"True Blood": 8 rzeczy, za którymi będę tęsknić
Marta Wawrzyn
4 września 2013, 15:33
Nie martwi mnie wiadomość o bliskim końcu "True Blood", ale muszę przyznać, że nawet teraz, kiedy serial nie jest już z najlepszej formie, wciąż go w jakiś sposób lubię. I potrafię wymienić przynajmniej kilka rzeczy, których będzie mi brakowało, kiedy się skończy.
Nie martwi mnie wiadomość o bliskim końcu "True Blood", ale muszę przyznać, że nawet teraz, kiedy serial nie jest już z najlepszej formie, wciąż go w jakiś sposób lubię. I potrafię wymienić przynajmniej kilka rzeczy, których będzie mi brakowało, kiedy się skończy.
1. Eric! Tyłek Erica. Wszystko inne Erica… Czy ktokolwiek, choć przez moment, uwierzył, że Eric może zginąć w finale 6. serii? Nie, oczywiście że nie! Wampir wiking to prawdziwy skarb "True Blood", to powód, dla którego wielu widzów jeszcze się z serialem nie pożegnało. I ja też tak mam. Alexander Skarsgård nie musi nawet pokazywać wszystkiego (choć absolutnie nie martwi mnie, że pokazał. W ogóle mnie to nie martwi. Ani troszeczkę), żebym wpatrywała się w ekran jak zaczarowana. Wystarczy, że po prostu jest.
2. Duszny klimat Południa. W amerykańskim Południu zakochałam się, kiedy zostałam wysłana zobaczyć, jak się studiuje w Missouri (o czym pisałam przy okazji "True Blood"). Od tego czasu wciąż wypatruję choćby namiastki tego, czego wtedy doświadczyłam, na ekranie. I "True Blood" daje radę, "True Blood" tym klimatem ocieka, kąpie się w nim często i bezwstydnie. Prowizoryczne domy z dykty, tajemnicze krzaki, w których coś się czai, aligatory, voodoo, religijne szaleństwa, knajpy pełne rednecków, blondynki w szortach, mocny południowy akcent – to wszystko w serialu HBO jest przepyszne, a wampiry stanowią naturalny dodatek do takiej scenerii.
3. Złośliwości Pam Swynford De Beaufort. W ciągu sześciu lat jakość "True Blood" poważnie spadła. Uwaga ta w największym stopniu dotyczy fabuły, a dokładniej – braku sensownych pomysłów na jej rozwój. Ale czarny humor, którego serial kiedyś był pełen, też jakby stracił na ostrości. Już nie ma tylu zabawnych tekstów ani tylu precyzyjnie wtrąconych fucków co kiedyś. Tylko Pam się nie zmieniła. Postać grana przez Kristin Bauer van Straten sypie złośliwościami dokładnie tak jak na początku, nie widać tu żadnego spadku jakości.
4. Zabawa absurdem i poetyką gore. "True Blood" było najlepsze, kiedy oczywiste było, że to co oglądamy, jest nie na poważnie. Kiedy wszystko było tak absurdalne, tak przerysowane, tak kuriozalne, brutalne i głupie, że trudno było uwierzyć w to, co się ogląda. W ostatnich sezonach ta szalona jazda bez trzymanki przez znane z horrorów konwencje nie szła już twórcom tak dobrze. Może to nadmiar istot nadprzyrodzonych, może tak łopatologiczne zagrywki, jak krwawa bogini Lilith, a może po prostu ogólne zmęczenie materiału – tak czy siak ostatnio widać już co najwyżej przebłyski dawnej formy.
5. Jedna z najlepszych czołówek w TV. Kiedyś na Serialowej, kiedy jeszcze byliśmy serwisem bardzo młodym i nieopierzonym, zrobiliśmy metodą głosowania ranking najlepszych czołówek serialowych. "True Blood" zajęło jedną z najwyższych pozycji; chwaliliśmy zdjęcia, montaż, perfekcyjny dobór motywu muzycznego. Dwa lata później uwielbiam "Bad Things" tak jak wtedy i czołówki "True Blood" nigdy, przenigdy nie przewijam.
6. Urocza głupota i koszmarny pech Jasona Stackhouse'a. Postacią, która wypowiada zdecydowanie najzabawniejsze teksty, jest Pam, ale najbardziej rozbraja mnie Jason. Bezgraniczna głupota i jeszcze większy pech (zwłaszcza do kobiet) w innym serialu już dawno by sprawdziły na bohatera jakieś straszne nieszczęście, a może nawet śmierć. Ale nie tutaj! W "TB" Jason, choć go już gwałcono, zjadano żywcem i prano na różne sposoby jego malutki mózg, ma się w gruncie rzeczy całkiem dobrze. Oby tak już pozostało do końca.
7. Słodki rudzielec Jessica Hamby. Ulubienica wszystkich moich redakcyjnych kolegów i moja w gruncie rzeczy też. Nie pamiętam już co prawda, kiedy śliczna Jess miała jakikolwiek sensowny wątek, ale nie to jest najważniejsze. Ważne, żeby była na ekranie i od czasu do czasu uśmiechnęła się do nas.
8. Szalony seks we wszelkich możliwych konfiguracjach. Można doszukiwać się w "True Blood", czego się tylko chce: dobrze napisanych bohaterów, wciągającej fabuły, klimatu etc. Ale czy oglądalibyśmy ten serial, gdyby nie było w nim tyle seksu? Wampiry, wilkołaki, wróżki, zmiennokształtni i ludzie bzykają się ze sobą radośnie niemal w każdym odcinku, we wszelkich możliwych konfiguracjach. Gołe tyłki, muskularne klaty i jędrne piersi migają widzowi przed oczami na tyle często, że zapomina o wadach serialu i ogląda dalej. Bo zalety, trzeba przyznać, są całkiem miłe dla oka.