"Chicago PD" (1×01): Dobrze znane kalki
Andrzej Mandel
10 stycznia 2014, 17:34
"Chicago Fire" dorobiło się spin-offu, który wygląda na lepszy niż materiał wyjściowy. Niektórych zrażą pewnie schematy i kalki, ale mnie one nie przeszkadzają. Serial wybitny nie jest, ale to dobra propozycja na zimowe wieczory. Są twardzi mężczyźni, piękne kobiety i śliska granica między prawem i bezprawiem. Czegoś trzeba więcej? Spoilery.
"Chicago Fire" dorobiło się spin-offu, który wygląda na lepszy niż materiał wyjściowy. Niektórych zrażą pewnie schematy i kalki, ale mnie one nie przeszkadzają. Serial wybitny nie jest, ale to dobra propozycja na zimowe wieczory. Są twardzi mężczyźni, piękne kobiety i śliska granica między prawem i bezprawiem. Czegoś trzeba więcej? Spoilery.
W "Chicago Fire" jeden z głównych bohaterów miał konflikt ze skorumpowanym i złym gliną Voightem (Jason Beghe). Teraz Hank Voight wraca jako dowódca jednostki wywiadowczej na jednym z chicagowskich posterunków. Jak można było się domyślić, nie jest wcale aż taki zły czy skorumpowany. Po prostu próbuje przetrwać i ma szlachetne intencje, które obwarowane są surowymi zasadami moralnymi. On się ich trzyma, nawet jeżeli tego nie ujawnia.
Główny bohater jest mocnym punktem "Chicago PD". Nie jest to bohater bez skazy (co samo w sobie jest kalką), ma swoje za uszami i wcale się z tym nie kryje. Nie waha się przed braniem brudnych pieniędzy i łapówek, ale w zamian egzekwuje należne mu informacje. Widać, że ma swój kodeks moralny i się go trzyma. To wszystko już było w wielu filmach i serialach, ale Jasonowi Beghe trzeba przyznać, że w roli Hanka sprawdza się bardzo dobrze. Stworzył wiarygodną kreację cynicznego i jednocześnie idealistycznego gliny mającego skłonność do nadużywania przemocy.
Wygląda też na to, że "Chicago PD" nie będzie, jak "Chicago Fire", serialem ze zbiorowym bohaterem. Tu ton będzie nadawał właśnie Hank, choć i reszta przedstawionych postaci będzie ważna. A mamy ich trochę i nie stanowią tylko tła. Pojawia się znany już, z "Chicago Fire" Antonio (Jon Seda), jak i nowe postacie, z których najciekawszymi wydają się być Erin (Sophia Bush), Jay (Jesse Lee Soffer) i Olinsky (Elias Koteas). Do kompletu mamy jeszcze kilku policjantów, w tym śliczną Kim (Marina Squerciati), bo przecież ma być też na kogo popatrzeć (panie znajdą kilku panów o zdecydowanie męskiej urodzie).
Interesująco zapowiada się też przenikanie się obu seriali. Postacie z "Chicago Fire" będą pojawiać się w "Chicago PD", tak jak niektóre postacie z nowego serialu mieliśmy już okazję widywać w serialu o strażakach. Pewne rzeczy będziemy mogli obserwować z obu stron (i pozostaje czekać na "Chicago Hospital" albo "Chicago Public Transport", bo czemu nie?). O ile do "Chicago Fire" nie nabrałem przekonania, o tyle "Chicago PD" na razie mnie kupuje.
Być może dlatego, że mamy tu powrót do starego, męskiego świata twardych, brudnych gliniarzy, którzy nie zawahają się przed żadnym chwytem, by zaprowadzić porządek na ulicach. Takich facetów pamiętamy z lat siedemdziesiątych. Kobiety, co prawda, wtedy były tylko tłem, a teraz odgrywają znacznie większą rolę, ale przecież tak ma być.
Trudno się jeszcze wypowiadać o tym, jak prowadzone są sprawy kryminalne. Nie wiem, czy już regułą będzie, że z góry znamy mordercę i po prostu oglądamy, jak nasi gliniarze zdobywają informacje, jak rozgrywają konflikty wewnątrz policji i jak radzą sobie z problemami codziennego dnia przy tym wszystkim. Podejrzewam, że tak, ale kto wie, może czasem to się zmieni.
"Stepping Stone" skończył się w interesującym momencie i czekam na następny odcinek. Nie jest tak, że ekscytuję się albo nie mogę się doczekać. Po prostu jestem ciekaw co dalej.
"Chicago PD" zasługuje więc na uwagę, choć wygórowane oczekiwania nie mają sensu. To przyzwoita robota, ale fajerwerków nie ma co szukać. Ot, dobry wypełniacz wieczoru. I w tej postaci to kupuję.