Nasze oczekiwania serialowe na jesień 2013
Redakcja
8 września 2013, 16:44
UWAGA NA SPOILERY – jeśli nie jesteście na bieżąco, lepiej pewne tytuły omińcie!
MARTA WAWRZYN
"Homeland" – Serial, który w zeszłym sezonie najpierw nas wszystkich zachwycał, a potem już różnie z tym bywało. Zakończenie 2. sezonu jest jednak bardzo mocne i daje nadzieję na świeży, pełen zaskoczeń 3. sezon. Widziałam już premierę nowego sezonu i nie tylko nie czuję się zawiedziona, ale wręcz uważam, że jest to świetny, bardzo realistyczny wstęp do nowego rozdziału "Homeland". Oby tak dalej: jak najmniej romansu, jak najwięcej rozgrywek politycznych.
"How I Met Your Mother" – Nigdy nie byłam wielką fanką tego sitcomu, a w poprzednim sezonie oglądało mi się go wyjątkowo ciężko. Dziś jednak "HIMYM" zajmuje jedno z najwyższych miejsc na liście seriali, których powrotu nie mogę się doczekać. Czemu? Po pierwsze, Matka. Uważam, że wybrano fantastyczną aktorkę i bardzo chcę oglądać ją na ekranie jak najczęściej. Po drugie, bardzo podoba mi się koncept, aby cały sezon dział się w czasie jednego weekendu weselnego. Czy to się sprawdzi? Nie mam pojęcia. Ale brzmi to bardzo dobrze i sprawia, że naprawdę już nie mogę się doczekać powrotu najdłuższej i najbardziej pokręconej sitcomowej historii miłosnej, jaką widziałam.
"The Good Wife" – Najlepszy serial, jaki mają do zaoferowania amerykańskie stacje ogólnodostępne. To coś niesamowitego: za nami cztery sezony, wypełnione sprawami prawnymi, i wciąż mnie to nie nudzi, a na dodatek bohaterowie i ich wątki też nadal prezentują się interesująco. W tym sezonie chcę, aby Alicia mniej uwagi poświęcała Willowi i Peterowi – szczerze mówiąc, ta telenowela już dawno przestała być najlepszym elementem "The Good Wife" – i zajęła się pracą. Chcę, żeby ona i Cary ostro walczyli ze swoją dawną firmą na sali sądowej. Nie jestem pewna, czy chcę, aby im się udało – być może ciekawiej będzie, jeśli będą musieli z podkulonymi ogonami wrócić do Lockhart Gardner. Cokolwiek się nie będzie działo, jestem pewna, że "The Good Wife" mnie nie zawiedzie. "The Good Wife" nigdy mnie nie zawodzi.
"Boardwalk Empire" – W zeszłym roku obraziłam się na "Boardwalk Empire", bo produkcja – która nigdy nie miała zbyt oryginalnej fabuły – stała się wyjątkowo pustą, choć wciąż oczywiście bardzo piękną, wydmuszką. Patrzę jednak na zapowiedzi nowej serii, patrzę na bogactwo dekoracji, słyszę jazz, widzę coraz krótsze spódniczki… i myślę sobie, że niezależnie od tego, ile fabularnych klisz znów mi zaserwują, będę oglądać dalej. Bo nie ma serialu bardziej zachwycającego wizualnie niż "Boardwalk Empire".
"Glee" – Przyznaję otwarcie: gdyby nie śmierć Cory'ego Monteitha, pewnie nawet nie spojrzałabym na powrót "Glee". Powodowana niezdrową ciekawością zerknę na odcinki o Beatlesach, obejrzę też na pewno odcinek o Finnie. Czy potem jeszcze będę kontynuować przygodę z "Glee"? Nie wiem. Mam wrażenie, że ten serial nigdy już nie będzie tym, czym był kiedyś, i teraz, kiedy jedna z jego największych gwiazd nie żyje, powinien zostać po prostu szybko zakończony.
"The Carrie Diaries" – Bardzo się cieszę, że ten sympatyczny serialik jakimś cudem przetrwał. Nie mogę się już doczekać młodej wersji Samanthy, chcę też wiedzieć wszystko o nowojorskim lecie Carrie i Walta. Po pierwszym sezonie uważam, że w "The Carrie Diaries" jest świeżość, jest dużo uroku – i nawet jeśli czasem wątki, które nam serwują, nie są szczególnie ciekawe, wciąż sądzę, że to bardzo miłe guilty pleasure.
"Revenge" – Po 2. sezonie nie mam o zemście Emily wiele dobrego do powiedzenia. Ale mimo wszystko nadal widzę w tej historii potencjał i zerknę przynajmniej na kilka pierwszych odcinków nowego sezonu. Czego chcę? Mniej dramatów z mało interesującymi postaciami w rolach głównych, więcej zemsty i "walk kociaków" w wykonaniu Victorii i Emily.
Na pewno będę w tym sezonie oglądać komedie: "Parks and Recreation" (które w drugiej połowie poprzedniego sezonu nieco obniżyło loty, ale to pewnie chwilowe), "The Big Bang Theory", "New Girl". Bardzo bym chciała, aby jesienią wróciło "Community", i myślę, że jest na to szansa, bo jesienne nowości komediowe NBC wyglądają średnio.
Skaczę z radości na myśl o 50. rocznicy "Doktora Who" i jest mi strasznie smutno, kiedy przypominam sobie, że już w te święta Matt Smith, pierwszy Doktor, z jakim miałam do czynienia, zakończy swój serialowy żywot.
Żałuję też, że przed nami już ostatni sezon "Treme" – niby wciąż nie skończyłam oglądać poprzedniego sezonu (uwielbiam "Treme", ale przyjmuję je w małych dawkach), jednak uważam, że to doskonały serial. Bardzo mi będzie brakować jego niepowtarzalnego klimatu.
Jak co roku, z niecierpliwością czekam na nowości. Przede wszystkim na piękne i, miejmy nadzieję, odważne "Masters of Sex", a także na "Peaky Blinders", "Mob City", "Brooklyn Nine-Nine", "Hello Ladies", "The Crazy Ones"… Widziałam już pilota "Trophy Wife", i mam o nim całkiem dobre zdanie.
Nie mam wielkich nadziei co do seriali, które przed premierą budzą największe zainteresowanie. "The Blacklist" wygląda sztampowo, ale jest tam groźnie wyglądający James Spader, więc na pewno obejrzę przynajmniej kilka odcinków. Cieszy mnie premiera "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.", mam nadzieję, że będzie to kawał dobrej rozrywki. Na pewno zerknę na "The Originals". Życzę tej doroślejszej wersji "Pamiętników wampirów" jak najlepiej, ale po pilocie nie spodziewam się cudów. Po samych "Pamiętnikach" przestałam już spodziewać się czegokolwiek.
O najbardziej oczekiwanych nowościach będę jeszcze pisać, więc pozwólcie, że na tym na razie zakończę moją listę życzeń.
MICHAŁ KOLANKO
"Person of Interest" – Tej jesieni nie ma chyba bardziej oczekiwanego przeze mnie powrotu (może oprócz "Homeland") od tego serialu. Co dalej z Maszyną i działalnością Fincha i Reese'a? Co dalej z Root? Te pytania rozgrzewały dyskusje fanów serialu od czasu finału 2. sezonu. Teraz wreszcie będziemy mogli się dowiedzieć, jakie są odpowiedzi. Sezon 3. może jeszcze bardziej rozwinąć całe uniwersum "PoI", a poza tym poznamy zapewne więcej informacji o samej Maszynie i wszystkich naszych ulubionych postaciach. Ryzyko, jakie stoi przed twórcami serialu, jest jednak znaczne. Wątek SI, jeśli zostanie źle rozwinięty, sprawi, że cała produkcja mocno straci na wiarygodności.
"Revolution" – Pierwszy sezon tego serialu był długi i koszmarny. Czy w drugim będzie lepiej? To w zasadzie jedyne pytanie, które warto postawić przed nowym sezonem. "Revolution" woła o pomstę do nieba, jeśli chodzi o niemal wszystkie elementy, od scenariusza po postacie. Tylko wymyślony świat jakoś się broni, mimo bardzo licznych dziur logicznych. Już po pierwszym odcinku będzie jasne, czy fala krytyki nauczyła czegoś twórców.
"Homeland" – To może być najważniejszy "powrót" tego sezonu. Brody jako najbardziej poszukiwany terrorysta świata, Carrie i Saul próbujący odnaleźć się w nowej sytuacji, no i wielka waszyngtońska polityka. Sezon 2. nie był pozbawiony wad, ale bardzo mocna końcówka sprawiła, że oczekiwanie na ciąg dalszy bardzo się dłużyło. Twórcy serialu mogą udowodnić, że niektóre odcinki i pomysłu w sezonie 2. były tylko chwilowym spadkiem formy. Jeśli tak się nie stanie – i dalej będą brnąć w śmieszność za pomocą kontrowersyjnych zabiegów fabularnych – marka "Homeland" może bardzo ucierpieć.
"Arrow" – Pierwszy sezon tego serialu nie był może arcydziełem, ale stanowił przyjemny wypełniacz czasu, umilający oczekiwanie na inne produkcje. Mam nadzieję, że 2. sezon będzie spełniał dokładnie to samo zadanie. No i że twórcy nauczą się pisać wątki romansowe, bo te, które dostaliśmy w 1. sezonie, były jedną z głównych jego wad. Liczę też na to, że Felicity będzie jeszcze częściej pojawiać się na ekranie niż dotychczas. I to nie tylko ze względu na urodę Emily Bett Rickards, ale także ze względu na to, że była to jedna z najlepiej pomyślanych i zagranych postaci w całym serialu. Miejmy też nadzieję, że flashbacki z wyspy będą cały czas (a nie tylko czasami) bardzo ciekawe.
"The Walking Dead" – Oglądam "TWD" w zasadzie tylko z przyzwyczajenia. Poprzedni sezon był bardzo nierówny, a końcówka słabiutka. Teraz zobaczymy, czy uda się wykrzesać z tej formuły jeszcze coś nowego. Ale wielkich nadziei na to nie ma.
Spośród tegorocznych nowości interesują mnie przede wszystkim "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." (mimo okropnej nazwy to jedna z najważniejszych premier jesieni) i "Almost Human".
ANDRZEJ MANDEL
"Castle" – Po finale 5. sezonu nie mogę się doczekać 6. sezonu. Mam pewne obawy związane z rozwojem relacji Ricka i Kate. Choć klątwa "Moonlighting" została najwyraźniej przełamana, to jednak ewentualne zdominowanie serialu przez wątek "osobisty" nie wyjdzie tu na dobre. W 5. sezonie udało się zachować równowagę, ale czy uda się to w szóstym? Tak czy inaczej, z tego co ujawnili twórcy, kolejny sezon zapowiada się interesująco.
"Mentalista" – Gdzieś w połowie 5. sezonu myślałem, że porzucę ten serial, gdyż robił się coraz nudniejszy. Na szczęście wątek Red Johna wrócił w niezłym stylu, a akcja nabiera rozpędu. Sporo spoilerów dotyczących kolejnego sezonu, ujawnionych przez twórców, pozwala oczekiwać sporych emocji. Mam tylko nadzieję, że "sprawy tygodnia" nie będą mało interesujące.
"Sleepy Hollow" (nowość) – Przyznam, że jestem ciekaw, jak będzie wyglądała unowocześniona ekranizacja słynnego opowiadania Washingtona Irvinga, a raczej serial luźno na nim oparty. Z zapowiedzi wynika, że może to być równie dobrze serial bardzo klimatyczny, jak i bardzo słaby.
"Peaky Blinders" (nowość) – Nowy brytyjski serial zapowiada się interesująco. Już sama obsada imponuje (Cillian Murphy, Sam Neill), a osadzenie czasu akcji tuż po Wielkiej Wojnie tylko to zainteresowanie wzmaga. Jeżeli dodać, że Brytyjczycy słyną z robienia dobrych kryminałów i dobrych seriali historycznych, to mam prawo oczekiwać przynajmniej przyzwoitego dania.
"The Blacklist" (nowość) – Trochę się boję, że z tym serialem będzie, jak z "The Following". Skrót fabuły mówi, że głównym bohaterem będzie najbardziej poszukiwany przestępca, który podda się FBI i, pod warunkiem współpracy z konkretną agentką, wyda w ręce agencji innych przestępców. To może być fajnie zrobione i mam nadzieję, że takie właśnie będzie. W roli głównej James Spader ("Orły z Bostonu", "The Office")
AGNIESZKA JĘDRZEJCZYK
"Hawaii Five-0" – Mam wrażenie, że z oczekiwaniami wobec 4. sezonu procedurala o hawajskich detektywach powtórzę tę samą śpiewkę, co rok temu, bo nie ma co ukrywać, że eksperyment z Catherine Rollins udał się tylko połowicznie. Umieszczanie postaci w głównej obsadzie, a potem dodawanie jej do scenariusza co drugi odcinek było strzałem we własną stopę i nie rozumiem, czy twórcy nie mieli na ten wątek pomysłu, czy też woleli stąpać ostrożnie. Tak czy inaczej, nie przestaję za Catherine trzymać kciuków – tak samo jak za całe "Hawaii Five-0", które w 4. sezonie być może zmieni się jeszcze na lepsze. Wiernych fanów z pewnością ucieszy wieść o obecności Kono, która wcale z serialu nie znika, a za to będzie miała swój własny wątek, a imponująca lista gościnnych gwiazd (Melanie Griffith jako mama Steve'a, a do tego Chi McBride, Henry Ian Cusick, Tim Daly, i więcej) bez wątpienia wspomoże fakt, że serial został przesunięty na piątek. Akcja, komedia, drama – malownicze, słoneczne Hawaje – czyli wciąż nie mam dość i wciąż chcę więcej.
"Homeland" – Po 3. sezonie najlepszego szpiegowskiego serialu dramatycznego ostatnich lat życzyłabym sobie w sumie tylko jednego – jak najmniej ckliwego romansu pomiędzy Carrie a Brodym. Nie mam wątpliwości, że wszystko inne "Homeland" zapnie na ostatni guzik.
"The Walking Dead" – Wszyscy wiemy, co sezon 3. zrobił dla tego serialu i wszyscy teraz oczekujemy, że następny zrobi kolejny krok naprzód. Przygarnięcie pod swój dach uchodźców z Woodbury już samo w sobie otwiera furtkę do nowych spięć i niebezpiecznych sytuacji, a czający się nie-wiadomo-gdzie Gubernator wisi nad bohaterami niczym widmo znacznie groźniejsze niż otaczające ich zombie. Nie wiem, czego nie mogę doczekać się bardziej – nowych konfliktów pomiędzy bohaterami czy nowych wyzwań postapokaliptycznego świata, w którym nikt nie może czuć się naprawdę bezpieczny. Twórcy zapowiadają śmierci – i co jak co, ale twórcom "The Walking Dead" można wierzyć. Ogromnie ciekawi mnie również, czy Carl faktycznie stanie w moralnej opozycji do ojca – i zdecydowanie chcę się dowiedzieć, czy sam Rick, mający teraz znacznie bardziej wyraźny cel niż kiedykolwiek, weźmie się w garść tak, jak byśmy tego chcieli. W sumie nawet nie wiem, czy potrzebne mi do tego więcej zombie – wystarczy mi po prostu więcej dramy.
"Nashville" – Opera mydlana to nie do końca kierunek, jakiego bym sobie w tym serialu życzyła, ale o 2. sezonie wspominam dlatego, że bardzo, ale to bardzo bym chciała, by po zmianie dyrektorów muzycznych w "Nashville" nie zmieniło się to, co najlepsze – muzyka. Melodyjne piosenki country były w 1. sezonie prawdziwym objawieniem, a obu wydanych na przestrzeni ostatniego sezonu soundtracków z przyjemnością słucham do dziś. Miłosne i zawodowe perypetie bohaterów obchodzą mnie niejako mniej, ale nie powiem, że nie jestem też ciekawa, w jakim kierunku potoczy się kariera Scarlett, czy Juliette wreszcie wyciągnie jakieś lekcje ze swoich nieszczęść, i czy Rayna w końcu zdecyduje, czego chce od życia. Skoro to opera mydlana, marne na to nadzieje, ale pomarzyć zawsze można. Ważne, żeby się "Nashville" oglądało co najmniej tak dobrze, jak wcześniej.
NIKODEM PANKOWIAK
"Sons of Anarchy" – W Charming zawsze jest gorąco i wygląda na to, że nic się nie zmieni. Nieco przetrzebiony klub musi stanąć na nogi, a cała odpowiedzialność za to spoczywa na Jaxie. Spodziewam się sporych problemów w pogodzeniu coraz bardziej skomplikowanego życia osobistego z dbaniem o interesy SAMCRO. Tara jest zamknięta, Clay również, a na horyzoncie czai się nowe niebezpieczeństwo. Czekam na kolejne bójki, strzelaniny i brudne gierki, do jakich przyzwyczaił nas Kurt Sutter. To już tylko dwa dni!
"The Walking Dead" – Poprzedni sezon pozostawił widzów z lekkim uczuciem niedosytu, ale wciąż mam ogromną wiarę w tę produkcję, w końcu na przestrzeni całej 3. serii chyba ani razu nie zeszła poniżej pewnego poziomu. Większą rolę w grupie będzie odgrywał Tyreese, co z pewnością dobrze wpłynie na dynamikę całego serialu i może nieco zmienić relacje panujące w grupie. Zastanawia mnie także, w jaki sposób (i na jak długo) powróci Gubernator. Dalej będzie chciał zniszczyć Ricka i jego przyjaciół, czy może wreszcie nieco się opamięta i stanie się innym człowiekiem? Dla mnie najważniejsze jest, aby to zombie stało się ponownie głównym zagrożeniem dla bohaterów. Praktycznie cały 3. sezon skupiał się na walce między ludźmi, pora wreszcie, aby to żywe trupy wysunęły się na pierwszy plan.
"How I Met Your Mother" – Przede wszystkim oczekuję sezonu lepszego niż poprzedni. Zwłaszcza że gorzej już chyba być nie może, prawda? Liczę na więcej Matki. Mam przeczucie, że Cristin Milioti będzie świetna w swojej roli i przyniesie jakże potrzebne temu serialowi odświeżenie. Finał poprzedniego sezonu okazał się zaskakująco dobry, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że bardzo dobry, więc mam nadzieję, że twórcy utrzymają poziom. Muszą się postarać, skoro większość akcji będzie działa się w ciągu jednego weekendu (planowane są także skoki w przeszłość i przyszłość). Miejmy nadzieję, że Ted szybko pozna swoją przyszłą żonę, bo widzowie mają już szczerze dość jego zbolałej miny i problemów egzystencjonalnych. Pokazano nam już matkę, teraz chcemy zobaczyć szczęśliwego Teda.
"Modern Family" – Czwarty sezon mocno nadwyrężył moje zaufanie do tej produkcji. Zresztą, nie tylko moje, o czym świadczą wyniki oglądalności – wciąż wysokie, ale jednak niższe niż kiedyś. Problem z "Modern Family" jest taki, że po kilku sezonach przestało być zabawne serwowanie nam ciągle tego samego. Podobno twórcy mają w planach ślub Camerona i Mitchella, aby nadać serialowi nieco dynamiki. Przydałoby się także nieco dodatkowego zamieszania w domu Dunphych. Coś jest nie tak, gdy już nawet Phil coraz częściej irytuje zamiast bawić…
"Parks and Recreation" – Czytałem już plotki, że może to być ostatni sezonów Parków. Jeśli faktycznie tak będzie, liczę na zabawne zakończenie. Jestem ciekaw, jak Leslie poradzi sobie z sytuacją, gdy część mieszkańców jej ukochanego miasta będzie chciała pozbawić ją stanowiska. No i oczywiście Ron, który już za chwilę będzie musiał odnaleźć się w roli ojca. Czekam też na powrót Jeana-Ralphio oraz pojawienie się w Pawnee mojej ulubienicy Kristen Bell. Szkoda, że z serialem pożegnają się Ann i Chris. Choć sympatyczna pielęgniarka była mi najbardziej obojętna ze wszystkich postaci, teraz stwierdzam, że na pewno będę odczuwał jej brak. Choć pewnie jeszcze bardziej odczuje go Leslie.
Nieco mniej wyczekuję "The Big Bang Theory", które miało w poprzednim sezonie lepsze i gorsze momenty, choć z pewnością nadal będę oglądał ten serial. Zasadnicze pytanie brzmi: kiedy Sheldon i Amy wreszcie to zrobią!? Nie wiem, czy wrócę do "2 Broke Girls", nadal nie przebrnąłem przez poprzedni sezon, o którym można powiedzieć jedynie, że był fatalny. Z nadzieją, ale także lekkim niepokojem (spowodowanym m.in. zmianami w obsadzie) spoglądam na "Community" i "Suburgatory". Oba te seriale wracają jednak dopiero w midseason, więc jeszcze będzie czas, by się nimi zająć. Tak samo jak między innymi "Dallas", "Episodes", "House of Lies" i "Girls".
