona. Portret środowiska bezdomnych, odrzuconych nastolatków jest bardzo przejmujący i wygląda na wiarygodny.
To co nie uległo zmianie to również bardzo powolne tempo. I pod tym względem początek sezonu może nieco rozczarowywać wszystkich, którzy zasiadają do serialu po raz pierwszy. Jeśli 3. sezon pomyślany był jako swego rodzaju restart, to ta ślamazarność może być nieco odstraszająca. Dla tych, którzy już się do serialu przekonali sposób prowadzenia akcji na pewno nie jest zaskoczeniem. To jest przecież wpisane w jego DNA.
Wprowadzenie do nowego śledztwa, chemia między głównymi postaciami, uproszczenie całego pomysłu, mroczny klimat – to wszystko powoduje, że początek nowego sezonu jest bardzo obiecujący. Ale to dopiero początek. Dopiero kolejne odcinki pokażą, czy rzeczywiście twórcy serialu skorzystali z drugiej szansy, którą dało im AMC.