Hity tygodnia: "The Walking Dead", "Glee", "The Good Wife", "Mentalista", "Brooklyn Nine-Nine"
Redakcja
8 grudnia 2013, 20:06
"The Walking Dead" (4×08 – "Too Far Gone")
Nikodem Pankowiak: Pierwsza część 4. sezonu była nieco rozczarowująca, jednak jej finał nadrabia to z nawiązką. Emocji jest tutaj bez liku, sporo bohaterów, z pierwszego, drugiego i trzeciego planu pożegnaliśmy na zawsze i chyba po żadnym z nich nie będziemy płakać. Przejmujących scen nie brakowało, nie brakowało także momentów, podczas których siedziałem jak na szpilkach.
Bitwa o więzienie przyjęła niezwykle dramatyczny obrót, a z powodu błędnych decyzji Ricka i Gubernatora nie ma w niej wygranych. Twórcy dokonali sporego zwrotu w fabule, od teraz bohaterowie nie mogą już liczyć na bezpieczne schronienie w więziennych murach. Powrót "The Walking Dead" w lutym zapowiada się naprawdę obiecująco.
Agnieszka Jędrzejczyk: Po dwóch przeciągających się w nieskończoność odcinkach o Gubernatorze, na konfrontację z mieszkańcami więzienia rzuciłam się jak wygłodzony wilk na zwierzynę – i praktycznie od razu można było poznać, że "Too Far Gone" będzie odcinkiem wyjątkowym. Niesamowicie gęsta atmosfera, w której właściwie każda scena podkręcała świadomość zbliżania się nieuchronnej katastrofy, zadziałała jak nigdy w "The Walking Dead" dotąd.
Przez połowę odcinka siedziałam jak na szpilkach, do ostatniej chwili chcąc wierzyć w rozsądek Gubernatora, ale dobrze wiedząc, że jego chorych ambicji nic już nie ruszy. Przez drugą połowę praktycznie modliłam się o jak najmniejszą liczbę ofiar i szybki koniec starcia, byle tylko moi ulubieńcy wyszli z opresji cało. Tak właśnie lubię się w tym serialu bać – i fakt, że ta obawa powróciła jest dla mnie jednoznacznym faktem powrotu jego wielkości.
"Brooklyn Nine-Nine" (1×11 – "Christmas")
Andrzej Mandel: Mieliśmy tu kilka naprawdę wspaniałych gagów, które dały "B99" tytuł hitu tygodnia. Szczególnie dobre były wszelkie wstawki z Terrym na kozetce u psychologa, ale i polowanie na uśmiech Rosy oraz bohaterski tyłek Boyle'a zrobiły swoje.
Nikodem Pankowiak: No i nadszedł ten dzień, gdy Peralta zaczął mnie wkurzać. Na całe szczęście "Brooklyn Nine-Nine" pełne jest innych postaci, które mogą godnie go zastąpić. W tym odcinku znów królował Terry, jego wizyta na kozetce powinna skończyć się wysłaniem go do oddziału zamkniętego, na całe szczęście w tym serialu nie wszystko jest takie, jak powinno być w rzeczywistości. No i Rose… Ach, jaki piękny ma uśmiech…
"The Good Wife" (5×10 – "The Decision Tree")
Marta Wawrzyn: Setnym odcinkiem "The Good Wife" pokazało, że nie tylko gra w pierwszej lidze, ale też potrafi wygrać nawet z kablówkami. Wciąż nie zdecydowałam, czy wolę "Hitting the Fan" czy "The Decision Tree", ale nie ulega wątpliwości, że w tym drugim emocje były po prostu niesamowite. Wszystko wypadło tu fantastycznie, od wyobrażonego przesłuchania Willa i zwycięstwa Alicii w prawdziwym sądzie, poprzez szalejącą za kółkiem Kalindę, aż po ostatnie sceny, z przyjęcia.
W niecałe 45 minut upchnięto całą masę wspaniałości, a chaosu ani śladu. Wszystko grało idealnie: scenariusz, aktorstwo, montaż, muzyka. Tak właśnie powinny wyglądać jubileuszowe odcinki.
Przeczytajcie pełną recenzję odcinka>>>
"Mentalista" (6×09 – "My Blue Heaven")
Andrzej Mandel: Ten odcinek był jak pilot nowego serialu. Bruno Heller robi nowe otwarcie "Mentalisty" i zapowiada się to ciekawie. Było kilka przyjemnych w odbiorze scen w starym stylu i kilka okazji do wzruszeń. Olbrzymi plus za tekst Lisbon na samym końcu odcinka, kto widział – ten wie.
