"Hannibal" (1×13): Słodki smak zwycięstwa
Michał Kolanko
22 czerwca 2013, 17:38
Jak w każdym serialu, w "Hannibalu" zdarzały się lepsze i gorsze momenty. Ale finał udowadnia, że to jedna z najlepszych produkcji w tym roku. Spoilery.
Jak w każdym serialu, w "Hannibalu" zdarzały się lepsze i gorsze momenty. Ale finał udowadnia, że to jedna z najlepszych produkcji w tym roku. Spoilery.
Bryan Fuller, twórca "Hannibala", miał przed sobą niełatwe zadanie. Każde jego posunięcie i decyzja dotyczące serialu o Hannibalu Lecterze była analizowana i porównywana z tym, co o powstało wcześnie w tym samym "uniwersum". Oczywiście głównym problemem Fullera był Anthony Hopkins i obsypany nagrodami film "Milczenie owiec".
W tym sensie Fuller miał dużo trudniejsze zadanie niż inni twórcy wprowadzający na bardzo zatłoczony serialowy rynek nowe pozycje. Z jednej strony musiał wziąć pod uwagę kanon – czyli to, co już utrwaliło się w popkulturze o Hannibalu. Z drugiej musiał odcisnąć swoje własne piętno na tej postaci. Na szczęście udało mu się wyjść obronną ręką z tej sytuacji, chociaż jak zwykle w takich przypadkach znalazła się grupa niezadowolonych, dla których serial jest niemal świętokradztwem.
Po 13 odcinkach można śmiało stwierdzić, że "Hannibal" jest zarówno czymś nowym, jak i uzupełnieniem tego, co stworzył na przestrzeni lat Harris. Pomysł, by serial był rodzaju prequelem do "Czerwonego smoka" (pierwszej książki Harrisa o Hannibalu), okazał się udany. Dał możliwości, które byłby niemożliwe w innych warunkach, a jednocześnie nie musiał być totalnym restartem całej serii.
Wszystkie te czynniki nie mają jednak znaczenie dla zwykłego widza, który nie miał z książkami ani z późniejszymi filmami nic wspólnego. Mads Mikkelsen, który występuje w tytułowej roli, tworzy "własnego" Hannibala, bez spoglądania na kultową kreację Anthony'ego Hopkinsa. Jego mistrzostwo w manipulacji, wyrachowanie, zbrodnicza precyzja, wyrafinowanie i poczucie wysublimowanego (a jednocześnie ohydnego) smaku było widoczne w całym 1. sezonie, ale szczególnie dobrze w ostatnich kilku odcinkach. Gra którą prowadził z Willem Grahamem stawała się coraz bardziej oczywista – przynajmniej dla widzów. Graham (znakomity Hugh Dancy) został wplątany w serię morderstw, które popełnił jego adwersarz.
Serialowi bardzo przysłużyło się to, że druga połowa sezonu przestała być proceduralem, na który nałożono tylko wątek główny. Trywializacja – kolejne sprawy tygodnia, kolejni seryjni mordercy – to najlepsze określenie na ten początkowy kierunek rozwoju serialu, który na szczęście został zarzucony.
NBC i tak pozwoliło na bardzo wiele. Hannibal jest jednym z najbardziej brutalnych seriali emitowanych w telewizji. W 1. sezonie nie obyło się bez kontrowersji na tle zawartości samego serialu, jak i wahania co do jego dalszego losu, ale na szczęście dobre noty krytyków i oddanie fanów sprawiły, że stacja zdecydowała się odnowić ten projekt na 2. sezon.
To bardzo dobra wiadomość, bo szybko stało się jasne, że nie da się opowiedzieć całej historii tylko w 13 odcinkach. Finał kończy się zresztą mocnym cliffangerem. Hannibal tryumfuje, a jego wyrafinowany plan manipulacji powiódł się całkowicie. Scena, w której odwiedza Grahama, przypomina bardzo mocno "Milczenie owiec". Fascynująca jest także jego finałowa kolacja z doktor Bedelią Du Maurier (Gillian Anderson).
Esencją "Hannibala" są mistrzowsko pokazane relacje między postaciami. Oprócz gry, która prowadzą ze sobą Graham i Hannibal, jest ich bardzo wiele. Graham i Abigail Hobbes, Hannibal i Jack Crawford, Hannibal i Abigail, Graham i Alana Bloom, relacje Hannibala z pacjentami, Hannibal i doktor Du Maurier. To wszystko tworzy siatkę połączeń, które budują serial. Było to dobrze widoczne w finale, gdy rozmowa Hannibala z Grahamem w domu Garreta Jacoba Hobbsa jest o wiele trudniejsza od zapomnienia, a przede wszystkim dużo mniej trywialna niż kolejne wymyślne zbrodnie z początku sezonu.
Sukces "Hannibala" bierze się także z jego warstwy wizualnej i dźwiękowej. Muzyka poważna odgrywa w tej produkcji dużą rolę, podobnie jak zdjęcia i scenografia (domek myśliwski Hobbsa). Klimat tworzą także halucynacje Grahama, no i oczywiście to, jak Fuller zdecydował się pokazywać zbrodnie i przemoc. Wszystkie te elementy stworzyły jedną spójną całość. W pewnym sensie, przemoc jeszcze nigdy nie była pokazana w ten sposób na małym ekranie. I to nie tylko fizyczna, ale też psychiczna.
Główny temat serialu – tożsamość- został bardzo ciekawie potraktowany. Z jednej strony mamy Willa, który tak bardzo wciela się w seryjnych morderców, że traci kontrolę nad tym, kim jest. Z drugiej strony jest Hannibal, który cały czas udaje kogoś innego – chociaż początkowo wiedzą o tym tylko widzowie. To zderzenie dwóch różnych podejść do tożsamości daje znakomite efekty. Główne pytanie, które wisi nad całym serialem, odnosi się do tożsamości Hannibala. Jak Fuller zamierza dalej pokazać jego ewolucję i moment, gdy stanie się ona jasna dla całego świata? Hannibal odniósł sukces, ale czy długoterminowy?
Na szczęście poznamy odpowiedzi przynajmniej na części z tych pytań. Oczekiwanie na 2. sezon tego serialu będzie bardzo trudnym procesem. Na pewno jednak odnowienie serialu na 2. sezon jest też osobistym sukcesem samego Fullera, który tym samym udowodnił, że pomysł na nowego Hannibala okazał się trafiony.