Kity tygodnia: "HIMYM", "The Blacklist"
Redakcja
1 grudnia 2013, 16:27
"The Blacklist" (1×09 – "Anslo Garrick (No. 16)")
Mateusz Madejski: Serial udowadnia, że teatr jednego aktora nie jest tym, co się sprawdza we współczesnej telewizji. Bo nawet świetna rola Spadera nie jest wystarczającym argumentem, by ciągle oglądać "The Blacklist". Serial się jeszcze bronił, gdy Red wraz z młodą agentką rozwiązywał ciekawe i mroczne sprawy. Interesujący był też motyw męża Liz. Jednak obecnie mamy już tylko z coraz bardziej pogmatwaną fabułę, która z odcinka na odcinek ma coraz mniej sensu.
Andrzej Mandel: Sam James Spader nie wystarczy. Tego odcinka nie dało się obejrzeć. Po 15 minutach dałem sobie spokój i więcej z tym serialem nie chcę mieć do czynienia. Kit.
"How I Met Your Mother" (9×11 – "Bedtime Stories")
Nikodem Pankowiak: Z Martą dyskutowaliśmy o tym, który odcinek był większym dnem – ten z zeszłego tygodnia, czy może jednak "Bedtime Stories". Nie doszliśmy do kompromisu, ale sam fakt, że mamy powody, aby prowadzić takie rozmowy, mówi wiele o formie serialu. Mieliśmy na moment zostać odciągnięci od Farhampton i ślubnych przygotowań, co w sumie złym pomysłem nie było, szkoda tylko, że wykonanie zniszczono dokumentnie.
Nie będę się czepiał prostoty rymów, gorsze od nich były same historie, które Marshall opowiadał Marvinowi. Potencjalnie miły przerywnik został zamieniony w 20 minut katorgi. Aż się prosiło, żeby w którejś z historii pojawiła się Cristin Miliotti, wtedy choć przez moment na ekranie powiałoby świeżością. Wrzucanie "HIMYM" do kitów powoli staje się nudne, ale z drugiej strony ciężko przejść obojętnie obok czegoś tak fatalnego.
Marta Wawrzyn: Dla mnie zdecydowanie najgorszy odcinek "HIMYM" w tym sezonie – a Bóg, historia i 100 tysięcy czytelników Serialowej mi świadkiem, że bywało już naprawdę słabo. Miał być chyba uroczy przerywnik, wyszedł niepotrzebny, idiotyczny zapychacz. Rymowane historie pewnie mogłyby się obronić, gdyby: 1. napisano fajne historie; 2. rymy nie były aż tak żenujące; 3. pojawiło się cokolwiek zabawnego.
Bardzo miło było zobaczyć przez moment Jamesa Van Der Beeka, ale na tym króciutkim występie zalety "Bedtime Stories" się kończą. Cała reszta to koszmar, który chcę zapomnieć. Dla tych, którzy dla odmiany woleliby jeszcze się nad tym odcinkiem poznęcać, Vulture przygotowało zestawienie najgorszych rymów.