"Falling Skies" (3×06): Saga rodziny Masonów
Andrzej Mandel
11 lipca 2013, 18:01
W "Falling Skies" najbardziej denerwuje mnie nierówny poziom odcinków. Dobre przeplatane są tak słabymi, że aż szkoda na nie czasu. Spoilery.
W "Falling Skies" najbardziej denerwuje mnie nierówny poziom odcinków. Dobre przeplatane są tak słabymi, że aż szkoda na nie czasu. Spoilery.
Trochę trwało, nim obejrzałem najnowszy odcinek "Falling Skies" – "Be Silent and Come Out". Złe przeczucia sprawdziły się, niestety, i był to słaby odcinek wyglądający tym gorzej, że poprzedni, w którym Tom i Pope uratowali się z katastrofy lotniczej (brak informacji, czy samolot prezydenta Nowych Stanów Zjednoczonych ściął jakieś brzozy), był znakomity.
Niestety, w "Be Silent and Come Out" mieliśmy znów koncentrację akcji na sadze rodziny Masonów, która coraz bardziej przypomina telenowelę, gdzie dobry nestor rodu walczy z wpływem złej byłej partnerki jednego z synów. Kobieta jest tym bardziej demoniczna, że za pomocą urządzeń potrafi sterować byłym kochankiem.
Konia z rzędem temu, kto choć przez chwilę miał wrażenie, że Hal nie przezwycięży na sekundę (w dogodnym momencie) wpływu, jaki miało nad nim urządzenie Obcych, co zostało poprzedzone stosownymi przemowami Toma, braci i obecnej ukochanej. Cały ten wątek oglądałem z narastającym znużeniem, rozbawieniem i zażenowaniem równocześnie. Wzbudzał on we mnie tak duże zainteresowanie, że zająłem się w międzyczasie tak fascynującymi rzeczami, jak sprawdzanie, czy na górze szafy nie osadził się kurz.
Na szczęście "Falling Skies" ma bohatera, który wnosi życie i autentyczny humor. Zakłady, jakie robił Pope (Colin Cunningham) w swoim barze były rewelacyjnym pomysłem. Przerwanie ich przez dzielnego Weavera (niezmiennie dobry Will Patton) nie było zgrzytem, jak się obawiałem, a naprawdę świetną sceną.
Twórcy "Falling Skies" mają świetny materiał. Niestety, koncentrowanie się na problemach rodziny Masonów nie sprzyja rozwojowi serialu. I, owszem, rozumiem, że Tom Mason (Noah Wyle) jest głównym bohaterem i dociera do mnie zamysł ukazania rodziny na tle wojennych przeżyć, ale przesada to przesada. Na szczęście wciąż zostaje Pope.