Kity tygodnia: "Dexter", "Glee", "Mom", "Lucky 7", "The Goldbergs", "Dads", "Revolution"
Redakcja
29 września 2013, 17:42
"Dexter" (8×12 – "Remember the Monsters?")
Marcela Szych: Najchętniej do kitów zaliczyłabym cały ostatni sezon przygód Dexa. Przy tej produkcji od dawna mieliśmy do czynienia z niemałą ilością nonsensów, ale chyba wszyscy liczyliśmy na godne pożegnanie. Dostaliśmy zlepek drażniących wydarzeń, które ulecą z pamięci po kilku serialowych tygodniach. Może to i lepiej.
Nie ma sensu do tego wracać, ale po jakimś czasie od obejrzenia ostatniego odcinka, zaczęłam się zastanawiać nad zabójstwem Saxtona. "Brain Surgeon" był trochę niczym brat dla Dexa, był Dexterem bez kodeksu. Taką samą postacią, zaniedbaną wersją Dextera, był w pierwszym sezonie Brian. Może twórcy chcieli zamknąć serial swoistą klamrą? Może. Nie sądzę, by się udało. Nie było spektakularnie, nie było przewrotnie ani śmiesznie, nie zaparło tchu w piersi. Było naprawdę kiepsko, wiem też, że sporo zagorzałych fanów, przeczuwając katastrofę, odpuściło sobie ostatnie 50 minut z Dexem. A wizerunek Dextera jako pracowitego, ponurego drwala-brodacza okazał się zupełnie nietrafionym pomysłem na zamknięcie serialu. To akurat zapamiętamy. Pełna recenzja tutaj.
Nikodem Pankowiak: To przykre, że Dexter opuszcza nas i Miami w taki sposób. Natężenie głupot, z którymi mieliśmy do czynienia w finale, mogło przyprawić o zawrót głowy. Właściwie wszystko na ten temat napisała już Marcela w swojej recenzji, raczej nie ma czego dodawać. Szkoda tego serialu, cały ostatni sezon wyglądał jakby ktoś specjalnie przeprowadzał na nim sabotaż.
"Mom" (1×01 – "Pilot")
Nikodem Pankowiak: Allison Janney błyszczy w swojej roli. I tyle. Nie potrafię znaleźć ani jednego pozytywu więcej. Anna Faris wypada kiepsko w roli matki i córki, żarty nie śmieszą. Przez cały odcinek miałem wrażenie, że gdzieś już to wszystko widziałem. W lepszym wykonaniu. Serialu jednak nie skreślam całkowicie, w końcu odpowiada za niego Chuck Lorre, więc kto wie, może jeszcze coś z tego będzie. Pełna recenzja tutaj.
Marta Wawrzyn: Czy ja wiem, czy ktokolwiek tu błyszczy… Bardzo słaby pilot, pełen banałów, wyświechtanych gagów i średniego aktorstwa. Typowy sitcom CBS-u, tylko z jeszcze niższej półki niż zwykle. Szkoda Matta L. Jonesa – Badgera z "Breaking Bad". Nie powinien brać udziału w czymś takim.
"Lucky 7" (1×01 – "Pilot")
Marta Wawrzyn: Ojej… Bardzo mi szkoda tego straconego pomysłu. Serial o pracownikach stacji benzynowej, którzy wygrali dużo kasy w totka, mógłby być fantastyczny. Świeży, zabawny, pomysłowo łączący dramat z komedią. Tymczasem tu mamy same klisze – wszyscy są tacy, jacy się wydają na początku i zachowują się w najbardziej przewidywalny sposób, w jaki zachowywać się mogą. Mimo że oglądałam to kilkanaście godzin temu, prawie już nie pamiętam bohaterów. W ich życiu nie ma nic ciekawego i jestem pewna, że kiedy już odbiorą swoje wielkie pieniądze, wciąż będą tak samo nudni.
Naprawdę szkoda – nie widziałam (jeszcze?) brytyjskiego oryginału, ale sam pomysł wydawał mi się świetny. Tymczasem "Lucky 7" po premierze to główny obok "Dads" kandydat do skasowania po paru odcinkach. Pełnej recenzji nie będzie, szkoda na to po prostu czasu.
"Glee" (5×01 – "Love, Love, Love")
Marta Rosenblatt: Jeśli miałabym wybrać jedno słowo, które miałoby opisać "Love, Love, Love", pewnie byłoby nim "rozczarowanie". Mimo starań scenarzystów nie udało się zrobić z tego zlepku scen dobrego odcinka. Ba, w ogóle trudno nazwać to odcinkiem. Niestety, poziom muzyczny nie zatarł złego wrażenia, było poprawnie, momentami zbyt poprawnie. Trudno wskazać jakiś dobry cover Beatlesów prócz emocjonalnego "Yesterday" Lei Michele. Zmarnowany potencjał muzyczny.
Jedynie fani Kurta i Blaine'a mogą czuć się usatysfakcjonowani. Niestety, jak na premierowy odcinek sezonu to zdecydowanie za mało. Pełna recenzja tutaj.
"The Goldbergs" (1×01 – "The Circle Of Driving")
Marta Wawrzyn: Adam F. Goldberg postanowił zrobić ze swojego dzieciństwa historię w stylu "Cudownych lat", a ze swojej rodziny nową ulubioną serialową rodzinę Amerykanów. Zawiódł straszliwie – w "The Goldbergs" nie ma wiele uroku (mimo że serial dzieje się w latach 80., które w USA były całkiem kolorowe), nie ma też wiele śmiechu, jest za to dużo bezsensownego wrzeszczenia na siebie, od którego aż boli głowa.
Takimi właśnie komediami stacja ABC została pokarana za to, że skasowała "Happy Endings" i "Apartment 23". Pełna recenzja "The Goldbergs" tutaj.
"Dads" (1×02 – "Heckuva Job, Brownie")
Nikodem Pankowiak: Nie mam pojęcia, dlaczego obejrzałem kolejny odcinek, chyba chciałem zobaczyć, czy poziom podniesie się choć o centymetr. Niestety, jest tak samo źle, a może nawet gorzej. Tym razem cały "dowcip" polega na tym, że tatusiowie spróbowali marihuany. Przezabawne. Żarty są tak samo beznadziejne, dialogi nie są śmieszne, nic tu się nie trzyma kupy. Następnego odcinka z pewnością nie zobaczycie już w tym podsumowaniu, bo kolejnej szansy "Dads"już ode mnie nie dostanie. Całe szczęście, do skasowania coraz bliżej.
"Revolution" (2×01 – "Born in the U.S.A.")
Andrzej Mandel: Ten serial ma najwyraźniej pecha do scenarzystów, a raczej ich braku. Wszystko wygląda na sklejane na siłę, łopatologiczne dialogi tłumaczące nam co dzieje się na ekranie biją po głowie, uszach i nie tylko, a bohaterowie się męczą. My męczymy się wraz z nimi i naprawdę, zaczynam oglądać ten serial trochę tak, jak kiedyś oglądałem polski horror "Pora mroku" – jest tak zły, że aż fascynujący. Więcej w mojej recenzji.