"Criminal Minds" (9×01): Przerwa w umartwianiu (się)
Bartosz Wieremiej
28 września 2013, 14:14
Regularnie oglądanie "Criminal Minds" jest dziwnym doświadczeniem. Godziny przed ekranem przepędza się raczej z przyzwyczajenia niż pasji i prędzej dla bohaterów aniżeli z powodu oszałamiających pomysłów twórców. Sami wiecie, jak to czasem bywa. Spoilery.
Regularnie oglądanie "Criminal Minds" jest dziwnym doświadczeniem. Godziny przed ekranem przepędza się raczej z przyzwyczajenia niż pasji i prędzej dla bohaterów aniżeli z powodu oszałamiających pomysłów twórców. Sami wiecie, jak to czasem bywa. Spoilery.
Zresztą majowe pożegnanie z produkcją także wypadło nie najlepiej. Finałowy "The Replicator" załapał się na zaszczytne miano kitu tygodnia i został zmasakrowany niczym Rzymianie pod Adrianopolem* zarówno przez wyżej podpisanego, jak i czytelników Serialowej. Nic w tym dziwnego: to nie pierwszy raz, gdy spotkanie z "Zabójczymi umysłami", zamiast dostarczać solidnej porcji wieczornej rozrywki, stanowiło jedynie skuteczny przepis na samoumartwienie się godne dobry spędzonej w towarzystwie odbiornika telewizyjnego ustawionego na bliżej nieokreślony niszowy kanał z telezakupami.
Z drugiej strony zakończenie ubiegłego sezonu dawało niewielką nadzieję na lekki powiew świeżości w nowej serii. Konsekwencje przydługawej randki z Replikatorem są przecież całkiem ciekawym punktem wyjścia dla kolejnych epizodów. Sam brak Erin Strauss (Jayne Atkinson) oznacza spore zawirowania w FBI i potencjalnie niespokojne czasy dla praktycznie żyjących ze sobą w symbiozie agentów z BAU.
I kiedy w premierowym "The Inspiration" spotykamy wszystkich naszych ulubieńców, daje się odczuć początki owych zmian. Hotch (Thomas Gibson) pracuje za trzech, otrzymuje intratne propozycję objęcia na stałe stanowiska piastowanego wcześniej przez Strauss, a reszta zespołu nie ma odwagi prosić o urlop. Swoją drogą Hotchner zawsze sprawdzał się jako nadworny pracoholik, poczucie winy reszty też cieszyło, a otrzymaną przez niego propozycję pracy oraz niepewność pozostałych agentów co do jego decyzji bardzo zręcznie wpleciono w odcinek.
Szczęśliwie wątek ten pozwolił w pewnych momentach odwrócić uwagę od dość poważnej, mocno niepokojącej i w gruncie rzeczy makabrycznej serii morderstw. Główną przyczyną dobrania akurat takich przymiotników do określenia sprawy tygodnia był występ Freda Koehlera. Jego Wallace Hines przykuwał uwagę swoją zwodniczą niepozornością i naprawdę porządnymi halucynacjami, a w chwilach szału stawał się zadziwiająco groźny.
Dodatkowo twórcy umiejętnie dawkowali napięcie, a uroczym elementem głównej opowieści był duet mało domyślnych sąsiadów mieszkających bezpośrednio pod Hinesem. Również, dzięki wizycie w Arizonie, Reid (Matthew Gray Gubler) i JJ (A.J. Cook) mieli okazję odbyć krótką i cudowną rozmowę m.in. o dzieciach. Tak, o dzieciach i tak, pozostałe dialogi również brzmiały nieźle.
Nie był to jednak odcinek pozbawiony wad. Brakowało mi trochę większej obecności Garcii (Kirsten Vangsness), a wspomniany już Reid chyba zbyt łatwo dotarł do prawdziwych motywacji mordercy tygodnia. Ponadto żałuję, że pozwolono Morganowi (Shemar Moore) na przejaw wręcz nadludzkiego refleksu. Staranowanie samochodu przez nadjeżdżającą ciężarówkę zawsze dobrze się sprzedaje w telewizji, a i sam Derek bywa męczący. Dwie pieczenie na jednym ogniu czy jakoś tak.
Ogólnie jednak powyższe niedoskonałości niczego nie psują. Ponad 40 minut minęło nie wiadomo kiedy, a odcinek zakończono zwrotem akcji, który wszystko wynagrodził. Wyobraźcie sobie, że bohaterowie dowiedzieli się o czymś dopiero w drodze powrotnej, jeszcze w samolocie, gdy po wyartykułowaniu wątpliwości przez JJ i Morgana nagle zadzwonił telefon i…
…lepiej zamilknę, zanim zdradzę zbyt wiele. Podsumowując, najlepsze określenie odcinka, jakie przychodzi mi do głowy, to: optymalny. "The Inspiration" daje nadzieję, że nowa seria "Criminal Minds" będzie bardziej satysfakcjonująca dla widzów niż poprzednie trzy, na co, tak między nami, cierpliwi i bardzo wyrozumiali fani serialu zwyczajnie zasługują.
*No co, zawsze chciałem rzucić jakimś porządnym historycznym porównaniem.