Seryjnie oglądając #9: C новым годом!
Andrzej Mandel
9 stycznia 2014, 19:12
Fajerwerki przestały wybuchać, kac się skończył, a poświąteczna niestrawność przeminęła z wiatrem. Seriale zaczęły wracać, a ja zaglądam ostrożnie za wschodnią granicę. Uwaga na spoilery.
Fajerwerki przestały wybuchać, kac się skończył, a poświąteczna niestrawność przeminęła z wiatrem. Seriale zaczęły wracać, a ja zaglądam ostrożnie za wschodnią granicę. Uwaga na spoilery.
Niestety, wciąż jeszcze słabo poruszam się w runecie, więc na recenzje nowości naszych wschodnich sąsiadów przyjdzie Wam poczekać. Jednak to, co zobaczyłem (a nie były to nowości), daje mi do myślenia. Realizacyjnie nie odbiega to daleko od amerykańskich standardów. I wygląda na to, że któryś z seriali po prostu nadrobię, by być z nim na bieżąco. Za Serialową, za Czytelników, за Pодину…
Za oceanem, na szczęście, seriale wreszcie powracają. Świąteczna nuda się skończyła (nigdy nie zrozumiem zasadności tej przerwy, ani tego, że wszyscy pracują na pół gwizdka przez przeszło miesiąc) i jest wreszcie co oglądać. Bardzo mnie cieszy też, że wszystkie "moje" seriale trzymają teraz poziom.
'A propos tych, co nie całkiem trzymają, ale mają fanów, mignęło mi, że "Chicago Fire" będzie/jest emitowane w polskiej telewizji. Nie byłem tym serialem zachwycony, ale donosiliście mi, że warto nadrobić, więc kto wie? Może się skuszę?
Byle się nie skusić, jak grana przez Briannę Brown Krystal z "Mentalisty", która łyknęła haczyk podsunięty jej przez Patricka. No ale kto by się nie dał nabrać na urok Simona Bakera? Trzeba przyznać, że potrafi on być równocześnie męski i chłopięco niezdecydowany. Zaś scena, w której umawia się przez telefon na randkę tuż przy Lisbon i Kim Fisher, to mała gratka. Mimika obu pań była więcej niż rewelacyjna. Zaś sama zagadka, choć przecież schematyczna i ograna, była rozegrana więcej niż poprawnie. "Mentalista" naprawdę stał się nowym starym serialem. Aha, Cho nadal się nie uśmiecha.
Okazję do uśmiechu i wzruszenia dostarczył nam "Castle". Trochę tu Marlowe przegiął jednak ze smutkiem. Ostatnia scena była tak łzawa, że brakowało tylko, by Ryan (świetny Seamus Dever) zdążył dobiec do rodzącej żony (równie dobra Juliana Dever, zbieżność nazwisk nieprzypadkowa) w momencie narodzin potomka. Na szczęście, aż tak po bandzie Marlowe nie pojechał. Dzięki temu "Under Fire" zostawia generalnie dobre wrażenie. Szczególnie że sam pomysł zagadki kryminalnej i sposób jej poprowadzenia bardzo dobrze zagrał. No i czekam z niecierpliwością na następny odcinek – wygląda na to, że Rick znów spotka swojego ojca i będzie zabawnie…
Zabawnie, i to bardzo, było w "Revolution". Ten serial to dla mnie najbardziej pozytywne zaskoczenie tego sezonu. Z gniota (dosłownie!) przerodził się w dobry, interesujący serial. W którym jest sporo smaczków na dodatek. O przemianie fajnie napisała na swoim blogu Agnieszka Jędrzejczyk, a ja z rosnącym zaangażowaniem oglądam poczynania bohaterów.
Szczególnie lubię Sebastiana Monroe (David Lyons), który jest świetnym badassem. W tym odcinku zaliczył trzy trafienia (naprawdę, teksty tej postaci są świetne i wspaniale odgrywane), co jedno to lepsze. W sumie najbardziej podobał mi się ten, który związany był z prostym, acz świetnym żartem scenarzystów – w świecie bez prądu to Amerykanie szukają pracy w Meksyku. A Monroe mówi do nich: "Idźcie i szukajcie swojego meksykańskiego snu". Który szybko okazuje się być tak gorzki, jak dzisiejszy American Dream.
A sam Monroe to nie wszystko. Wreszcie dobrze wychodzi wątek Aarona (hello Grace – ciekawe, czy ją też rozruszają), a wzajemne uczucia Milesa i Rachel wprost wylewają się z ich gestów i oczu, choć mowa potrafi jeszcze zaprzeczać. Do tego dochodzi Charlie dziwiąca się, gdy jej dziadek jest zaskoczony jej umiejętnościami pozbawiania wrogów życia. W tle przewija się najsłabszy wątek – Neville'a i jego rodziny. Ale coś mi się widzi, że czegoś tu nie doceniam…
Tak jak nie zamierzam specjalnie doceniać "Intelligence" – nowość weszła, nowość wyszła i nie zostawiła specjalnych śladów w pamięci. Nie, to nie tak, że ogląda się to z bólem zębów. Ale też nie jest to coś, co by porwało. Ot, fajny pomysł, ale wykonanie jakieś takie kiepskie. W dodatku panie narzekają, że Josh Holloway nie wygląda już jak kiedyś. Nie wiem czemu, facet, jak facet. Za to Meghan Ory wypada świetnie (a jej wątek przykuwa uwagę). Nieźle wypada John Billingsley, pamiętny Dr. Phlox ze "Star Trek: Enterprise". Godna zapamiętania była też wymiana zdań o języku mandaryńskim. Ale tylko jako żart.
W dobrej formie wraca za to "Almost Human" i przyda się jakaś większa recenzja, jak tylko wyzdrowieję i będę w stanie pracować. Ten serial mniej zachwyca się technologią, a bardziej zwraca uwagę na związane z nią zagrożenia. Oraz możliwości jej wykorzystywania zarówno w dobry, jak i zły sposób. No i zwraca uwagę na to, że baterie mogą wyczerpać się każdemu.
Co w moim przypadku chwilowo ma miejsce.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego!