"Hello Ladies" (1×01): Apetyt na więcej
Marta Rosenblatt
3 października 2013, 14:21
Jeśli Wasze życie jest beznadziejne, nie martwcie się, zawsze moglibyście być Stuartem, bohaterem nowego serialu HBO.
Jeśli Wasze życie jest beznadziejne, nie martwcie się, zawsze moglibyście być Stuartem, bohaterem nowego serialu HBO.
HBO postanowiło iść za ciosem. Po spektakularnym sukcesie Leny Dunham i jej "Dziewczyn" dało szansę jednemu człowiekowi. Czy "Hello Ladies" powtórzy sukces "antyseksu w wielkim mieście"? Mam lekkie wątpliwości. "Girls" opowiada o jakiejś generacji, o przegranym pokoleniu. To serial w pewnym sensie przełomowy. Trudno to powiedzieć o "Hello Ladies". W tej opowieści nie ma nic rewolucyjnego.
Oczywiście nie wszystkie seriale muszą przejść do historii popkultury. Trudno też jest ferować wyroki po jednym odcinku. Niemniej jednak co nieco po tych pierwszych 30 minutach już wiemy.
Po pierwsze, Stephen Merchant. To wokół niego kręci się "Hello Ladies". Ma to swoje dobre i złe strony. Wszystko spoczywa na jego barkach. Nie mogę jednak powiedzieć, że facet jakoś specjalnie porwał mnie swoim pomysłem na siebie.
Komputerowiec nieudacznik? Straszna klisza. Na szczęście postać Stuarta ma w sobie coś więcej niż stereotypowego nerda. Angielską złośliwość i ironię. Uwielbiam brytyjskie poczucie humoru. Choć tak między nami, mam wrażenie, że w "Hello Ladies" mogłoby być go odrobinę więcej.
Sam koncept "obcy w nowym mieście" też nie do końca mnie usatysfakcjonował. Spodziewałam się większego szoku kulturowego. Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach będzie położony większy nacisk na ten aspekt. Przydałoby się więcej "An Idiot Abroad" w Mieście Aniołów.
A co spodobało mi się w pilocie "Hello Ladies"? Dokładnie to co w "Girls" – szara brutalna rzeczywistość. Życie to nie "Miłość na bogato". Zamiast szampana i pomarańczy mamy mrożonki z mikrofali, a zamiast szalonych imprez w klubach jest jedno wielkie rozczarowanie. Wszyscy są młodsi od ciebie, a drinki są takie drogie. W klubowym porywie uczestniczą wszyscy oprócz ciebie. Ty co najwyżej możesz podwieźć kolegę i jego nową znajomą.
Takie jest życie. I takie jest "Hello Ladies". Owszem, niektóre sceny ocierały się o farsę (patrz: scena, w której Stuart rozlewa wszystkie drinki), ale czy życie nie bywa farsą?
"Hello Ladies" można też polubić za całkiem przyjemnych bohaterów drugoplanowych. Postać Jessiki (uroczą Christine Woods możecie kojarzyć z "FlashForward") jest na pierwszy rzut oka przeciwieństwem Stuarta. Paradoksalnie jest tak samo samotna jak on. Ciamajdowaty Wade (Nate Torrence) może nas jeszcze zaskoczyć. A Kives (Kevin Weisman) jest bezczelny, arogancki i wulgarny. Jednym słowem świetny. To naprawdę mocna ekipa.
Nie mogę powiedzieć, że "Hello Ladies" mnie olśniło. Nie jestem zakochana bez pamięci. Mimo wszystko serial wzbudził moją ciekawość i zaostrzył apetyt na więcej. Podstawowe zadanie pilota zostało więc spełnione.