"Dexter" (8×12): Jak dobrze, że to koniec
Marcela Szych
24 września 2013, 11:44
W ciągu finałowego sezonu "Dextera" nieodmiennie narzekaliśmy na poziom kolejnych odcinków. Tymczasem, jak udowodniono nam w niedzielę, zawsze może być gorzej. Wygląda na to, że zakończenie przygód Dexa zapisze się na kartach serialowej historii tymi samymi literami co finał "Lost". Uwaga na spoilery z finału.
W ciągu finałowego sezonu "Dextera" nieodmiennie narzekaliśmy na poziom kolejnych odcinków. Tymczasem, jak udowodniono nam w niedzielę, zawsze może być gorzej. Wygląda na to, że zakończenie przygód Dexa zapisze się na kartach serialowej historii tymi samymi literami co finał "Lost". Uwaga na spoilery z finału.
Dla porządku, powinniśmy, niestety, prześledzić raz jeszcze fabułę ostatniego epizodu. Wiadomość o postrzeleniu Debry dociera do Dexa na lotnisku. Tak, już prawie było słodko i już prawie ziścił się sen o Argentynie. W szpitalu Debra, zupełnie już pogodzona z faktem, że jej brat jest psychopatą, wygłasza mowę o tym, jak zasługuje on na szczęśliwe życie. W związku z tym Dexter ostatecznie postanawia zamordować Saxona, w tym samym czasie kolejny raz wysyłając Hannę i Harrisona do Argentyny. Hannah zostaje złapana przez byłego szefa Debry, ale jest tak sprytna, że od razu mu ucieka. Saxon wykazuje się mniejszym sprytem i zostaje złapany przez Angela. Debra zapada w śpiączkę, Dexter zabija Saxona, Angel i Quinn postanawiają mu to puścić płazem. Dex w bonusie do wszystkich wydarzeń uzyskuje sumienie, robi szybki rozrachunek, uważa, że zniszczył życie siostry, więc postanawia już nigdy nie krzywdzić. W związku z powyższym, żegna się ze swoją dziewczyną i dzieckiem, po czym bez większych przeszkód odłącza Debrę od aparatury podtrzymującej życie. Zabiera siostrę ze szpitala, oddaje wodnej otchłani i odpływa w serce huraganu. Nie udało się jednak wykorzystać żywiołu dla malowniczego samobójstwa. Dexter zostaje drwalem, bardzo ponurym drwalem z brodą. I oto pojawia się zamykająca scena. Najgorsza scena w historii. Dexter z zacięciem patrzy w kamerę. Koniec.
Nie sposób skomentować wszelkich absurdów, które nam tu, w trybie instant, zaserwowano. Może zresztą nie są to takie absurdy. W sumie, nie ma się co dziwić, że np. Hannah nie zmienia image'u tylko po to, by ujść z życiem. My, dziewczyny, wiemy, jak ciężko zdecydować się na zmianę dobrej fryzury. To, że Dexter zostawia pod opiekę syna trucicielce McKay, też nie powinno zaskakiwać, każdy bywa lepszym i gorszym rodzicem. Zabieranie szpitalnych pacjentów na przejażdżki wodne podczas huraganu to też normalna sprawa, wszyscy tak robią. Powszechnie wiadomo też, że policjanci zazwyczaj są wyrozumiali, gdy zabijasz kogoś, kto skrzywdził ciebie lub twoją rodzinę. Tak, sami widzicie, że nie mają sensu jakiekolwiek komentarze na ten temat.
Recenzowanie poszczególnych odcinków zarzuciliśmy w połowie sezonu. Było bardzo źle, a ileż można wieszać psy na serialu i czekać na lepsze czasy. Bo wiecie, ja wciąż czekałam na coś dobrego, najlepszego, na bombę, petardę, która byłaby w gotowości do spektakularnego wystrzału. Było to chyba naiwne, bo nic nie zapowiadało zwyżki formy. Jednym z lepszych odcinków był ten, w którym Dexter, Hannah i Zach Hamilton udali się na sielankowy obiad do dr Vogel. Błysnęło wtedy tym poczuciem humoru, za które Dexa uwielbiałam. Wszyscy byli niczym kochająca się rodzina. Może odrobinę dysfunkcyjna, ale czy nie wszystkie rodziny trochę takie są? W tamtym odcinku Zacha dopadł mózgowy psychopata, więc do widzów dotarło że dotychczasowe tropy były mylne, a zagrożenie nadal czyha za rogiem.
Oglądając kolejne epizody, miałam ochotę przewijać, to wszystko było nudne i zupełnie się trzymało kupy. Marzyłam o szalonym zakończeniu, bez happy endu, z szokiem, bólem i dramatem. Nie chciałam oczywiście, żeby Dexa zabił pierwszy lepszy Saxon, raczej czekałam na jakieś Nemezis z przeszłości. Teraz myślę, że niezłym rozwiązaniem byłaby też zwyczajna (jak na standardy Dextera) śmierć. Mógłby zginąć jako potrącony rowerzysta, w katastrofie lotniczej albo ulicznej bójce. Mógłby zginąć malowniczo, romantycznie albo w pięknej scenerii. Byłoby przynajmniej "jakoś". Tymczasem, dla urozmaicenia, scenarzyści uśmiercili siostrę Dexa. Nie wiem, dlaczego Debra umarła, tzn. w jakim celu. Czy po to, by w Dexie obudziły się ludzkie emocje? Przecież to nie pierwszy raz kiedy odczuwał cierpienie. Od kiedy to potrzebował być w szale, by mordować? Przy okazji, Quinn zupełnie zapomniał, że w przeszłości podejrzewał brata narzeczonej o bycie seryjnym mordercą. Teraz myślę, że to dobrze, iż Quinn nie awansował w pracy, ciągle mam nadzieję, że w wydziale morderstw pracują bardziej lotni fachowcy.
Naprawdę w tym sezonie zrobiło się jak w "Lost". Ciągle liczyłam, że pojawiające się postacie i wydarzenia nie okażą się przypadkowym zbitką faktów i osób w scenariuszu. Łudziłam się, że poszczególne puzzle odnajdą swoje przeznaczenie na większym obrazku. Tymczasem to był tylko galimatias, stworzony dla zapełnienia czasu. W końcu każdy odcinek "Dextera" to bez mała 60 minut, coś jednak musiało się dziać.
Nie wiem czy Dexter, koniec końców, chciał się zabić, czy tylko upozorować własną śmierć. Tak czy inaczej, to, że przeżył huragan na oceanie, musimy traktować w kategorii cudu. Ostatnia scena miała być chyba, w zamierzeniu scenarzystów, poruszająca, podczas gdy była tylko słaba, wręcz żenująca. Jedyne, co mi się w tej końcówce spodobało, to pewna otwartość zakończenia. Nie wiadomo, czy Dexter nadal zabija, może śmierć Debry wygasiła w nim tę potrzebę, a może przeciwnie, stał się maksymalnie bezwzględny i utonął w mrocznej otchłani?
I to nie tylko zakończenie było kiepskie. Nie ma co ukrywać, że kiepskie, kiepściutkie, najsłabsze były całe ostatnie sezony. Nie pamiętam nawet, który ostatnio uznałam za dobry. Mam uczucie, że najlepiej byłoby, gdyby skończyło się cliffhangerem rodem z czwartego, w ostateczności szóstego sezonu.
To wszystko sprawia, że nie wiem, czy teraz poleciłabym "Dextera" komukolwiek. Mam wrażenie, że nie sposób obejrzeć dwóch dobrych sezonów i na tym poprzestać. Jednocześnie czuję się w pewien sposób oszukana. Jakby ktoś na początku przekonywał mnie, że opowiada najciekawszą historię świata, a skończył bez puenty, z czymś zupełnie przeciętnym.
Pamiętam, jak przyjaciele zachęcali mnie do obejrzenia "Dextera". Byli zachwyceni zderzeniem słonecznego, roztańczonego salsą Miami z mrocznym, choć często uśmiechającym się, mordercą. Trudno było mi przebrnąć przez pierwsze odcinki, początkowo nie odnajdywałam się w klimacie. Dosyć szybko jednak stałam się wielką fanką. Zachwycały mnie wszystkie sytuacje, w których Dexter jako socjopata nie potrafił się odnaleźć. Najbardziej lubiłam dialogi, w których Dex mówił coś szczerego i dla widzów stawało się oczywistym, że jego rozmówca błędnie interpretuje te słowa. Do teraz pamiętam jakiś taki dreszcz, gdy Dexter balansował między randkami z Ritą, pracą laboranta, życiem nudziarza a swoim morderczym alter ego. Tak bardzo nie chciałam, by ktoś przyłapał go na niecnych poczynaniach. To był naprawdę fenomen, sympatyczny morderca, pozytywny bohater, uwielbiany przez masę widzów. Kuriozalny przypadek moralnego przestępcy, psychopata, któremu nikt nie chciałby podpaść, ale któremu wszyscy kibicowali. Śmierć traktowano w serialu lekko, a nawet z przymrużeniem oka, chociaż sztuczna krew lała się strumieniami, wyciekała z gardeł ofiar i tryskała we wszystkie strony.
Scenarzyści fajnie grali z widzami, gdy pochylali się nad analizami osobowości Dextera. Niby był kochany, ale potrafił popłynąć ze swoimi najciemniejszymi żądzami, jeśli tylko odpuszczał sobie codzienną dyscyplinę. Dex stawał się zwierzęciem, cały przeistaczał się w swój instynkt i jedyne, czego chciał, to krwawo polować. Zostawaliśmy wtedy przed ekranem z przerażającą sympatią dla, bądź co bądź, potwora. Chyba dlatego traktowaliśmy Dexa jak takiego nicponia, urwisa, nad którym kręci się głową z ubolewaniem ale i uśmiechem, mówiąc przy tym: "ten to nigdy się nie zmieni".
Jednak zmieniło się sporo, jeśli nie wszystko. Dexter stracił cały urok. Odarto nam go z wszelkich tajemnic, pozbawiono ciemnych pragnień, które byłe jego paliwem i motorem napędowym. Cieszmy się, że to koniec, że już nikt nic nie zepsuje, że skończą się narzekania na nonsensowne zwroty akcji, że duch Harry'ego nie pojawi się z oderwanymi od fabuły komentarzami. Całe szczęście, że Debra nie żyje, nie musimy się obawiać o kiepskiej jakości spin-offy. Są też plusy takiego zupełnego zniechęcenia. "Dexter" obrzydł tak skutecznie, że nie ma żadnego niedosytu. Na razie, Dex, nie będziemy tęsknić!