Dwugłosem o 2. sezonie "House of Cards"
Redakcja
25 lutego 2014, 21:03
O politykach, dziennikarzach i hakerach z "House of Cards" rozmawiają Michał Kolanko i Mateusz Madejski. Uwaga na spoilery z całego 2. sezonu!
O politykach, dziennikarzach i hakerach z "House of Cards" rozmawiają Michał Kolanko i Mateusz Madejski. Uwaga na spoilery z całego 2. sezonu!
Kolanko: Uważasz, że drugi sezon HoC jest lepszy czy gorszy niż pierwszy? Ja mam wrażenie, że w jakimś sensie w tym serialu jest teraz mniej polityki, zastąpiły ją osobiste machinacje i konflikty.
Madejski: To fakt, w poprzednim sezonie było więcej "czystej polityki". W drugim sezonie właściwie mieliśmy tylko jeden wątek, który nawiązywał do bieżących sporów politycznych – mam tu na myśli sprawę molestowania kobiet w siłach zbrojnych. Więc ludzi pasjonujących się polityką drugi sezon mógł nieco rozczarować.
K: W drugim sezonie polityka została już sprowadzona niemal wyłącznie do osobistych rozgrywek między głównymi bohaterami, bez żadnej treści w tle. A co sądzisz o wątku "hacktywisty" Gavina Orsaya? Jego postać przypomina nieco Juliana Assange'a, Edwarda Snowdena i Bradleya Manninga pod względem poglądów politycznych.
M: Przyznam, że spodobała mi się ta postać, choć pewnie jestem w mniejszości. Udało się uchwycić w tej postaci jakiś dziwny klimat ludzi takich jak właśnie Manning czy Snowden. Ale w drugim sezonie irytowało mnie co innego. Nie masz wrażenia, że serial opisuje medialno-polityczną rzeczywistość lat 90.? Wszystko się kręci wokół drukowanych gazet i newsów w TV. Nikt nie korzysta z Twittera, nie ma wpływowych blogerów, protestów na Facebooku. Nawet serialowy miliarder pochodzi ze "starej gospodarki", a nie z Doliny Krzemowej.
K: To fakt, w pierwszym sezonie było dużo więcej nowych mediów – pokazano jak działa wzorowany na prawdziwych serwisach Slugline.com. W drugim tego zabrakło. Ale jest coś innego – czy nie sądzisz, że dziennikarka Ayla Sayyad jest budowana jako ktoś w rodzaju "anty-Zoe"? Nie przekracza granic etycznych w zawodzie, tylko wykonuje swoją robotę, i to z całkiem niezłym skutkiem. Tak jakby twórcy chcieli pokazać, że tradycyjne media są niezbędne w demokracji. Niektórzy w USA porównują ją nawet do Bernsteina i Woodwarda z "Washington Post". To też może być wątek na trzeci sezon: Underwood jak Nixon.
M: Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Być może to właśnie Ayla będzie pierwszym godnym przeciwnikiem Franka? Szczerze mówiąc, wydawało mi się, że tę rolę odegra dziennikarz Tom Hammerschmidt. Właśnie "stary" dziennikarz, który był przeciwwagą do rozemocjonowanych młokosów, mógł pogrążyć Franka. Ale kombinacja doświadczenia, przywiązania do standardów i wypalenia nie przyniosła rezultatów. A co myślisz o postaci prezydenta?
K: Myślę, że ta postać to jeden z najsłabszych punktów całego drugiego sezonu. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś, kto wygrywa tak morderczą kampanię nie potrafił zbudować wokół siebie zespołu, który ochroni go przed politycznymi zagrożeniami. Tu zaś mamy polityka, który daje się ogrywać jak dziecko. Wiadomo, Frank nie jest takim zwykłym przeciwnikiem, ale prezydent wielokrotnie udowadnia, że jest niesamowitym naiwniakiem. Na przykład wtedy, gdy Frank ogrywa go w trakcie negocjacji z Chińczykami. Moim zdaniem fakt, że Frank nie ma godnego siebie przeciwnika, jest jednym z najsłabszych punktów całego serialu teraz. Zgadza się?
M: Zgadza się. Właściwie nie mam nic do dodania w sprawie prezydenta. Natomiast wydaje mi się, że w przyszłym sezonie będziemy oglądać upadek Franka. Czemu tak uważam? Wyżej już nie zajdzie, a zajmowanie się jego perypetiami jako prezydenta raczej nie byłoby zbyt ciekawe.
K: Pytanie jednak, czy nie jesteśmy zbyt surowi wobec drugiego sezonu? Cały czas narzekamy, a tymczasem Frank i jego żona cały czas tworzą na ekranie zespół (małżeństwem bym tego nie nazwał), który nadal świetnie się ogląda.
M: To prawda, to ciągle jeden z lepszych seriali jakie widziałem. A że nieco narzekam… cóż, po prostu poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko.