Z nosem przy ekranie #17: Zbyt równo pod kopułką
Bartosz Wieremiej
27 lipca 2013, 18:04
Kopułka kopułce nierówna. Bywają duże, małe, przezroczyste lub nie; tak puste, jak i wypełnione płynami, przedmiotami albo nawet ludźmi. Jedno jest pewne, kopułek ci u nas dostatek. Spoilery.
Kopułka kopułce nierówna. Bywają duże, małe, przezroczyste lub nie; tak puste, jak i wypełnione płynami, przedmiotami albo nawet ludźmi. Jedno jest pewne, kopułek ci u nas dostatek. Spoilery.
Zresztą patrząc na pogodę za oknem, większość z nich już dawno uległa przegrzaniu. Całkiem to zrozumiałe, w końcu Matka Natura ponownie postanowiła wywinąć numer i podniosła temperaturę w rejony "zamiera wszelkie życie" oraz "to teraz zrobię z was nowe dinozaury". Nagle określenie "ty gadzie!" stało się bardzo pożądanym komplementem.
Nie da się nie wspomnieć, że wewnątrz przegrzanych kościstych kopułek wszelakich dzieją się rzeczy dziwne. Świetne miejsca do pisania okazują się nie dość świetne, doskonałe pomysły niewystarczająco dobre, poranna kawa zwyczajnie nie smakuje, a myśli latają sobie wewnątrz głowy, jak po jakimś blacie, tak jakby poza biciem rekordów prędkości nie było w tym ukropie nic lepszego do roboty.
A przy okazji, czy w trakcie domowych kulinarnych eskperymentów mieliście kiedyś ochotę na przyrządzenie gotowanych móżdżków?
A tymczasem…
…z wielką nieufnością przyglądałem się ostatnio kolejnym odcinkom "Under the Dome". Nie chodzi o to, że pomysły wychodzące spod pióra Stephena Kinga bywają męczące, ani o momentami wątpliwą jakość samego serialu, czy nawet o to, że już jedna mieścina pod kopułą prześladowała widzów jakiś temu w okolicach 7. sezonu "Stargate SG-1" ("Revisions" – 7×05). Po prostu na pierwszy rzut oka jest wiele ciekawszych miejsc, które można by potencjalnie przerobić na gigantyczne terrarium.
Nawet jeśli chcielibyśmy się trzymać mieściniastej konwencji, to czy nie lepszym pomysłem byłoby zamknięcie pod kopułką Stars Hollow, Twin Peaks czy Cicely? Czy nie ciekawiej wyglądałby nawet kawał bagna albo lasu z "The Glades" lub "True Blood"? A może warto kompletnie zmienić kierunek myślenia i wykorzystać kawałek jakiejś metropolii, z przeciętym na pół wieżowcem i zdemolowaną galerią handlową?
Duże miasta, duże miasta… Może Seattle z Linden (Mireille Enos) oraz Holderem (Joel Kinnaman) w środku? Przynajmniej przestałoby padać.
Za to ostatnio…
…skoro już jesteśmy przy zamkniętych przestrzeniach, dobre wrażenie zrobił na mnie pokój bez klamek w "Burn Notice". Na wyposażenie tego wspaniałego pomieszczenia złożył się wygodny materac, zestaw energooszczędnych żarówek, interesujący sufit i przyzwoity system nagłośnieniowy. Z kolei pośród zalecanych rodzajów aktywności w czasie pobytu w tym luksusowym otoczeniu znaleźć można siedzenie i klęczenie oraz jakże lubianą przez wszystkich grę w łapanie się za uszy. Potencjalnym lokatorom umożliwiono również zasiedlanie wolnej przestrzeni dowolną liczbą wyimaginowanych gości lub współlokatorów i to bez żadnych dodatkowych kosztów.
W tym momencie wypadałoby poprosić Sarę Newlin (Anna Camp) o sporządzenie stosownych notatek. W końcu w Vamp Camp w "True Blood" zwyczajnie wieje nudą.
Zaledwie kilka sekund…
…wystarczyło, aby ucieszyć się na widok Kevina Corrigana. Aktorowi przyszło wcielić się pisarza w jednym z najsłabszych wątków 3. sezonu "Necessary Roughness". Przez cały czas trwania "Good Will Haunting" próbowano udowodnić widzom, że wystarczy kilka spotkań z Callie Thorne, aby wyleczyć się z agorafobii. No dobrze, już się nie czepiam – przynajmniej poczciwy Kevin mógł sobie posiedzieć w fajnej chałupie pełnej rewelacyjnych gadżetów.
Z drugiej strony muszę przyznać, że i tak w ostatnich latach Corrigan miał dużo szczęścia do telewizyjnych ról. We "Fringe" grał Sama Weissa, w "Mentaliście" jest Bobem Kirklandem, a w "Community" dostąpił zaszczytu nauczania studentów Greendale wielu różnych dziwnych rzeczy jako Sean Garrity.
Na marginesie… Tak, przyznaję. Efektem przypadkowego zahaczenia o "Community" było ponowne kilkugodzinne spotkanie 2. sezonem serialu Dana Harmona.
Wiele uroku straciło…
…"Nick Cannon Presents: Wild 'N Out", o ile kiedykolwiek ów program posiadał coś takiego, jak urok. Nowy, podobno długo oczekiwany, sezon tego czegoś to chyba najmniej śmieszny program komediowy, z jakim ostatnio się zetknąłem.
W końcu ile można wytrzymać dowcipów o noszeniu torebki za Mariah Carey? Przez ile odcinków da się odwoływać do nostalgii i kompletnie zużytych starych konkurencji? Wreszcie ile lat potrzeba, aby stworzyć nowe, sensowne zadania, skoro najwidoczniej blisko sześć to zdecydowanie za mało?
Nick Cannon powinien przestać się oszukiwać, wrócić do garniturów i jak najdłużej trzymać się konferansjerki w "America's Got Talent".
W telewizji zabrzmią…?
… Pixies. No dobrze, nie do końca w telewizji, a raczej wewnątrz wielu kopułek z oczkami i uszkami, które w najbliższym tygodniu zasiądą do oglądania "Covert Affairs". Wynika to z faktu, że wszystkie tytuły epizodów 4. sezonu produkcji stacji USA Network pochodzą od nazw utworów tej bostońskiej kapeli. Nie jest więc zbyt dużym zaskoczeniem, że najbliższy odcinek nieprzypadkowo zwać się będzie "Into The White", prawda?
http://youtu.be/bToet4R7Hec
Do zobaczenia!