Hity tygodnia: "Community", "Justified", "Sherlock", "The Good Wife", "Brooklyn 9-9"
Redakcja
12 stycznia 2014, 19:05
"Community" (5×03 – "Basic Intergluteal Numismatics")
Bartosz Wieremiej: Parodia kryminalnego śledztwa z dużą dozą proceduralnej poprawności. I choć zagadka tożsamości osoby określanej przez greendale'owskie media jako Ass Crack Bandit (błagam, nie każcie mi tego tłumaczyć) wciąż pozostaje, tego no, zagadką, to odcinek spodobać się mógł szczególnie wszystkim tym spędzającym długie godziny na oglądaniu telewizyjnych policjantów czy agentów ścigających równie telewizyjnych złoczyńców. Te dialogi i budowanie profilu przestępcy; to napięcie między parą detektywów… – no dobrze, po prostu między Jeffem (Joel McHale) i Annie (Alison Brie).
W "Basic Intergluteal Numismatics" (tym bardziej nie każcie…) nie obyło się bez szokujących zwrotów akcji, w końcu do żywych "powrócił" Star-Burns, ciekawych gościnnych występów i piosenek napisanych specjalnie na tę okazję. Nie zabrakło również ofiar wśród naszych ulubionych bohaterów, a i przyszło nam ostatecznie kogoś pożegnać…
Zawsze pozostaje hologram, prawda?
Nikodem Pankowiak: Wielkim fanem procedurali nigdy nie byłem, właściwie to omijałem je do tej pory szerokim łukiem. Wystarczyło jednak oglądać "The Killing" czy "Hannibala", żeby zachwycić się tym odcinkiem. Te kolory, chemia między bohaterami… Wspaniały odcinek, w którym doszło do dwóch przyjemnych powrotów. Wiele smaczków, atmosfera jak u Finchera no i smutne pożegnanie Pierce'a – studenta z 14-letnim stażem na uczelni, prawdziwego specjalisty od udawanych zawałów. A do tego świetna scena, gdy zraniony Troy policzkuje Sami Wiecie Kogo. Kurcze, jak ten serial będzie wyglądał, gdy on już sobie pójdzie? A to przecież już niebawem, jeszcze tylko dwa odcinki…
Marta Wawrzyn: Jeśli tydzień temu mieliście jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to teraz po prostu już się nie da zaprzeczyć: nasze "Community" wróciło i jest w świetnej formie. Tym razem parodiowano "Siedem", parodiowano "Zodiaka", parodiowano procedurale kryminalne i… pewnie nawet nie rozpoznałam wszystkich kalek i schematów wyśmianych w odcinku. Było tego dużo, każda następna scena lepsza od poprzedniej, każdy następny dialog lepszy od poprzedniego. Jak dobrze, że "Pain… Painful writing… It hurts" już nie dotyczy "Community"!
Wszystko wróciło: świeże pomysły, przezabawne teksty, klimat, dbałość o szczegóły. Wrócił nawet ten charakterystyczny, nieco depresyjny ton, który sprawia, że "Community" to coś więcej niż sitcom wypełniony parodiami. I nie, to nie był tylko deszcz, my znów czujemy, że nasi drodzy znajomi z Greendale to życiowi przegrani, którzy poza kampusem nie mają czego szukać. A do tego ta straszna wiadomość o śmierci… i ta cudowna wiadomość o zmartwychwstaniu. Nie wiem, czego można chcieć więcej.
A tak w ogóle… co za chory umysł jest w stanie wymyślić coś takiego?
"Brooklyn Nine-Nine" (1×12 – "Pontiac Bandit")
Nikodem Pankowiak: Boyle i jego wózek to największy hit tego tygodnia! No dobrze, może jeszcze kapitan Holt odczuwający "niesamowity ból", po tym gdy ów wózek przejeżdża po jego stopie. No i jeszcze szczeniaki. Aha, prawie bym zapomniał! Przecież ten serial to także Jake, który razem z Diaz próbuje złapać nieuchwytnego do tej pory złodzieja samochodów. Jest to zadanie niezwykle trudne, co chwilę pojawiają się kolejne zwroty akcji, z którymi nasi bohaterowie radzą sobie z wrodzonym wdziękiem. Ale co ja tam będę mówił o wdzięku… Wystarczy, że Marta bezustannie rozpływa się na Andym.
