"The Newsroom" (2×09): Słodko-gorzki finał
Michał Kolanko
18 września 2013, 18:17
Gdyby cały 2. sezon "The Newsroom" stał na takim poziomie jak finał, to wówczas serial HBO byłby zapewne hitem. Ale tak się nie stało. I między innymi dlatego ten finał jest tak słodko-gorzki. Spoilery!
Gdyby cały 2. sezon "The Newsroom" stał na takim poziomie jak finał, to wówczas serial HBO byłby zapewne hitem. Ale tak się nie stało. I między innymi dlatego ten finał jest tak słodko-gorzki. Spoilery!
Finał jest słodki przede wszystkim ze względu na ostatnie kilkanaście minut. Aaronowi Sorkinowi udało się zamknąć – i to pozytywnie dla bohaterów – niemal wszystkie najważniejsze wątki serialu. Sloan (Olivia Munn) pokazuje wreszcie swoje uczucia do Dona (Thomas Sadoski). Will oświadcza się MacKenzie McHale (Emily Mortimer). Załoga NewsNight utrzymuje swoje posady po katastrofie, jaką było wyemitowanie materiału o operacji Genoa, czyli rzekomym użyciu sarinu przez wojska specjalne USA w Pakistanie.
W finale 2. sezonu Sorkin robi, co może, żeby fani serialu poczuli się usatysfakcjonowani. I niestety trudno nie odnieść wrażenia, że niektóre pomysły zostały dodane bardzo na siłę. Zwłaszcza oświadczyny Willa kończą dwuletni wątek główny serialu w nieco sztuczny sposób.
Wcześniej jednak dostajemy (finał, czyli noc wyborczą 2012 w USA, podzielono na dwa odcinki) kilkadziesiąt minut znakomitej, bardzo dynamicznej i trzymającej w napięciu rozrywki. Sorkin umiejętnie miesza wątek nocy wyborczej – bardzo ważnego wydarzenia telewizyjnego dla każdej stacji – z wątkiem dotyczącym operacji Genoa. Najważniejsze osoby w zespole chcą podać się do dymisji, by oszczędzić swoim podwładnym przechodzenia przez publiczne upokorzenie. Jerry Dantana (Hamish Linklater) – dziennikarz zwolniony za sfałszowanie nagrania, które miało udowodnić tezę, że wojska USA użyły sarinu – pozwał bowiem ACN za zwolnienie niezgodne z kontraktem. Pozew miał zostać ogłoszony publicznie następnego dnia po wyborach. Jednak szefowa całego konglomeratu Atlantis World Media (Jane Fonda) nie chce się na dymisje zgodzić, twierdząc, że Will (Jeff Daniels) i inni muszą swoje grzechy odpracować, nawet kosztem morale zespołu.
Szkoda, że tylko Jerry – postać z zewnątrz (z waszyngtońskiego biura ACN, która nie należała do rdzenia obsady) – ponosi konsekwencje katastrofy z historią o sarinie. Wątek pokazano zaskakująco realistycznie jak na ten serial. I to że, nikt z ACN nie poniósł odpowiedzialności za tę wpadkę, jest nieco rozczarowujące z punktu widzenia logiki świata mediów.
Sorkin w finale niemal całkowicie rezygnuje z typowego dla siebie moralizatorstwa, pokazuje jedynie te dwa i kilka pomniejszych wątków. I całość działa znakomicie, a nawet to, że wynik wyborów jest z góry wiadomy, nie przeszkadza. Gdy Sorkin pisze swoje dialogi bez nadęcia, efekt końcowy bywa znakomity. Można zapytać retorycznie: dlaczego nie próbował tego wcześniej? Emocje nocy wyborczej są w tym odcinku wyczuwalne.
Oczywiście całkiem niezły finał pod względem techniczno-formalnym nie zmienia faktu, że 2. sezon "Newsroomu", chociaż i tak lepszy od poprzedniego, nadal trudno uznać za całkowicie udany. Nadal postacie w tym serialu służą przede wszystkim jako narzędzia do pokazania Czegoś Ważnego o mediach.
Dlaczego "Prezydencki poker ("The West Wing"), serial o podobnym w końcu pomyśle – pokazano wyidealizowany świat polityki – odniósł tak duży sukces, a "Newsroom" pozostaje kontrowersyjny?
Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze, Sorkin nie był wtedy tak nachalny. Owszem, pokazywał dream team w Białym Domu, ale w bardziej umiejętny sposób. Problemy polityczne, zakulisowe gry i machinacje – wszystko to pokazywano na tyle realnie, tak samo jak moralne dylematy ekipy prezydenta Bartleta, że przeciętny widz mógł w ten świat uwierzyć.
W "Newsroom" uwierzyć bardzo trudno i trudno traktować ten serial inaczej jak tylko moralitet, przypowieść o mediach. Fakt, że ten moralitet opowiadany był innymi środkami w 2. sezonie – poprzez pokazanie "autentycznej" (w sensie świata serialu) wpadki ekipy NewsNight, a nie tylko mówienie o wielkich zadaniach dziennikarstwa – nie zmienia istoty rzeczy.
W "Prezydenckim pokerze" kluczem było coś innego – postacie, na których barki Sorkin złożył przedstawianie swojej wizji polityki. Były o niebo lepiej przemyślane, dopracowane i zagrane. W USA serial ten stał się inspiracją dla wielu młodych ludzi, którzy wybierali dzięki niemu służbę publiczną i politykę. W przypadku "Newsroomu" to niemożliwe.
Dlatego teraz bardzo trudno uznać ten serial dla udany. Z punktu widzenia Sorkina jest użyteczną próbą zabrania głosu w debacie o mediach. Z punktu widzenia dziennikarzy w USA – o czym już pisałem na Serialowej – budzi jedynie wściekłość, bo Sorkin twierdzi, że ludzie wykonujący ten zawód przyczyniają się tylko do pogłębiania kryzysu mediów, ale nie ma żadnego praktycznego doświadczenia ani powagi w tym środowisku. Z punktu widzenia przeciętnego widza, "The Newsroom" tylko momentami nadaje się do oglądania. Zmiany w 2. sezonie poszły w dobrym kierunku, ale nie można uznać ich za wystarczające.
Ten projekt ma cały czas ogromny potencjał. I dlatego finał jest tak bardzo słodko-gorzki.