"Prison Break", czyli jak zabić serial
Nikodem Pankowiak
9 października 2013, 16:47
Wasz ulubiony serial schodzi na psy? Kiedyś oglądaliście go z przyjemnością, teraz budzi on ciągłą irytację? Nie martwcie się. My, dawni fani "Prison Break" mieliśmy kiedyś gorzej.
Wasz ulubiony serial schodzi na psy? Kiedyś oglądaliście go z przyjemnością, teraz budzi on ciągłą irytację? Nie martwcie się. My, dawni fani "Prison Break" mieliśmy kiedyś gorzej.
To były piękne czasy. Moda na seriale dopiero przychodziła do Polski, potrafiłem wymienić tylko kilka tytułów, a "Prison Break" był bodajże drugim, który zacząłem oglądać. Wszystko było pięknie, do kolejnych odcinków siadałem z przekonaniem, że czeka mnie kawał porządnej rozrywki. Nagle, nie wiadomo nawet kiedy, wszystko przepadło. Twórcy postanowili zarżnąć własny serial. Jak dokonać takiej sztuki? Wystarczy zastosować się do poniższych rad. Najlepiej wszystkich od razu.
1. Postaw pieniądze na pierwszym miejscu. Chciwość to rzecz straszna, a tym bardziej, jeśli z jej powodu muszą cierpieć widzowie. "Prison Break" otrzymało początkowo zamówienie na 13 odcinków i gdyby odeszło, jako miniserial z zamkniętą fabułą, byłoby cudownie. Niestety, postanowiono domówić kolejne 9 scenariuszy, później kolejny sezon i kolejny, i kolejny.
To spory problem, gdy twórcy chcą dalej zarabiać pieniądze na serialu, na który nie mają już żadnego pomysłu. Z czasem przestało być nawet nieźle, później było już tylko fatalnie, a cała produkcja sięgnęła kompletnego dna gdzieś na początku 3. sezonu. Każdy kolejny odcinek przynosił coraz bardziej kuriozalne rozwiązania fabularne i coraz gorsze zwroty akcji. Dla garstki wiernych widzów serial stał się prawdziwą męczarnią.
2. Obsadź w głównej roli aktora jednej miny. Większość aktorów grających w "Prison Break" była, delikatnie mówiąc, z nie najwyższej półki. Gorzej gdy w głównej roli obsadza się osobę, której zasób środków aktorskich można policzyć na palcach jednej ręki. Dwa wyrazy twarzy i mówienie półszeptem może wystarczyć na kilka(naście) odcinków, z czasem przydałaby się jednak większa gama emocji.
Wentworth Miller aktorem wybitnym nie jest, o czym najlepiej świadczy fakt, że od kilku lat praktycznie nie pojawia się na ekranie. Gdy partnerują mu Dominic Purcell – człowiek o spojrzeniu tępego osiłka – oraz niezbyt lubiana przez widzów Sarah Wayne Callies, mamy obraz obsady, która była w stanie udźwignąć ciężar serialu tylko przez krótki okres. Dobre role widzieliśmy za to na drugim planie, ale z czasem i one zaczęły ginąć przytłoczone falą idiotyzmów.
3. Zaprzeczaj samemu sobie. Chyba jeden z większych grzechów, jaki mogą popełnić twórcy serialu. Przez pierwsze dwa sezonu karmiono widzów bajeczką o wszechpotężnej Firmie, mogącej kierować wszystkimi i wszystkim, nawet na najwyższych szczeblach waszyngtońskiej władzy. I oto co się okazuje? Od Firmy potężniejszy jest nawet jeden Michael Scofield.
Pod koniec 2. sezonu ląduje on w Sonie – tajemniczym i brutalnym więzieniu w Panamie. Już na początku 3. serii dowiadujemy się, że znalazł się tam, aby uwolnić pewną bardzo ważną dla Firmy personę. Organizacja, która może wszystko, łącznie ze zorganizowaniem ostrzału więzienia, nie potrafi wyciągnąć z niego jednego gościa? Litości. Cała akcja nabiera jeszcze bardziej idiotycznego wymiaru, gdy ta superważna osoba zostaje zastrzelona już w 1. odcinku kolejnego, finałowego sezonu.
4. Roztrwoń potencjał bohaterów. Pamiętacie milczącego generała z 2. sezonu, który wszystkie wiadomości przekazywał na karteczkach? Mocno intrygowała mnie ta postać, Was również? Wiedzieliśmy jedynie, że jest kimś ważnym, nic więcej. I oto nagle w 4. serii okazuje się, że z pana generała jest prawdziwa gaduła, buzia mu się praktycznie nie zamyka. Całą tajemniczość szlag trafił, facet po chwili zaczął irytować.
To samo stało się z T-Bagiem, który z niezrównoważonego szaleńca przemienił się z czasem we wkurzającego szaleńca. Najważniejszy więzień w Sonie, Lechero, szybko okazuje się frajerem i ginie we frajerski sposób – uduszony poduszką. No i oczywiście Alex Mahone. William Fitchner dwoił się i troił, żeby wyciągnąć jak najwięcej ze swojej postaci, ale z czasem jego wysiłki już nie wystarczają. Ktoś jest w stanie wskazać choć jednego bohatera, którego ewolucję na przestrzeni wszystkich sezonów moglibyśmy ocenić na plus?
5. Przywracaj zmarłych do życia. W tym twórcy "Prison Break" są mistrzami, sam Jezus Chrystus mógłby pozazdrościć im umiejętności. Najpierw z zaświatów powraca ojciec Michaela, by jakiś czas później zostać zastrzelony. Z kolei seria finałowa to prawdziwy wysyp żywych trupów, na czele z ukochaną Michaela, Sarą. To nic, że sezon wcześniej Lincoln widział jej odciętą głowę. Wystarczy powiedzieć, że to wcale nie była jej głowa, tylko mu się tak wydawało. Problem rozwiązany.
Pod koniec serialu powraca także jego matka. Obeszło się jednak bez wzruszających, rodzinnych scen, pani Scofield raczej nie przepada za swoimi synami. A właściwie synem, bo dowiadujemy się, że żadne więzy krwi Michaela i Lincolna nigdy nie łączyły. Bracia również zdają się nieszczególnie szczęśliwi z powodu jej powrotu, więc w ostatnim odcinku zostaje ona zastrzelona przez Sarę. Na chwilę wrócił także agent Kellerman, choć na jego powrót mogliśmy przymknąć oko, nie był on tak bardzo naciągany, jak te wspomniane wcześniej.