Hity tygodnia: "Downton Abbey", "Parks & Rec", "The IT Crowd", "Breaking Bad"
Redakcja
29 września 2013, 20:02
"Downton Abbey" (4×01)
Agnieszka Jędrzejczyk: Zasiadając do premiery nowego sezonu, czułam niemal fizyczną niechęć. Okropnie słabe zakończenie w zeszłym roku odebrało mi praktycznie całą radość z podglądania życia rodziny Granthamów i już naprawdę nie sądziłam, że "Downton Abbey" będzie w stanie mnie jeszcze usatysfakcjonować.
A tu niespodzianka. Historia wychodzącej z depresji Mary była tak samo przewidywalna, jak wciągająca, a barwne ciekawostki z życia pod schodami jak zwykle rozjaśniły mi dzień. Wzruszyłam się, uśmiechnęłam, zrozumiałam, że za "Downton Abbey" tęskniłam i już z przyjemnością oczekuję dalszych odcinków. Ciekawie zapowiadające się zmiany społeczne już teraz sugerują pełnię emocji, a nowe – stare? – trudności na pewno nie obejdą się bez echa. Nie wiem, co wyjdzie z wprowadzenia mieszkańców w nowe dziesięciolecie, ale znów czuję, że powinnam twórcom zaufać.
Nikodem Pankowiak: Jakoś udało się twórcom serialu wybrnąć z tego całego zamieszania, z którym zostawili nas w grudniu. Na całe szczęście skoczyliśmy pół roku do przodu, przez co ominął nas okres największej żałoby. Oczywiście, Mary dalej przeżywa śmierć męża, ale końcówka odcinka daje nadzieję na to, że bólu i smutku będzie w tym serialu coraz mniej. Na plus także zmiany, które coraz mocniej pukają do Downton. Nie chodzi tu tylko o mikser, zmienia się także myślenie bohaterów, co najlepiej udowodniła Edith. Jej "pocałuj mnie" to jedna z najlepszych scen całego odcinka. Pełna recenzja tutaj.
Marta Wawrzyn: I ja również jestem zachwycona premierą nowego sezonu, być może dlatego, że, podobnie jak moi przedmówcy, spodziewałam się najgorszego. A może po prostu był to dobry odcinek, z wielką gracją żegnający te wszystkie nonsensy, które widzieliśmy w zeszłe święta. Mary jest dokładnie taka jak trzeba, i taka jak trzeba – czyli cudownie rozsądna – jest też jej babcia. Edith przekracza kolejne granice i patrzy się na to po prostu świetnie. A przed nami więcej zmian obyczajowych, szaleństw i romansów, które jeszcze parę lat temu nie mogłyby mieć miejsca. Super!
"Parks and Recreation" (6×01-02 – "London")
Nikodem Pankowiak: Parki wróciły w najwyższej formie! Słabych scen nie było praktycznie wcale, swoje momenty ma chyba każdy z bohaterów. Najszybszy ślub w historii telewizji był naprawdę uroczy, a reakcja Leslie kapitalna. Później bohaterowie przenoszą się do Londynu, gdzie główna bohaterka wygłasza niezwykle inspirującą przemowę, a odchudzony Andy (pamiętajcie, nie pijcie piwa!) poznaje bogatszą wersję samego siebie. No i Ron cieszący się życiem i whisky gdzieś na szkockiej prowincji. RE-WE-LA-CJA!
Marta Wawrzyn: Jedyna amerykańska komedia, która mnie w tym tygodniu nie zawiodła (tak, widziałam uznane przez Czytelników za hity "HIMYM", "TBBT" i "2 Broke Girls", i za nic nie widzę tam nic hitowego. OK, poza matką. Ale serio, dwie sceny z matką i już hit!?). To było po prostu fantastyczne, to było morze cudowności, w którym znalazło się doskonałe 5 minut dla każdego z bohaterów. Ronald Ulysses Swanson i Diane wcale nie Tammy Lewis? Super! Andy i dziecinny brytyjski lord? Rewelacja! Ron w Europie? O kurcze! I Heidi Klum, i Jerry z mlekiem, i szkocka podróż, i eksperyment z peruką…
Jak dobrze, że "Parks and Rec" wróciło. Inaczej ten tydzień w komediach byłby dramatem.
"Breaking Bad" (5×15 – "Granite State")
Marta Wawrzyn: Już jutro wielki finał, a ja wciąż nie mogę przestać myśleć o poprzednim odcinku. To coś niesamowitego: "Breaking Bad" w tym sezonie wspina się na wyżyny dla większości seriali nieosiągalne i powoduje, że człowiek przez cały tydzień nie może skupić się na niczym innym.
"Granite State" to więcej niż znakomite wprowadzenie do finału. To odcinek, w którym główni bohaterowie znaleźli się na samym dnie piekła i wydaje się, że dla żadnego z nich nie ma już ratunku. Obawiam się, że jutro żadnego ratunku nie będzie dla nas: wszyscy ustawimy się w kolejce do psychiatry, po tym co zafunduje nam Vince Gilligan.
Jeśli chcecie sobie jeszcze przed finałem odświeżyć "Granite State", zajrzyjcie do mojego tekstu.
"The IT Crowd" ("The Last Byte")
Marta Wawrzyn: Powrót "The IT Crowd" to jak objawienie po tygodniu oglądania jak leci tego, co Amerykanie nazywają serialami komediowymi. To fantastyczne, że w tym serialu po ponad trzech latach przerwy wciąż wszystko działa tak, jak powinno, a nawet lepiej. I że wszyscy są tacy, jakimi ich zapamiętaliśmy, a nawet jeszcze fajniejsi. Chemia, która zawsze była między nimi, też nigdzie nie znikła.
W ciągu 47 minut w absurdalnym światku Reynholm Industries wydarzyło się bardzo wiele, padło mnóstwo rewelacyjnych tekstów ("Mali ludzie to nie rasa. To nie 'Gra o tron'!"), włącznie z wyczekiwaną przez cały odcinek (sprytnie!) sugestią, aby wyłączyć i włączyć z powrotem. Szkoda, że to już koniec, ale skoro naprawdę już ich mamy więcej nie zobaczyć, to to było zakończenie idealne.
"Hawaii Five-0" (4×01 – "Aloha ke kahi I ke kahi"/"We Need Each Other")
Agnieszka Jędrzejczyk: Szalony, pędzący na złamane karku odcinek, za którym ledwo można nadążyć. W całej karierze "Hawaii Five-0" jeszcze chyba nie było tak dynamicznych zwrotów akcji i tak dobrze zaakcentowanych mocnych stron. Od sytuacji terrorystycznej, po przedstawienie nowej postaci, przez pościgi, komedie i intrygujące rewelacje, H50 zabrało zapewniło premierze swojego 4. sezonu pełnię wrażeń. Oby tylko ten wzrost formy utrzymał serial w piątkowej ramówce. Więcej pochwał w mojej recenzji.