Pazurkiem po ekranie #19: Kiedy kończy się wino…
Marta Wawrzyn
12 lutego 2014, 19:48
Kolejny tydzień upływa pod znakiem "Detektywa" – ale nie tylko. W tekście również spoilery z "Girls", "Shameless" i "The Spoils of Babylon".
Kolejny tydzień upływa pod znakiem "Detektywa" – ale nie tylko. W tekście również spoilery z "Girls", "Shameless" i "The Spoils of Babylon".
"Kiedy kończy się wino, czas sobie iść" – oznajmił brodacz, którego przez ostatnie sześć tygodni uważaliśmy za autora "The Spoils of Babylon". I była to chyba najmądrzejsza rzecz, jaką usłyszałam w tym serialu. Obejrzałam wszystkie sześć odcinków, znęcona świetną obsadą, zawierającą m.in. Kristen Wiig, Vala Kilmera, Tima Robbinsa, Jessicę Albę, Michaela Sheena i grającego główną rolę Tobey Maguire'a. Obejrzałam i naprawdę nie wiem, co o nich myśleć.
Sam pomysł wyśmiania monumentalnych, pompatycznych seriali, którymi Amerykanie ekscytowali się w latach 70. i 80., z pewnością nie był zły. To rzeczywiście tak wyglądało: rodziny, które dorabiają się gigantycznych majątków na wydobywaniu ropy w Teksasie, zakazane miłości, przerysowane do granic śmieszności emocje. Mnóstwo płaczu, krzyku i egzaltacji. Wielkie słowa, głośne westchnienia, łzawe wyznania, omdlenia. Wytrzeszcz oczu jako najważniejszy aktorski środek wyrazu. To wszystko wtedy było, całkowicie na poważnie, i to wszystko jest w "The Spoils of Babylon", całkowicie nie na poważnie.
"The Spoils of Babylon" zawiera dużo cudownego absurdu, dużo scen tak kuriozalnych, że człowiek nie wie, co ze sobą zrobić, więc na wszelki wypadek zaczyna się śmiać. Ale są też sceny zwyczajnie niezbyt zabawne i niezbyt zajmujące. Momentami miałam wrażenie, że oglądam przydługi skecz "Saturday Night Live" – i choć bardzo bym chciała, żeby to był komplement… no cóż, nie jest.
Jeśli nie mieliście do tej pory z tym tytułem do czynienia, zobaczcie trailer i sami zdecydujcie, co z tym zrobić. Ja naprawdę tu nie pomogę, bo uważam, że to nie jest ani gniot, ani dzieło wybitne. To połączenie jednego z drugim.
Tymczasem reżyser "True Detective"…
…postanowił pokazać, że nie ustępuje w niczym scenarzyście. Czytałam kilka razy wywiad, w którym Cary Fukunaga opowiada, jak udało mu się zrobić sześć ostatnich minut najnowszego odcinka na jednym ujęciu i wciąż nie mogę tego pojąć. Kurcze, przecież tam tyle się działo! Zwiedzaliśmy kolejne wnętrza, był helikopter, sceny walk, skok przez płot, auto podjeżdżające w odpowiedniej chwili i mnóstwo ludzi zaangażowanych w to wszystko po drodze. I tyle akcji i strzelania, że po prostu nie mogę tego wszystkiego ogarnąć.
I jeszcze fantastyczny Matthew McConaughey. Zdziwię się, jeśli ten facet nie sprzątnie w tym roku sprzed nosa wszystkich nagród Kevinowi Spacey! To jest możliwe chyba tylko w HBO: przychodzi dwóch gości, owszem, mających niezły pomysł, ale przecież nie aż tak doświadczonych czy tym bardziej utytułowanych, robią serial, serial w kilka tygodni zamienia się w złoto. Jestem zachwycona i naprawdę chciałabym znaleźć mądrzejsze słowa, żeby to wyrazić. Ale wybaczcie, najmądrzejsze, co mam do powiedzenia, to "WOW". Powtórzone razy sto.
"One big rapey melting pot"
Za to podsumowanie historii Stanów Zjednoczonych Frank Gallagher ma u mnie piwo. Jak tylko znajdzie nową wątrobę. Ale i tak najciekawsze jest, co w "Shameless" się dzieje z Fioną, która zaliczyła błyskawiczną podróż na samo dno. Nie żeby sobie nie zasłużyła, ale jednak nieco mnie zaskoczyło tempo, w jakim ten upadek się dokonał. I oczywiście że mi jej szkoda, uwielbiam Fionę, nie znoszę jej szefa nudziarza, chciałabym, aby zachowała pracę, w końcu przecież jest w niej dobra. Naprawdę, takie to dla mnie proste.
Skoro jesteśmy przy serialach o prawdziwym życiu…
…"Dziewczyny" w tym tygodniu omal mnie nie wprawiły w depresję. Wszystko przez Hannah i jej pracę w "GQ", która okazała się nie być spełnieniem marzeń. W jej redakcyjnych kolegach, od iluś tam lat zajmujących się pisaniem reklamowego gówna, zobaczyłam siebie i swoje marzenia sprzed lat. Też wydawało mi się, że potrafię pisać. Też zaczęłam książkę i nigdy jej nie skończyłam. Też kiedyś sobie powiedziałam, że nie chcę być tutaj za dziesięć lat. I co się stało? Życie się stało. Nie wiem, skąd Lena Dunham wie takie rzeczy, jest przecież bardzo młodą osobą, ale brawa dla niej. Ma niecałe 28 lat i nie dość że coś tam o tym wszystkim wie, to jeszcze potrafi pisać tak, że łatwo jest w tej jej pisaninie odnaleźć siebie.
Trend na "seriale o prawdziwym życiu" to w ogóle ciekawa sprawa. Paulina Kozłowska napisała na Twitterze, że pilot "Transparent", o którym więcej znajdziecie tutaj, to takie dorosłe "Dziewczyny". Też tak uważam i bardzo bym chciała, aby zamówiono cały serial. Z przyjemnością oglądam też "Looking" i nie, wcale nie chodzi o to, że Jonathan Groff ma najbardziej fantastyczny uśmiech na świecie. Wierzcie lub nie – interesuje mnie to zupełnie zwyczajne życie, które tam pokazują. Życie, w którym nie ma miejsca na walkę o wzniosłe idee, bo wszyscy zajęci są po prostu sobą. I tym tytułowym patrzeniem. A może szukaniem. Zwróćcie uwagę, jak w tytułach kolejnych odcinków twórcy bawią się słowem "looking". Polski tytuł, "Spojrzenia", naprawdę ma się do tego nijak.
Duże dziewczynki nie płaczą…
…ale trudno było zachować spokój, patrząc jak po 22 latach Jay Leno żegna się z telewizją. Uwielbiam Jimmy'ego Fallona. Chcę zobaczyć Setha Meyersa w roli gospodarza własnego programu. Od dawna nie oglądałam "The Tonight Show" na bieżąco, zresztą w ogóle nie oglądam takich programów, wychodząc z założenia, że gdybym to robiła, nie miałabym już w ogóle życia. Mimo to nie potrafię sobie wyobrazić świata, w którym nie będę mogła tak po prostu włączyć najnowszego "Tonight" z Jayem Leno. Ten facet po prostu był zawsze. I co, teraz tak po prostu go nie będzie? Nie pojmuję i już.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
I pamiętajcie – widzimy się za tydzień. W tym samym miejscu, o tej samej porze.