"Under the Dome" (1×11): Kończcie to!
Andrzej Mandel
5 września 2013, 19:16
Naiwność młodej pani szeryf sprawia, że podejrzewam udział polskich scenarzystów w tworzeniu tego serialu. Spoilery.
Naiwność młodej pani szeryf sprawia, że podejrzewam udział polskich scenarzystów w tworzeniu tego serialu. Spoilery.
Albo Amerykanie oglądają "Under the Dome" dla jedynego sensownie zagranego wątku, czyli romansu Barbiego (Mike Vogel) i Julii (Rachelle Lefevre), albo są głupsi niż najgłupsze Polish Jokes. Ten serial przypomina mi bowiem coraz bardziej gniota napisanego przez polskich scenarzystów ćpających zanieczyszczony kwas i popijających go bimbrem.
W efekcie nie rozumiem na przykład, po co była w ogóle postać Maxine, która nie wniosła niczego poza opóźnieniem nieuchronnego finału, kiedy mam nadzieję, męka z tym serialem się zakończy. Owszem, trochę przyspieszyło to nieuchronne wzbogacenie o wiedzę Julii i wyjaśniło się, że ona i Barbie to WNM, ale poza tym może mi ktoś powiedzieć, po co ten wątek w ogóle się pojawił? Maxine zachowywała się w sposób wybitnie idiotyczny i sugerowanie, że ktokolwiek mógł się jej bać jest po prostu śmieszne.
Zwłaszcza że nie przyspieszyło to procesu dojrzewania umysłowego młodej szeryfki (Natalie Martinez), która jest najwyraźniej niedorozwinięta. To, jak łączy fakty, przypomina pięciolatka siedzącego godzinę nad "połącz kropki" układające się w okręg. I naprawdę rozumiem, że zmienić schemat myślowy z "Big Jim jest dobry" na "Big Jim nie jest dobry" może być trudno. Szczególnie że nie jest to jednoznaczna postać.
Zwroty akcji w "Under the Dome" i rysowanie postaci przez twórców to temat na osobny elaborat. Nie wiem, czy to jest kwestia tego, że macza w tym palce Spielberg, czy jakieś oszczędności na scenarzystach, ale mam wrażenie, że zwroty akcji są robione kompletnie od czapy, a jedyne przyzwoicie zrobione postacie to właśnie Barbie i Julia. Jeszcze może Angie (Britt Robertson) broni się jakoś i wygląda wiarygodnie, ale pozostałe postacie zachowują się, powtórzę się, kompletnie od czapy.
Jeszcze jedną rzeczą, która przyprawia mnie o ból nawet sztucznego zęba, to postacie z drugiego i trzeciego planu. Pojawiają się i znikają w sposób dość przypadkowy – kiedy nie są potrzebne, nie widać ich nawet w tle. Ktoś widział denerwującą, krótkowłosą lesbijkę od momentu śmierci jej partnerki? A przecież siedzi ona w tym samym domu, w którym przebywają podłączone do minikopuły nastolatki.
"Under the Dome" zawodzi na całej linii. Problem w tym, że będzie drugi sezon i ktoś w redakcji będzie musiał oglądać to dalej. Najlepiej ktoś, kto widział pierwszy sezon. Zgadnijcie, kto to będzie…