"Castle" (6×01): W zawieszeniu
Andrzej Mandel
25 września 2013, 16:47
Nie był to może najlepszy odcinek "Castle", ale też 6. sezon nie zapowiada się źle. Lisa Edelstein zbędna. Spoilery.
Nie był to może najlepszy odcinek "Castle", ale też 6. sezon nie zapowiada się źle. Lisa Edelstein zbędna. Spoilery.
Ricka i Kate zostawiliśmy na huśtawce, zaraz po tym, jak Castle się oświadczył. Fani Caskett zapewne ładnych parę miesięcy huśtali się od teorii, że Beckett powie "tak" po teorię, że powie "nie". Na szczęście, chyba nikt nie oczekiwał, że ślub będzie natychmiast, gdyż bohaterowie, choć zaręczeni, są nadal w swoistym zawieszeniu. Tak jak każdy związek na odległość.
Jeżeli mam się do czegoś przyczepić, to do zagadki kryminalnej. Pewne rzeczy były dla mnie oczywiste od pierwszego momentu i dopiero końcówka wniosła mały element zaskoczenia, choć trudno, bym spinał się, czy… Twórcom należy się w tym momencie minus, ale poczekam z nim do następnego odcinka. Tak, tym razem dwuczęściowy odcinek jest na samym początku. Ciekawe, czy to oznacza brak tradycyjnego "dwuczęściowca". W sumie gościnnie występująca gwiazda tu jest – Lisa Edelstein.
Właśnie… Cuddy, przepraszam, Lisa Edelstein, wypada dość blado. Gra poprawnie, ale nie ma fajerwerków. Jest tu tłem dla Stany Katic, co w dużej mierze jest zasługą scenariusza. Ale też było kilka pól do popisu. Jak dla mnie, to jej postać niewiele wniosła, ale jeszcze ma szansę, więc warto wstrzymać się z ostateczną oceną.
Znacznie lepiej, na przyzwoitym poziomie, jaki lubimy w "Castle" wypada humor. W "Valkirye" znajdziemy sporo zabawnych sytuacji, od Ryana ćwiczącego z lalką ojcostwo i miny Esposito, po wyraz twarzy Beckett, gdy kolejny raz zobaczyła Castle'a tam, gdzie miało go nie być. Trochę szwankuje przy tym wątek chłopaka Alexis, który tymczasem jest mało śmieszny.
Niezawodna, jak zawsze, jest Susan Sullivan w roli matki Ricka. Każde jej wejście to mała perełka, która cieszy. Znakomita aktorka obsadzona znakomicie, aż nie chce się jej zaglądać w metrykę…
Podsumowując, "Castle" jest w dobrej formie, choć bywał w lepszej. Nie da się jednak ukryć, że dwa ostatnie sezony postawiły poprzeczkę bardzo wysoko, a poza tym spada jednak napięcie związane z życiem osobistym bohaterów. Andrew W. Marlowe będzie musiał poprzesuwać akcenty, jeżeli nie chce zrobić z "Castle" kolejnej telenoweli w stylu "Bones" i mam nadzieję, że to mu się uda. W 5. sezonie zgrabnie prześlizgnął się między Scyllą a Charybdą, więc i w tym powinien dać radę.
Szczególnie że momenty w starym stylu wciąż śmieszą. Wystarczy wspomnieć minę Ricka gdy powiedział "nikt się o tym nie dowie", a zaraz potem weszli agenci FBI…