"Chirurdzy" (10×01-02): Shonda nadal w formie
Marta Rosenblatt
28 września 2013, 18:43
Shonda Rhimes uraczyła nas podwójnym odcinkiem Chirurgów. Wydaje się, że w otwarciu 10. sezonu serialu wszystko było w podwójnej dawce. Spoilery.
Shonda Rhimes uraczyła nas podwójnym odcinkiem Chirurgów. Wydaje się, że w otwarciu 10. sezonu serialu wszystko było w podwójnej dawce. Spoilery.
"Seal Our Fate" zaczął się dokładnie w miejscu zakończenia finału 9. serii. Gigantyczna burza trwała nadal, a w szpitalu wciąż panował niesamowity chaos. A pośród tego wszystkiego, między jednym uratowanym życiem a czyjąś śmiercią – małe dramaty naszych chirurgów.
Pierwszy i najważniejszy z nich to śmierć Brooks. Wiem, że aktorka miała odejść z serialu, ale czy tak radykalne rozwiązanie było potrzebne? Po dziewięciu sezonach "GA" jestem uodporniona na wszelkie odejścia bohaterów. Zwłaszcza tych postaci, które nie obchodzą mnie ani trochę. Szkoda Mousey, ale jakoś przeżyję jej brak, to samo czułabym w przypadku innych stażystów. Jeden mniej, jeden więcej. Bez różnicy.
Webber obchodzi mnie za to bardzo. Cieszę się, że przeżył, ale z drugiej strony wydaje mi się to trochę naciągane. Oczywiście był to tak "dramatogenny" wątek, że Shonda nie byłaby sobą, gdyby nie wycisnęła z tego maksimum. Śmierć Heather, walka między Bailey i Cristiną, potem awantura z Catherine Avery no i w końcu decyzja Meredith. Uff.
W ogóle Mer w tym odcinku podobała mi się najbardziej. Była opanowana i dojrzała. Webber wiedział, co robi, wybierając ją na osobę decydującą o swoim życiu. Szkoda tylko, że Derek ostatnimi czasy trochę skapcaniał. Oczywiście można to też nazwać stabilizacją. Kiedy wszyscy inni miotają się w miłosnym impasie, MedDer są ostoją.
No właśnie, przejdźmy do tych wszystkich melodramtycznych wątków, których zarówno w "Seal Our Fate", jak i w "I Want You with Me" było pod dostatkiem. Zacznijmy od najbardziej poważnego z nich, czyli od Callie i Arizony. Jak pamiętamy, w ostatnim odcinku Arizona zdradziła Callie z Peyton Sawyer – pardon, z dr Lauren Boswell.
Reakcja Calliope była łatwa do przewidzenia. Torres jest impulsywna, zawsze działa pod wpływem emocji. Zresztą w tym wypadku trudno się jej dziwić. Nie dajmy się zwieść anielskim blond lokom, Robbins zawsze była egoistyczną suką. Znowu zraniła C. i znów zachowuje się tak samo butnie. Kłótnia w "Perfect Storm" doskonale pokazała egocentryzm A. W odcinkach dziesiątej serii Arizona brnęła dalej w swoją żelazną logikę "Stało się, zacznijmy od nowa". Wydaje się, że dopiero w ostatniej, jakże przejmującej scenie, dotarło do niej, co tak naprawdę zrobiła. Przy okazji – wielkie brawa dla Yang, nie spodziewałam się tego po niej. Fajnie, jak dla odmiany pokazuje swoje człowieczeństwo. Byle nie robiła tego za często. W końcu to Cristina.
Skoro jesteśmy przy Yang. Cristina i Owen – mam już serdecznie dosyć tej pary. To wszystko zaczyna przypominać jakiś konflikt tragiczny rodem z greckiej tragedii. Rozstaną się – źle, będą ze sobą – jeszcze gorzej. Cieszę się, że podjęli taką decyzję. W przeciwnym wypadku cały sezon oglądalibyśmy Owena błagającego Cristinę o dziecko. Wystarczająco już popsuto tę postać. Niech w końcu znajdzie kobietę, która da mu to czego pragnie. I niech przestanie być takimi ciepłymi kluchami i powróci Hunt lider. Niech powróci Hunt, jakiego polubili widzowie.
April. Uwielbiam Kepner. To znaczy uwielbiałam, dopóki Shonda nie wpakowała ją miłosny trójkąt i nie kazała jej zachowywać się jak rozkapryszonej księżniczce. April chce zjeść ciastko i mieć ciastko – klasyka. Tylko dlaczego to musi być tak irytujące dla widz? Dużo lepiej byłoby, gdyby skupiono się na jej egzaminie, a nie miłosnych rozterkach.
Reasumując, "Seal Our Fate" i "I Want You with Me" stanowią całkiem niezłe otwarcie sezonu. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że losy Meredith i spółki śledzimy już 10 lat, to naprawdę czapki z głów. Podczas sceny Mer, Cristiny i Aleksa mogliśmy poczuć ducha pierwszych sezonów "Chirurgów". Po tylu latach to naprawdę nie lada sztuka. Mam jednak wrażenie, że czegoś zabrakło. Było dynamicznie, może czasem nawet aż nadto. Może przez natłok wątków emocjonalnie nic nie zrobiło na mnie nomen omen piorunującego wrażenia.
No cóż, burza się skończyła, czekamy na kolejną.