Hity tygodnia: "Banshee", "Episodes", "Castle", "Girls", "House of Lies", "Archer"
Redakcja
9 lutego 2014, 18:31
"Episodes" (3×04 – "Episode Four")
Nikodem Pankowiak: Matt właśnie przekonał się, że bycie gwiazdą nie jest dane na zawsze – z czasem może pojawić się jakiś Zac Efron, który będzie pierwszy na liście gości Jaya Leno. Obserwowanie, jak ciężko przychodzi mu pogodzenie się z tak błahą z pozoru sprawą, jest naprawdę zabawne. Do tego Sean cieszący się jak dziecko, że może poznać Leno osobiście i Morgan podkradająca kosze z prezentami.
Poza tym do gry wrócił Merc i po raz kolejny możemy zadać sobie pytanie, jak taki facet mógł prowadzić kiedykolwiek telewizję. Choć jego zastępca wydaje się jeszcze bardziej pokręcony. Wydaje mi się, że aż za bardzo, ten serial nie potrzebuje takich odchyłów. W tle mamy jeszcze katastrofę w Peru, która jest tylko pretekstem, by pokazać nam, jak głupi i płytcy ludzie pracują w Hollywood.
Marta Wawrzyn: Ach, no i jeszcze ta końcówka! Biedna, biedna Carol – znów czeka ją powtórka z rozrywki. I mogę się założyć, że nowy szef potraktuje ją jeszcze gorzej (dużo gorzej!) niż Merc, który przy nim wydaje się co najwyżej nieszkodliwym idiotą. Nie mogę się doczekać.
"Banshee" (2×05 – "The Truth about Unicorns")
Nikodem Pankowiak: W tym odcinku twórcom genialnie wyszło zacieranie granicy między rzeczywistością a wyobraźnią. Na dodatek cały odcinek był dużo spokojniejszy od poprzednich, twórcy w całości skupili się na postaciach Lucasa i Carrie. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć na ekranie dwójkę wypalonych ludzi, których życie nie potoczyło się tak, jakby tego chcieli. Hood zdaje sobie sprawę, jak wiele osób przez niego ucierpiało, dlatego postanawia uwolnić się od swojej przeszłości. Szybko okazuje się, że przeszłość nie daje o sobie zapomnieć tak łatwo.
Diametralne przyspieszenie akcji i sceny w zbożu (ujęcia od góry!) to prawdziwy majstersztyk, oglądało się to fantastycznie. "Banshee" w tym roku jest jeszcze lepszym serialem niż wcześniej, jeśli będzie tak dalej, otrzymamy wybitny sezon.
Marta Wawrzyn: Bezgranicznie uwielbiam 2. sezon "Banshee", a "The Truth about Unicorns" był odcinkiem po prostu doskonałym, bo w zasadzie cały czas balansującym na krawędzi rzeczywistości. Prawdziwe wydarzenia mieszały się z marzeniami i wyobrażeniami, były momenty, kiedy nie byłam w 100% pewna, czy oglądam to, co się dzieje naprawdę, czy siedzę w głowie Lucasa albo Carrie. A na koniec stało się to, co stać się musiało: przybył Królik i – choć nawet nie pojawił się na miejscu zdarzenia osobiście – w widowiskowy sposób odebrał głównym bohaterom wszelką nadzieję.
I tylko agenta Racine'a szkoda – z jednej strony, tego bohatera spotkał naprawdę zaskakujący (bo głupi, zwyczajny i banalny, czyli w gruncie rzeczy życiowy) koniec, z drugiej, liczyłam jednak, że jeszcze będzie wracał.
"House of Lies" (3×04 – "Associates")
Bartosz Wieremiej: Pierwszy dzień nowej, lepszej Jeannie (Kristen Bell) w Kaan & Associates. Lepszej znaczy zadziornej, zaskakująco bezpośredniej i bezwzględnej; powodującej, że w niektórych momentach nawet sam Marty Kaan (Don Cheadle) wygląda nieco niepewnie.
W "Associates" poznaliśmy również nowego klienta, zobaczyliśmy mały upadek Clyde'a (Ben Schwartz) i załapaliśmy się na kolejny etap w dorastaniu Roscoe (Donis Leonard Jr.). I najlepsze jest to, że wbrew wszystkiemu oraz wszelkim wątpliwościom, ten odcinek "House of Lies" po prostu sprawił frajdę. Umożliwił ostateczne pogodzenie się z myślą, że jest nadzieja na lepsze jutro, a zmieszanie niektórych elementów z pierwszej i drugiej serii może rzeczywiście przynieść ciekawe efekty. Gdyby tak jeszcze dało się zamknąć Douga (Josh Lawson) w jakimś ciemnym i dusznym schowku na miotły…
Nikodem Pankowiak: A ja tam zdążyłem się już do Douga przyzwyczaić dawno temu, zdecydowanie bardziej nie lubię Moniki, w tym odcinku na szczęście nieobecnej. Jeannie pokazała w przeszłości pazurki niejeden raz, ale chyba po raz pierwszy udało jej się wprawić w zakłopotanie samego Marty'ego Kaana. Widać, że relacje między tą dwójką zmieniają się diametralnie. Tu już nie ma miejsca na partnerstwo, każde z nich chciałoby być ważniejsze, więc możliwe, że już niebawem wybuchnie otwarty konflikt.
Po mojej niezbyt przychylnej recenzji pierwszych dwóch odcinków nowego sezonu, sam się dziwię, że wszystko powoli wraca do normy. Z "House of Lies" może wyjść jeszcze naprawdę dobry serial, oby twórcy konsekwentnie zmieniali go na lepsze.
"Castle" (6×14 – "Dressed to Kill")
Andrzej Mandel: To, co jest najlepsze w "Castle", to humor. W "Dressed to Kill" dostaliśmy dużo dobrego humoru, połączonego z inspiracją filmem/książką "Diabeł ubiera się u Prady". Efekt był więcej niż zabawny, a w dodatku niebanalnie poprowadzono zagadkę kryminalną. Już kolejny sezon "Castle" udowadnia, że jest troszkę więcej niż przeciętnym proceduralem jakich pełno. Fani Caskett na pewno mają swoje powody do uznania odcinka za hit.
A jedynym minusem, którego czepiamy się chyba wszyscy, była ta nieszczęsna sukienka.
"Girls" (3×05 – "Only Child"
Nikodem Pankowiak: Hannah okazała się jeszcze większą egoistką niż wcześniej, przez moment wydawało się nawet, że wyjdzie na tym dobrze. E-book miał zamienić się w prawdziwą książkę, wielka kariera stała przed nią otworem i nagle wszystko trafił szlag. Prawie na pewno jest to początek końca bajki o szczęściu, na co wskazuje końcówka odcinka. Główna bohaterka już zaczyna odwracać się plecami od Adama (dosłownie), przekonana, że wszystkie nieszczęścia tego świata zawsze spadają na nią.
"Girls" w tym sezonie jest nieco nierówne, choć akurat "Only Child" zdecydowanie wyróżnia się. Świetna była chociażby scena zamykająca odcinek, kolejne starcie Adama z jego siostrą, a także Marnie – która chciała i jednocześnie nie chciała usłyszeć prawdę o sobie. Proszę tylko o więcej Shosh w kolejnych odcinkach!
"Archer" (4×05 – "House Call")
Mateusz Madejski: "Archer" wyrasta na najciekawszy serial animowany sezonu. Przedpotopowe produkcje, jak na przykład "Simpsonowie", dostają coraz większej zadyszki, a twórcy "Archera" z każdym kolejnym odcinkiem popisują się coraz większą kreatywnością. W ostatnim odcinku wielkich szaleństw nie było, ale za to mieliśmy kapitalne dialogi. Rozważania Lany o urodzeniu dziecka w więzieniu Supermax zdecydowanie "zrobiły mi dzień".