Miałbym też pewnie jakieś oczekiwania wobec "Homeland" i "American Horror Story: Coven", ale nadal jestem w trakcie nadrabiania zaległości z poprzedniego roku. Wrócę do nich już, zaraz, za chwilę. Za kilkanaście dni startuje także 5. sezon "Parenthood", a ja właśnie zabieram się do oglądania poprzedniej serii. Myślę, że tutaj nic mnie nie zaskoczy i poziom nadal będzie wysoki, a bohaterowie uroczy, choć czasem nieco zbyt płaczliwi.
O nowościach, na które (nie) czekam, wspomnę kiedy indziej.
PAWEŁ RYBICKI
"American Horror Story: Coven" – 2. sezon "AHS" był jeszcze lepszy od poprzedniego (chociaż końcówka była już nieco zbyt rozciągnięta i przegadana). Nic więc dziwnego, że po nowej odsłonie serialowej opowieści grozy obiecuję sobie bardzo dużo. Tym bardziej, że twórcy sięgnęli po klasyczny, ale niezbyt obecnie eksplorowany temat czarownic. Jestem pewien, że "AHS" zaskoczy widzów (bo zawsze zaskakuje), oby to było zaskoczenie pozytywne.
"Jak poznałem waszą matkę" – Oczywiście, że chcę zobaczyć, jak Ted w końcu poznaje tę cholerną matkę. Po tragicznie słabym poprzednim sezonie to jest właściwie moje jedyne oczekiwanie wobec "HIMYM": niech pokażą, jak zamierzają rozegrać kluczowy moment całej serii. Obawiam się jednak, że poziomu tego serialu nic już nie uratuje.
"Brooklyn Nine-Nine" (nowość) – Niecierpliwie oczekuje na nowy serial twórców "Parks and Recreation". Plakaty reklamowe wyglądały nieźle, pierwsze spoty już nieco gorzej. Mam nadzieję, że nie będzie źle, w końcu "Parki" niezmiennie utrzymują świetny poziom.
"Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." (nowość) – Ten serial promowany jest jako wielkie wydarzenie, ale wielka promocja budzi wielkie oczekiwania – u mnie też. Na razie zapowiedzi serialu na podstawie słynnego komiksu nie wyglądają źle. Ba, wyglądają wręcz szałowo. Ale jakoś nie wierzę, aby każdy odcinek serialu był w stanie prezentować się tak, jak "The Avengers". Inna sprawa, że wcale nie wymagam od tej produkcji tylko serii wybuchów i walk. Ciekawy scenariusz przyda się bardziej – ale o to akurat może być najtrudniej.
"Trophy Wife" (nowość) – Pilot tego serialu komediowego był naprawdę zabawny. W poprzednim sezonie telewizje zaproponowały nam wiele komedii i praktycznie wszystkie poległy, głównie za sprawą swojej wtórności i infantylności. "Trophy Wife" nie jest niby niczym szczególnym, ale jego pilot był po prostu śmieszny. Moje oczekiwanie jest więc proste – oby reszta tego serialu też była zabawn. I będzie dobrze.
"Glee" – Przed każdym nowym sezonem "Glee" oczekuję tego samego – aby był tak dobry, jak pierwszy. Jak na razie to niespełnione marzenie. I raczej takie, które nigdy się nie spełni, z tym się już pogodziłem. Dobrze by więc było chociaż, gdyby twórcy serialu przestali dryfować w stronę coraz mniej strawnej politpoprawnościowej agitki. Mogliby też dać sobie spokój z wtrynianiem do odcinków coraz gorszych piosnek, wziętych z aktualnych list przebojów dla nastolatków.
"Masters of Sex" (nowość) – "Mad Men" powoli się kończy, w dodatku zaczyna nieco zamulać. "Masters of Sex" ma szansę stać się nową ostrą historią o latach 60. w USA. Zwłaszcza że stacja Showtime zapewne nie będzie narzucała sobie (prawie) żadnych ograniczeń w pokazywaniu erotyki. Oczywiście pojawia się pytanie, czy "Masters of Sex" ma w ogóle potencjał, aby zastąpić "Mad Men". Zapowiedzi wyglądają wprawdzie bardzo dobrze i klimatycznie, ale to jeszcze nic nie znaczy.