Pazurkiem po ekranie #11: Zemsta w kilku smakach
Marta Wawrzyn
18 grudnia 2013, 21:03
Zemsta Emily Thorne osiągnęła punkt krytyczny, "Homeland" zakończyło średni sezon perfekcyjnym finałem, a ponieważ nie ma co oglądać, wreszcie znalazłam czas dla Franka Underwooda – i jestem pod wrażeniem. Uwaga na spoilery, w szczególności dotyczące "Homeland" i "Revenge".
Zemsta Emily Thorne osiągnęła punkt krytyczny, "Homeland" zakończyło średni sezon perfekcyjnym finałem, a ponieważ nie ma co oglądać, wreszcie znalazłam czas dla Franka Underwooda – i jestem pod wrażeniem. Uwaga na spoilery, w szczególności dotyczące "Homeland" i "Revenge".
…
(Idą święta, więc wstępu nie będzie, bo nie mam nic do powiedzenia na temat świąt ani ich nadchodzenia.)
A tymczasem w tej drugiej rzeczywistości…
…w "Revenge" zaszaleli na całego. OK, momentami wpadało mi nawet do głowy, że za dużo w tym chwytów typowych dla jakiejś okropnej soap opery (ta dramaturgia, z jaką Victoria cisnęła bransoletkę za burtę! Nie mogłam spać dwie noce po tej scenie), ale koniec końców najbardziej liczy się to, że "Exodus" mnie zaskoczył.
Plan Emily oczywiście rozsypał się jak domek z kart, pewnie dlatego, że od początku był pełen dziur i pobożnych życzeń. Daniel oczywiście okazał się najbardziej nieszczęśliwym panem młodym w historii telewizji (bo w życiu to pewnie co drugi tak ma). Prawda oczywiście wyszła na jaw – i zna ją teraz już nie tylko Lydia. Emily oczywiście, zgodnie z tym, co zapowiadano od września, została postrzelona. Dużo tych oczywistości.
Ale przyznaję, że osoba, która strzelała do pani Danielowej Grayson, była dla mnie zaskoczeniem. Nie sądziłam, że twórcy serialu zdecydują się na aż tak dramatyczny gest, obstawiałam jednak Victorię albo, sama nie wiem dlaczego, Aidena. Teraz naprawdę wszystko się wyzerowało, Emily w zasadzie nie ma czego szukać w Hamptons. Oby tylko to nie oznaczało kolejnych trzech sezonów z "Revenge". O nie, serial podniósł się co prawda, ale ta historia powinna już zmierzać do zakończenia, najlepiej nieszczęśliwego. W końcu "zanim wyruszysz na zemstę, wykop dwa groby" – pamiętacie, jak w pilocie cytowali Konfucjusza?
Końca dobiegła historia Brody'ego…
…i, podobnie jak Michał Kolanko, uważam, że lepiej tego zrobić się nie dało. "Homeland" zgrabnie zakończył wątek złamanego człowieka, który po prostu nie mógł dostać happy endu. Wydarzenia z Teheranu, jak i widok Carrie, dorysowującej należną Brody'emu gwiazdkę na ścianie w Langley, zostaną ze mną jeszcze przez jakiś czas.
To fantastyczne, że "Homeland" potrafił mi dostarczyć tak wielkich emocji w finale. Nieważne, ile bzdur musiałam przełknąć po drodze, nieważne, że tę śmierć dało się przewidzieć od dawna – ten sezon miał jakiś sens. Wielkie brawa za taki finał. Nie mniejsze brawa należą się twórcom "Masters of Sex", którego finał recenzuję tutaj.
Na zawsze pożegnało się z nami "Misfits"…
…i to w zasadzie wszystko, co mogę na ten temat powiedzieć: pożegnało się. Nie był to odcinek, który będę pamiętać, tak jak nie będę pamiętać imion bohaterów ostatnich dwóch sezonów. Ten świetny niegdyś serial nie zasługiwał na tak marny, tak przewidywalny, tak banalny koniec.
Co prawda nie mogę powiedzieć, że oglądało mi się to aż tak źle – nie, to jakoś bardzo nie bolało, podobnie jak nie bolał cały ten sezon – ale gdyby tego finału nie było, naprawdę nie zauważyłabym różnicy. Recenzji raczej nie będzie, szkoda mi czasu po prostu. "Misfits" zakończyło się dwa lata temu i nie ma co zajmować się tym teraz.
Emocji dostarczają nie tylko seriale….
…czasem tweety na temat seriali są lepsze od nich samych. Proszę bardzo, oto przykład: krakowski krytyk Michał Oleszczyk i "Mob City" w 140 znakach.
There"s noir, there"s neo-noir, and then there"s in-your-face noir. #MobCity
— Michal Oleszczyk (@michaloleszczyk) December 12, 2013
Pytanie roku: co lepiej mieć, Netfliksa czy faceta?
Jako że miałam do czynienia z jednym i z drugim, dobrze wiem, jak każda szanująca się kobieta powinna odpowiedzieć na to pytanie. Ale nie musicie brać ze mnie przykładu.
W tym tygodniu wreszcie wróciłam do "House of Cards", porzuconego wcześniej z braku czasu i z przeświadczenia, że "no naprawdę nie da się zobaczyć wszystkiego". Powróciłam i jestem zachwycona. Oczywiście, serial oryginalnością nie grzeszy – w pełni zgadzam się z amerykańskimi krytykami, że dopiero "Orange Is the New Black" pokazało, co potrafi Netflix – ale to bez znaczenia. "House of Cards" to historia, która wciąga jak mało co. To serial pełen fascynujących drobiazgów i cudnych gierek, które kręcą przede wszystkim political junkies, ale chyba nie tylko.
To prawda, że wiele rzeczy jest zrozumiałych tylko dla tych z nas, którzy coś tam o amerykańskiej polityce wiedzą. Jednakże "House of Cards" to też świetnie napisane postacie, to porządne emocje, to proste historie bliskie każdemu. I Kevin Spacey! Po paru godzinach spędzonych w jego towarzystwie pokochałam te momenty, kiedy zwraca się bezpośrednio do mnie, te ironiczne spojrzenia rzucane prosto do kamery, przypominające, jak cudnym narcyzem jest grany przez niego polityk.
Frank Underwood jest wilkiem wrzuconym pomiędzy ludzi czy może raczej pomiędzy mniej sprawne wilki. Jest drapieżcą, graczem doskonałym, mistrzem wyrafinowanej zemsty, bardziej cierpliwym i skuteczniejszym niż blond socjopatka Emily Thorne. Jest politykiem, jakim każdy chciałby być. W pełni rozumiem, czemu jego postać budzi takie emocje i czemu wszyscy polscy politycy chcieliby potrafić wprowadzać swoje plany w życie tak jak on. Ba, sama chcę nim być! Albo tą małą drapieżnicą Zoe, zdecydowanie mogłabym nią być.
Przede mną jeszcze kilka ostatnich odcinków sezonu, które pewnie będę oglądać w rozsądnych dawkach, tak żeby mieć co robić do świąt. Ale już teraz mogę powiedzieć, że nie mogę się doczekać walentynek 2014 roku. A ta kartka jest po prostu najlepsza!
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Za tydzień widzimy się wyjątkowo nie w środę, a w czwartek (czyli drugi dzień świąt). Spodziewajcie się bardzo smutnego odcinka, bo będę w żałobie po Jedenastym Doktorze.