"Glee" (5×08 – "Previously Unaired Christmas")
Marta Rosenblatt: Świąteczne cuda naprawdę się zdarzają. Nie sądziłam, że jakikolwiek odcinek 5 sezonu trafi do hitów. Jane Lynch na początku odcinka poinformowała nas, że obejrzymy niewyemitowany odcinek sprzed roku. Bardzo fajny chwyt, panie Murphy, prawie dałam się nabrać. 5. seria "Glee", która, jak pamiętamy, jest kontynuacją poprzedniego sezonu sprawia, że kalendarzowy rok wciąż trwa, nie było więc mowy o świątecznym odcinku. Pomysł z "niewyemitowanym" odrzutem to strzał w dziesiątkę.
Scenarzyści mogli puścić wodzę fantazji, bo przecież to, co wydarzyło się w "Previously Unaired Christmas", tak naprawdę nie miało miejsca. A szkoda. Kurt, który raz w życiu nie był cnotliwą pensjonarką? Super. Nietrzeźwa Rachel? Ta postać powinna pić ajerkoniak w każdym odcinku (Lea to jedna z nielicznych aktorek, której wychodzi granie pijanej). Santana jako zdzirowata Pani Mikołajowa? To na pewno pojawi się w mojej cotygodniowej rubryczce.
Nawet Lima dawała radę. Narzekałam na Kitty, ale odkąd pojawiła się nowa "zła" cheerioska, której imienia nie pamiętam, zaczęłam doceniać Kitty (a raczej Beccę). W tym tygodniu była absolutnie fantastyczna.
A występy? Zamiast standardowych cukierkowych pioseneczek o Mikołaju, mieliśmy "Mary's Boy Child", które już było mocno przegięte, a co dopiero powiedzieć o "Love Child".
"Previously Unaired Christmas" nie miało banalnego morału w stylu "są święta, kochajmy się, spędzajmy czas razme, pomagajmy bezdomnym, miłość, pokój, bla bla". Ten odcinek miał mniej oczywiste przesłanie. Przy okazji Murphy zgrabnie wplótł problem seksualizacji wszystkiego (nawet świąt).
Za co jeszcze uwielbiam ten odcinek? Za humor! Za przegięty i przerysowany humor. Zabawnie czyta się komentarze oburzonych fanów "Glee". Wygląda na to, że ktoś tu przespał cały 1. sezon. Sezon, który był kontrowersyjny i nie bał się poruszać ważnych tematów. To właśnie takie "Glee" stało się fenomenem popkulturowym. Ta słodka popierdółka, z która obecnie mamy do czynienia, przeszłaby bez echa.
Fajnie, że serial wrócił do swoich korzeni. Dobrze byłby, gdyby scenarzyści szli tą drogą. Zresztą co im innego pozostaje?
"A Young Doctor's Notebook" (2×03)
Andrzej Mandel: Jon Hamm i Daniel Radcliffe tworzą fantastyczny duet. Tak różni aktorzy naprawdę tworzą wrażenie, jakby byli jedną i tą samą osobą (a o to przecież chodzi). Dobrze oddany był czarny humor Bułhakowa, a i mieliśmy też trochę okazji do wzruszeń. Ten serial jest kunsztownie skonstruowanym dziełem i zasługuje na tytuł hitu każdym swoim odcinkiem.
"South Park" (17×09 – "Titties and Dragons")
Andrzej Mandel: Trzecia część z cyklu nabijania się z "Gry o tron", anime, Black Friday, filmów o zombie oraz filmów wojennych. Ten odcinek da się streścić jednym słowem – REWELACJA. Od samego początku do końca "South Park" dostarczył tu świetnej zabawy (z morałem) i, oczywiście, ostrych kopniaków wymierzonych w wielkich tego świata. Było też to, czego można się spodziewać po "Grze o rron", czyli krwawo zakończone wesele…
No i księżniczka Kenny!
"Masters of Sex" (1×10 – "Fallout")
Marta Wawrzyn: Kiedy wali się świat, lekarze z "Masters of Sex" narzekają, że nie mogą pracować, błąkają się po korytarzach jak w koszmarnym śnie albo siedzą pod ławkami w nie do końca lubianym, ale w końcu akceptowanym towarzystwie, i prowadzą poważne rozmowy. Psychodeliczny odcinek "Fallout" to jedna z najlepszych rzeczy, jaką do tej pory widzieliśmy w "Masters of Sex", ponieważ perfekcyjnie oddano nastroje społeczeństwa, przygotowywanego do obrony przed atakiem nuklearnym, którego i tak nikt by nie przeżył.
A do tego znów fantastyczna była Virginia, która w szczery, prosty i rzeczowy sposób wyjaśniła Billowi, na czym polegała ich relacja, po czym odeszła. Nie mogę się już doczekać jej współpracy z dr DePaul. To będzie prawdziwy dream team! Musi być.