"Pamiętniki wampirów" (5×01): Wampiry na kampusie
Marta Wawrzyn
5 października 2013, 14:57
W każdym serialu młodzieżowym przychodzi w końcu taki czas, że bohaterowie idą na studia i wszystko się zmienia. "Pamiętniki wampirów" świeżości potrzebują dramatycznie, ale nie mam pewności, że akurat ta zmiana wyjdzie serialowi na dobre. Spoilery.
W każdym serialu młodzieżowym przychodzi w końcu taki czas, że bohaterowie idą na studia i wszystko się zmienia. "Pamiętniki wampirów" świeżości potrzebują dramatycznie, ale nie mam pewności, że akurat ta zmiana wyjdzie serialowi na dobre. Spoilery.
W "Pamiętnikach wampirów" znów jest jesień, co oznacza, że parę miesięcy minęło i w tym czasie zapanowały nowe porządki. Bonnie udaje przed przyjaciółmi, że nie umarła i właśnie przeżywa przygodę życia, podróżując z mamą. Elena i Damon najwyraźniej spędzili całe lato zajęci sobą. Katharine kompletnie nie radzi sobie, nie będąc już wampirzycą. Stefan "wyjechał". Matt i Rebekah stali się częścią seksownego trójkącika w Pradze z dziewczyną o imieniu Nadia, która okazuje się być kimś więcej, niż przygodą na jeden wieczór. Pojawia się w Mystic Falls i choć właściwie nie jestem pewna, co robi z Mattem, można przypuszczać, że jest niebezpieczna.
Letnie przygody bohaterów "Pamiętników" streszczono dość lapidarnie, co w sumie nie było złym rozwiązaniem (choć pewnie nie tylko ja chętnie bym zobaczyła więcej wspólnych scen Deleny – w końcu wielu fanów na to czekało od dobrych kilku lat). Mamy już jesień, Elena i Caroline idą na studia, gdzie poznają dziewczynę o imieniu Megan, która niedługo potem ginie, najprawdopodobniej zaatakowana przez wampira. W jej telefonie Elena znajduje jej zdjęcie ze swoim ojcem.
Tajemnicę Megan pewnie będziemy rozgryzać przez sporą część sezonu – i na razie nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony to powrót do źródeł, do rodziny Eleny i nieodłącznych emocji z tym związanych. Z drugiej – nie do końca udało się scenarzystom zainteresować mnie osobą Megan i jej związkami z Gilbertówną. Być może po prostu stało się to za szybko: oto jest Megan, chwilę potem nie ma już Megan, a mamy się zastanawiać, co Megan, której już nie ma, miała wspólnego z Eleną. A co za różnica, skoro ta postać ledwie mignęła na ekranie?
Elena będzie miała o czym myśleć, tęskniąc za Damonem, okłamując Damona i słuchając jego kłamstw. Trochę szkoda, że para, na którą tylu fanów serialu czekało, ledwie się zeszła, a już jest w związku na odległość. I to związku, który nie ma prawa być udany, skoro zaczyna się od kłamstw. A tymczasem na kampusie jest pełno fajnych chłopaków, takich jak Jesse, facet od ulotek… Czy tylko ja widzę tu emocjonalne burze na horyzoncie?
W Mystic Falls tymczasem pojawia się Silas. Niezniszczalny, nieśmiertelny, wszechmocny Silas, mający twarz Stefana. Nie jestem pewna, czy to wina Paula Wesleya, czy ten bohater po prostu nigdy nie był aż tak interesujący, w każdym razie patrzę na Silasa i ziewam. Facet przez większość czasu się chełpi, a kiedy już przechodzi do czynów, nie robi na mnie większego wrażenia. Śmierć ojca Bonnie nie niosła ze sobą żadnych emocji. Nie takie śmierci już były w "Pamiętnikach wampirów", powiedziałabym nawet większość tamtejszych rodziców prędzej czy później marnie kończy.
Jeszcze gorzej wypadł wątek Jeremy'ego, który tak po prostu wrócił do szkoły, po tym jak wstał z martwych, i od razu wpadł w kłopoty. Było w tym wszystkim dużo naiwności – nikt nie zainteresował się jego zmartwychwstaniem, nikt nie postanowił zbadać jego stanu psychicznego. Tak po prostu go wywalili ze szkoły, bo pobił się z kolegami? Bzdury i tyle. Ale przynajmniej Damon, wyraźnie nie nadający się do roli niani, ma powody, by okłamywać Elenę. Inaczej ich związek byłby zbyt szczęśliwy.
Gdzieś w tym wszystkim mignęła jeszcze ucieczka Katharine, Caroline płacząca za Tylerem i… w zasadzie tyle. W odcinku zawiązało się przynajmniej kilka nowych wątków, ale na razie żaden mnie nie powalił na kolana, żaden nie sprawił, że czekam z bijącym sercem na dalsze odcinki. Niby nie oglądało się tego wszystkiego źle, ale jak na otwarcie sezonu to za mało. Zabrakło czegoś ekstra – scenarzyści pewnie myśleli, że wisienką na torcie będzie śmierć ojca Bonnie, ale to akurat kompletnie nie wyszło.
Gdybym miała określić "I Know What You Did Last Summer" jednym słowem, powiedziałabym, że był to odcinek poprawny. Tylko tyle? Aż tyle? Sama nie wiem.