"Sleepy Hollow" (1×12-13): Druga pieczęć
Andrzej Mandel
22 stycznia 2014, 16:58
O ile pierwsza część finału sezonu "Sleepy Hollow" wprawiła mnie w konfuzję, o tyle druga część była niewątpliwym hitem, który pokazał, jak staranną układanką był cały serial. Jestem gotów zaprzedać duszę, której nie mam, byle tylko już był drugi sezon. Uwaga! Duże spoilery dotyczące zakończenia.
O ile pierwsza część finału sezonu "Sleepy Hollow" wprawiła mnie w konfuzję, o tyle druga część była niewątpliwym hitem, który pokazał, jak staranną układanką był cały serial. Jestem gotów zaprzedać duszę, której nie mam, byle tylko już był drugi sezon. Uwaga! Duże spoilery dotyczące zakończenia.
Od samego początku twórcy "Sleepy Hollow" chodzili po cienkiej linie, prześlizgując się między zborną całością okraszoną motywami masońskimi a kompletną bzdurą wypełnioną absurdami o wolnomularzach. Muszę przyznać, że ułożyli precyzyjną układankę, w której tylko raz przekroczyli granicę absurdu. Na szczęście w akceptowalny w ostatecznym rozrachunku sposób.
Na pewno pomogło im w tym utrzymanie na odpowiednim poziomie poczucia humoru. Również w finale mieliśmy do czynienia z Ichabodem zderzającym się z XXI-wieczną rzeczywistością – krytyka reklamowych działań telekomów połączona z krytyką współczesnego kapitalizmu z pozycji zwolennika Adama Smitha była lapidarna, celna i połączona ze stwierdzeniem, że i tak potrzebny jest Ichabodowi smartfon, a nie "jakiś przestarzały model". Szybko się pan Crane uczy, trzeba przyznać.
Oczywiście, nie to jest najważniejsze, ale trzeba przyznać, że zdecydowanie pomaga sobie radzić z absurdami, jakie się czasem w "Sleepy Hollow" zdarzą. Zdecydowanym przegięciem był dla mnie zombie Jerzy Waszyngton ożywiający się specjalnie tylko po to, by narysować mapę drogi do czyśćca. Resuscytacja miechami była tu elementem wręcz humorystycznym. Szczęśliwie wątek ten, choć ważny, nie został nadmiernie wyeksponowany. Dzięki temu pierwszą część finału "Sleepy Hollow" jakoś przetrwałem.
Na kolana rzuciła mnie jednak część druga, "Bad Blood". A tym, kto powalił mnie na kolana, był nie kto inny, jak John Noble, grający w "Sleepy Hollow" postać Pożeracza Grzechów czy raczej… no właśnie, to było zaskoczenie (choć przyznaję się z biciem w piersi, że naprawdę można było się tego domyśleć wcześniej), bo Henry Parrish okazał się być synem Ichaboda i Katriny. A także Drugim Jeźdźcem. Trzeba przyznać, że Kurtzman i spółka zaplanowali to bardzo precyzyjnie, bo właśnie w tym momencie wszystko wskoczyło na swoje miejsca i (oprócz Jerzego Waszyngtona, będę się czepiać) wszelkie absurdy dopasowały się logicznie do akcji i przestały być absurdami.
Wyjaśnienie, kim jest Henry/Jeremy/Wojna skomplikowało i tak niełatwy świat serialu. Sukces Molocha i Jeźdźców zostawia nas też w ciekawej sytuacji, sprawiającej, że oczekiwanie na dalszy ciąg będzie męczące niemal, jak lata spędzone przez Katrinę w Czyśćcu. Zostajemy bowiem z Abbie uwięzioną zamiast Katriny w Czyśćcu, Katriną w rękach jej dawnego narzeczonego, obecnie Jeźdźca bez Głowy i Ichabodem zamkniętym przez syna w trumnie i pogrzebanym żywcem. Siostra Abbie leży nieprzytomna w aucie na środku drogi, a dzielny kapitan Irving wziął na siebie winy demona i wyszedł z posterunku w gustownych bransoletkach. Dobro przegrało na całej linii, druga pieczęć złamana.
A gdy zdjął drugą pieczęć, usłyszałem, jak druga postać mówiła: Chodź!
Punkt wyjścia do 2. sezonu jest fenomenalny.