Z nosem przy ekranie #21: Role i ich odwracanie
Bartosz Wieremiej
24 sierpnia 2013, 16:35
Rzeczy martwe bywają wiecie jakie. Żywi ludzie często też (choć nie o tym dzisiaj). Cieszy jednak, że wredne przedmioty są w stanie wymóc na nas choć odrobinę aktywności. Chyba. Spoilery.
Rzeczy martwe bywają wiecie jakie. Żywi ludzie często też (choć nie o tym dzisiaj). Cieszy jednak, że wredne przedmioty są w stanie wymóc na nas choć odrobinę aktywności. Chyba. Spoilery.
Uwaga, ćwiczenie wyobraźni – runda kolejna. Gotowi? OK! Wyobraźcie sobie wentylator. Tak, taki zwykły i niestety raczący otoczenie dźwiękiem bliskim śmigłu rodem z szerokiej gamy statków powietrznych. Przyjmijmy też, że wraz z kilkoma innymi znajduje się on w puszce, przy której spędzamy większość naszych dni. Pytanie: jak szybko przeciętnemu człowiekowi puszczą nerwy i postawi on ultimatum, które podsumować można jako: "albo śmigło, albo ja"?
Zostawmy to. Załóżmy, że owa chwila słabości już minęła, jak i zresztą czas oskarżeń rzucanych w stronę wszechświata (wiadomo: wszechświat i bliżej nieokreślone byty wyższe nie mają nic lepszego do roboty niż słuchanie ludzkich pojękiwań). Wreszcie zaczynamy myśleć rozsądnie i pierwsze, co się pojawia, to genialna myśl, aby wybrać się do sklepu, zrobić małe zakupy, a następnie zamontować w skrzynce nowe elementy i cieszyć się relatywną ciszą. Proste – o ile nasza maszyna nie ma nieco innych planów…
Po kilku wycieczkach do rozmaitych salonów i przebytych pieszo blisko 20 kilometrach potwierdzam, że są trzy morały tej historii. Po pierwsze komputery bywają wredne i jak siada jeden wentylator, to prędzej czy później padną pozostałe. Po drugie, gdy jest się już w sklepie, warto nabyć więcej części. Po trzecie, wychodzi na to, że nawet dość wiekowa metalowa skrzynka, która według mędrców wszelakich podobno służy ludzkości jako podstawowe narzędzie przyczyniające się do ogłupiania i tuczenia, potrafi zadbać o naszą kondycję…
Musi się tylko regularnie psuć.
A tymczasem…
…w ostatnich dniach rzeczywistość i fikcja zamieniły się rolami, a wszystko za sprawą tragicznej śmierci Lee Thompsona Younga i ostatniego odcinka "Rizzoli & Isles". W trakcie oglądania "No One Mourns the Wicked" miało się wrażenie, że sprawa tygodnia przestała się liczyć, czas stanął w miejscu, a epizod miał udowodnić wszystkim, że pomimo iż Younga nie ma już na tym świecie, to Barry Frost ma się i będzie się miał całkiem nieźle.
Wiem, że to tylko złudzenie. Rozumiem również, że godziny spędzone nad serialami w dużym stopniu na uodparniają na zgony fikcyjnych bohaterów, a częścią śledzenia tego całego telewizyjnego grajdołka jest oswojenie się z informacjami o wypadkach i zgonach oraz ze wspominaniem po pewnym czasie zarówno najlepszych ról, jak i ostatnich telewizyjnych występów nieżyjących aktorów.
W tym wypadku wszystko odbyło się wręcz w jednej chwili i nie jestem jeszcze w stanie tego całkowicie ogarnąć.
Za to ostatnio…
…w finale "Necessary Roughness" furorę zrobiła fiolka z nielegalną substancją o skomplikowanej nazwie. Pośród osiągnięć tego małego przedmiotu należy wymienić przyczynienie się do rozpadów i powstawania nowych związków, bezceremonialne niszczenie karier i instytucji oraz wydobywanie z ludzi ich najlepszych, jak i najgorszych cech.
Scenarzystom należą się duże brawa za cały ten dopingowy wątek w 3. sezonie przygód dr Santino (Callie Thorne). Udało im się w końcu dobrze wstrzelić w temat budzący mnóstwo emocji. Szczególnie że za oceanem (w lidze MLB) trwa w najlepsze dopingowy skandal z kliniką Biogenesis oraz Aleksem Rodriguezem w rolach głównych.
Zaledwie kilka minut…
…ostatniego epizodu "Covert Affairs" wystarczyło, aby docenić tę osobę, która postanowiła, że Henry Wilcox (Gregory Itzin) stanie się jednym z głównych graczy w 4. sezonie produkcji stacji USA Network. Za każdym razem, gdy Itzin pojawia się na ekranie, nie pozostaje nic innego jak bardzo uważać. Niesamowite emocje motywujące działania Henry'ego, a szczególnie nieskrywany żal oraz chęć zemsty, powodują, że każda sekunda jego obecności jest po prostu ważna.
Długo przyszło nam czekać, aż twórcy pozwolą temu bohaterowi przejść od gróźb do czynów. Dobrze, że wreszcie mamy przyjemność to zobaczyć.
Wiele uroku straciło…
…oczekiwanie na 7. sezon "True Blood", a wszystko przez dość specyficzną formę sabotażu. Po prostu nie wiem, jak można było już teraz zdradzić, że Alexander Skarsgård powróci w kolejnej serii?
Nie jestem przeciwnikiem spoilerów, jednak skoro włożono tyle wysiłku, aby przeprowadzić Erica Northmana z punktu "A" do punktu "B" w możliwie najciekawszy sposób oraz w to, aby ten drugi punkt zasiał niepewność w sercach fanów, to dlaczego zaledwie kilka dni później niszczy się całą tę pracę niepotrzebnymi deklaracjami?
Czym teraz będą się ekscytować widzowie przez kolejne miesiące oczekiwania? Ikoną wiszącą na ścianie sypialni pewnej kilkusetletniej wampirzycy o prawdopodobnie polskich korzeniach?
W telewizji zabrzmiało…
…"Acid Love" grupy Sleepy Sun. Utwór pojawił się w "Low Winter Sun". Przyznaję, jak na razie serial emitowany przez AMC oglądam zdecydowanie nie, ekhm, z nosem przy ekranie, a raczej jednym okiem, bez przekonania i ze wspomnianym nochalem raczej nad dużym kubkiem kawy – tak na wszelki wypadek.
Z drugiej strony trudno nie wspomnieć o piosence, która okazała się idealnym podkładem do puszczania wszystkiego z dymem. Dosłownie
Do zobaczenia! Już za tydzień koniec (sezonu).