Emmy 2013: 9 najlepszych momentów [wideo]
Marta Wawrzyn
23 września 2013, 19:01
To było straszne. Długie, nudne i straszne… mówiłam już, że straszne? Jakimś cudem jednak udało mi się znaleźć dziewięć momentów, które podczas tegorocznej gali rozdania nagród Emmy mi się spodobały – i dzielę się nimi z Wami, po to byście nie musieli oglądać całości.
To było straszne. Długie, nudne i straszne… mówiłam już, że straszne? Jakimś cudem jednak udało mi się znaleźć dziewięć momentów, które podczas tegorocznej gali rozdania nagród Emmy mi się spodobały – i dzielę się nimi z Wami, po to byście nie musieli oglądać całości.
Bardziej od Emmy lubię Złote Globy. Tam zawsze panuje trochę luźniejsza atmosfera, nie wszyscy są trzeźwi, ludzie telewizji mieszają się z gwiazdami wielkiego ekranu i jakoś ten miks jestem w stanie przetrwać. Zwłaszcza kiedy prowadzą Tina i Amy.
Mimo wszystko w bólach i na raty udało mi obejrzeć całą imprezę – fakt, trwało to z sześć godzin i w międzyczasie dałam radę sporządzić i zjeść dwa posiłki, napisać kilka tekstów na tematy z kilku dziedzin, odbyć niezliczone rozmowy telefoniczne i kilka poważnych kłótni na Twitterze. No właśnie, Twitter. Jak wiecie, niektórzy w 140 znakach nie zawsze potrafią z sensem wyrazić, co mają do powiedzenia, więc piszą, ponoć na wpół na poważnie, takie absurdy, jak ten człowiek tutaj. Nie znam go, gdybyście pytali.
Fenomenalne #Emmys w tym roku. Świetny NPH, spektakularne show i mnóstwo niespodzianek. Good job.
— Dawid Rydzek (@DawidRydzek) September 23, 2013
Wracając… Neil Patrick Harris zawiódł jako gospodarz imprezy, zawiódł okrutnie i to chyba nie do końca z własnej winy. Jak mówią, z pustego i Salomon nie naleje. Dalsze recenzowanie tego wszystkiego nie ma sensu; ci, co widzieli, wiedzą, przez co przeszłam; tych, co nie widzieli, proszę, by powstrzymali się od sprawdzania. Naprawdę. Wierzcie mi. Chodzi mi tylko i wyłącznie o Wasze zdrowie psychiczne. Obejrzyjcie sobie "Downton Abbey", "Breaking Bad" czy cokolwiek. Wszystko będzie lepsze.
Ponieważ impreza była nie tylko nudna i straszna, ale też długa, udało mi się jakoś znaleźć dziewięć momentów (chciałam 10, ale nie, "interwencja" "HIMYM" była słabiutka), które mi się mniej lub bardziej podobały.
9. Numer taneczny NPH z niezłymi gwiazdami gościnnymi. Że Neil Patrick Harris wypada w takich numerach świetnie, wiemy nie od dziś. Ale tu jeszcze byli ciekawi bohaterowie drugiego planu – razem z NPH śpiewali Sarah Silverman i Nathan Fillion. W efekcie dostaliśmy całkiem miłe 3 minuty.
8. Roztańczone seriale. Sama nie wiem, czy takie rzeczy mi się podobają, czy nie. Powiedzmy, że miało to lepsze i gorsze momenty. Plusik ode mnie przede wszystkim za to, jak pokazano "Breaking Bad". Uśmiechnęłam się, niewiele brakowało nawet, żebym się zaśmiała.
7. Will Ferrell na scenie z dziećmi. Po wielu godzinach nudy zobaczyłam na scenie Willa Ferrella w szortach i wyciągniętym T-shircie, z trójką podobnie ubranych dzieciaków – i to był piękny moment. Obudziłam się. Zaczęło być zabawnie. To było proste, banalne, bezpretensjonalne. To naprawdę nie było nic wielkiego. I jednocześnie to było tysiąc razy lepsze niż którykolwiek z żartów Neila Patricka Harrisa.
6. Wzruszający hołd dla Jamesa Gandolfiniego. Jestem prawdopodobnie najbardziej nieczułą osobą, jaką znam, a jednak wzruszyłam się, kiedy Edie Falco łamiącym się głosem wspominała w wystąpieniu swojego dawnego serialowego męża z "Rodziny Soprano", Jamesa Gandolfiniego. Piękny, zapadający w pamięć moment.
5. Najlepsze podziękowanie w historii imprezy. Merritt Wever z "Siostry Jackie" otrzymała Emmy dla najlepszej aktorki drugoplanowej i zaszczyciła szacowne towarzystwo absolutnie wyjątkową mową. Całość miała – dosłownie! – kilka słów i zakończyła się oznajmieniem "Muszę iść".
4. Kevin Spacey komentuje chaos na scenie. Frank Underwood nie byłby sobą, gdyby nie skomentował parady błaznów na scenie. Zwłaszcza że to kolejna jego słodka zemsta.
3. Tina, Amy i popcorn. Tina Fey i Amy Poehler tym razem nie były gospodyniami, ale ich krótki występ zapadnie w pamięci widzów na dłużej niż wszystko, co robił Neil Patrick Harris. Panie zasiadły w pierwszym rzędzie, w okularach 3D i z popcornem, i zaczęły pouczać NPH, jak prowadzić imprezę: "ściągaj spodnie i poruszaj tyłkiem!". Na koniec wdrapały się z trudem na scenę w dobrym stylu Jennifer Lawrence, by wręczyć nagrodę autorce najkrótszej mowy w dziejach.
2. Prawie jak "Veep". Moja ukochana para aktorska z jednej z moich ukochanych komedii nie zawiodła. Najpierw nagrodę dla najlepszego aktora drugoplanowego odbierał Tony Hale, potem w swojej kategorii wygrała Julia Louis-Dreyfus. Tony zachował się dokładnie tak, jak zachowałaby się w tym momencie jego postać z "Veepa" – najpierw zataszczył na scenę gigantyczną torebkę swojej serialowej szefowej, potem jej podpowiadał, komu dziękować. "Tak bardzo ich kochasz"… "Tak bardzo was kocham". Tak, warto było gapić się na to przez te wszystkie godziny, żeby ich zobaczyć! Bez sarkazmu. Bez.
1. "Breaking Bad" z główną nagrodą. Nie jestem obiektywna, oj, nie. A może właśnie… jestem? Kurcze, ta nagroda należała się "Breaking Bad" od dawna! To nie jest tak, że oni na nią nie zasłużyli. Oni na nią zasłużyli bardziej niż ktokolwiek inny. Nie dziwię się Vince'owi Gilliganowi, że nie dowierzał, kiedy usłyszał tytuł swojego serialu. Naprawdę. Sama bym nie wierzyła w to, co się dzieje, gdybym wcześniej nie przeczytała we własnym tekście, że wygrali.
Podsumowując – to nie był taki zły dzień. Mógł być gorszy.