Marta Wawrzyn: Tak, wdzięk! Andy Samberg ma go tyle, że coraz trudniej jest mi się opanować. Kiedy myślę, że bardziej słodki już być nie może, okazuje się, że owszem, może. Granica słodkości w jego przypadku nie istnieje. To prawda, że "Brooklyn Nine-Nine" ma świetnych scenarzystów, fajny pomysł na siebie, chemię w obsadzie itd., itp., ale bez Andy'ego to nie byłby aż tak uroczy serial. Ten odcinek i to, co Andy w nim wyprawiał, to kolejne dowody.
"The Good Wife" (5×11 – "Goliath and David")
Marta Wawrzyn: Scenarzyści "The Good Wife" w tym sezonie przechodzą samych siebie. Dostaliśmy w szalony sposób poprowadzoną sprawę, którą z zainteresowaniem oglądali chyba nie tylko fani "Glee". Dostaliśmy zadowalającą odpowiedź na pytanie, kto jest ojcem. Dostaliśmy kolejną odsłonę wojny Alicii i Willa na sali sądowej. Dostaliśmy wreszcie mocny cliffhanger, zwiastujący kłopoty gorsze niż kolejny skandal obyczajowy. A wszystko to jak zawsze w zabójczym tempie, z emocjami podkręconymi na maksa. Czego chcieć więcej?
Ach, właśnie. Dodatkowy bonus: piosenka, która nie chce się odczepić. I to wideo.
"Justified" (5×01 – "A Murder of Crowes")
Marta Wawrzyn: Klimat, emocje, doskonałe dialogi, nowi, frapujący bohaterowie. Zupełnie nowe otwarcie wyszło w "Justified" doskonale. Ponieważ 2. sezon "Justified" wciąż pozostaje moim ulubionym, liczę na to, że rodzina Crowe'ów nie będzie gorsza od Bennetów. I wygląda na to, że nie będzie. Michael Rapaport wypada bezbłędnie jako Darryl, zrehabilitowany przestępca, który zawsze wie, jak zatroszczyć się o swoich bliskich. Jeszcze ciekawszą osóbką wydaje się jego siostra, Wendy (Alicia Witt), asystentka z kancelarii w Miami, która niewątpliwie ma głowę na karku. Trochę szkoda Dilly'ego, ale cóż, widać aligatory muszą być dobrze dokarmiane już w pilocie sezonu.
Podczas gdy Raylan użera się z Crowe'ami z Florydy i nie odwiedza byłej małżonki i córeczki, Boyd zalicza małe morderstwo i podróż do Detroit, a do tego prawie traci ucho. Trochę jest w tym wszystkim chaosu, bo w miejsce dobrze znanego Sammy'ego Tonina, na którego, przyznaję, liczyłam, niespodziewanie pojawiają się Kanadyjczycy. Na razie trudno powiedzieć, do czego to prowadzi i co będzie z Boydem w dalszej części sezonu. Przyznaję szczerze, że bardziej interesująca od nowych mafiozów wydaje mi się łotewska pani doktor, żona Lee Paxtona, która szczerze mnie zdziwiła i swoim opanowaniem, i tym, co powiedziała pod koniec odcinka.
"A Murder of Crowes" to fajne, świeże otwarcie sezonu, po którym nie do końca wiadomo, czego się spodziewać. Najważniejsze, że wszystko to, za co uwielbiamy "Justified", znów jest i znów działa doskonale. I pamiętajcie – nigdy nie opuścicie Harlanu żywi.
"Sherlock" (3×02 – "The Sign of Three")
Marta Wawrzyn: Najdziwniejszy odcinek w historii "Sherlocka". Na początku wydawało się, że jest w tym jakiś chaos; że Sherlock gada i gada, i donikąd to nie zmierza. A potem stała się magia – wszystkie elementy skomplikowanej układanki wskoczyły na swoje miejsce i zadziałały po prostu perfekcyjnie. Było blisko przeszarżowania, ostatecznie jednak Moffat z Gatissem znów wyszli z tego wszystkiego obronną ręką.
A ile smaczków zafundowali nam po drodze! Trzy zagadki kryminalne, układające się w jedną logiczną całość. Pijanego Sherlocka ("The game is something". "On?"). Przeuroczą druhnę, która sprytnie wykorzystała najlepszego detektywa, jakiego ziemia nosiła, do swoich celów. Jeszcze cudowniejszą Mary, którą po tym odcinku chyba już wszyscy kochają bezgranicznie. Krótką wizytę Irene Adler. Mnóstwo fantastycznego humoru. Uśmiech "sprawnie funkcjonującego socjopaty". I dużo, dużo więcej.
To co, przygotowani na kolejne długie miesiące bez "Sherlocka"?