"Hannibal" (2×01): Łowienie ryb w psychiatryku
Bartosz Wieremiej
5 marca 2014, 12:02
Zachwyty i zajadła krytyka – poprzedni rok udowodnił, że nie da się uciec od skrajnych ocen w przypadku "Hannibala". Może właśnie dlatego cieszę się, że doczekaliśmy wreszcie początku 2. serii. Spoilery.
Zachwyty i zajadła krytyka – poprzedni rok udowodnił, że nie da się uciec od skrajnych ocen w przypadku "Hannibala". Może właśnie dlatego cieszę się, że doczekaliśmy wreszcie początku 2. serii. Spoilery.
Oczywiście nie po to, aby ostatecznie rozstrzygnąć, czy jest to produkcja dobra, świetna czy zupełnie nieudana, a właśnie z powodu tych wszystkich dyskusji, kontrowersji oraz sporów. Nawet na łamach Serialowej w tekstach oraz w komentarzach czytelników znalazło się miejsce zarówno na zachwyt, jak i szczerą, niczym nieskrępowaną niechęć. Zresztą i tak w ubiegłym roku ledwie udało się pochylić nad tak popularnym pytaniem, jak to dotyczące wyższości jednego Hannibala nad drugim, trzecim czy czwartym.
Jest więc pewne, że spory o serial Bryana Fullera trwać będą dalej. Również dlatego, że gdy spojrzeć na poprzedni sezon, to w obecnym nie ma aż tak wielu zmian i wciąż łatwo znaleźć świeży materiał do uzasadnienia znacznej części powtarzanych zarzutów. Z drugiej strony atmosfera w premierowym odcinku jest odrobinę gęstsza, a całość wydaje się nieco bardziej spójna.
Menu degustacyjne
W osiągnięciu wspomnianej spójności pomógł fantastyczny pojedynek w kuchni Lectera pomiędzy Hannibalem (Mads Mikkelsen) a Jackiem Crawfordem (Laurence Fishburne). W tej emocjonującej walce skorzystano z młynków, noży i krawatów, a użyteczne okazały się chociażby takie przedmioty, jak deska do krojenia czy lodówkowe drzwi. Warto dodać, że kiedy scena ta znalazła się w sieci jako jeden z materiałów promujących "Kaiseki", można było się obawiać, że będzie tylko kolejną wizją – zwykłym sennym marzeniem. Na szczęście tak się nie stało, a w najbliższych odcinkach dążyć będziemy właśnie do tego momentu – klamry czasem bywają przydatne.
Poniekąd z tego powodu, dalszą część epizodu najwygodniej opisać jako ustawianie bohaterów na szachownicy. Zamknięty w Baltimore State Hospital For The Criminally Insane Will (Hugh Dancy) zaczął odzyskiwać władzę nad własnym umysłem. Starał się przypomnieć sobie niektóre zdarzenia – słowem uporządkować to i owo. Zmierzył się także głupawymi pytaniami Fredericka Chiltona (Raúl Esparza) oraz stanął twarzą w twarz z samym Lecterem. Ponadto w szpitalu pojawiła się zawsze pomocna Alana Bloom (Caroline Dhavernas), a i zawitali również wspomniany już Jack oraz Beverly Katz (Hettienne Park).
Z kolei Hannibalowi przyszło wypełnić w FBI lukę, jaką pozostawił po sobie właśnie Graham. Pojawił się więc na miejscu zbrodni i na dobrą sprawę na moment stał się nowym Willem. Jednocześnie sam musiał poddać się śledztwu, oddać ciuchy do zbadania, zgodzić się na pobranie materiału genetycznego. Co więcej, to właśnie w "Kaiseki", stało się najzupełniej czytelne, że pozostali bohaterowie umiejscowieni zostali niejako pomiędzy nim a Willem.
Wspomniani już dr Bloom, Crawford, Chilton, Katz czy np. Bedelia Du Maurier (Gillian Anderson), niekiedy nieświadomie, znajdują się w samym centrum konfliktu pomiędzy Lecterem i Grahamem. Niektóre z owych "pionków na szachownicy" mają na dodatek potencjał do zostania ofiarami owej wojny, inni starają się z kolei dowodzić własnej pozornej niezależności. Wszystkim natomiast udzieliło się wszechobecne napięcie – całkiem zrozumiałe w obliczu wydarzeń znanych z finału poprzedniej serii.
Należy wspomnieć, że w premierowym epizodzie mieliśmy również okazję rzucić okiem na "dokonania" nowego mordercy…
Czego oczy nie widzą…
W sumie nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek wcześniej widział coś tak makabrycznie dziwnego, jak ostatnie ujęcie odcinka. Nie jestem też do końca przekonany, że chciałem to zobaczyć. Z drugiej strony, m.in. to ujęcie spowodowało, że pomimo ograniczonego czasu całkiem nieźle poznaliśmy nowego złoczyńcę. Wiemy, jak wybiera ofiary, co dzieje się z tymi, którzy nie pasują do jego wizji i jak kończą ci, którzy spełniają jego kryteria – całkiem dużo informacji jak na ledwie tło opowieści.
Jednak niezależnie od rozłożenia akcentów, odcinek przez cały czas utrzymywał widza w rejonach jakże dziwnego odczucia, że za moment zdarzy się coś złego. Nawet gdy spędzaliśmy kilka niezobowiązujących chwil w bardzo przyjemnej scenerii w głowie Willa, oczywiste było, że spokojne łowienie ryb za moment zamieni się w koszmar. Kiedy którykolwiek z bohaterów prowadził niezobowiązującą rozmowę, wystarczało kilka sekund, aby całość od razu stawała się bardzo poważna.
Zaskoczeniem było dla mnie, jak łatwo opisane już wydarzenia z pierwszych minutach odcinka spowodowały zmianę w obserwowaniu przyjaźni Jacka i Hannibala. Sam siebie łapałem na szukaniu pierwszych pęknięć w tej relacji – tak żmudnie przecież budowanej przez cały ubiegły sezon.
Zresztą stan Jacka pod koniec kuchennej bijatyki prowadzi w stronę jeszcze jednego pytania. Mianowicie, czy i w którym momencie twórcy tym razem zdecydują się odejść od książkowego materiału i czy będzie to podobna wolta, jak w wypadku historii Miriam Lass (Anna Chlumsky) w 1. sezonie?
Każde pytanie ma swoją cenę
Ogólnie więc, była to udana premiera sezonu. Odcinek był bardzo ciekawy, trzymał w napięciu i, co wyraźnie widać powyżej, skłania do zadawania licznych pytań. Owszem, można się zastawiać nad rozłożeniem akcentów przy okazji poszczególnych wątków. Owszem warto zapytać, czy ten dotychczas niezbyt przystępny serial, nie stał się przypadkiem jeszcze trudniejszy w odbiorze?
Na razie jednak odpowiedź na to pytanie w znacznym stopniu nie wpływa (przynajmniej na mój) odbiór "Kaiseki" i mam nadzieję, że moja ocena tak premierowego odcinka, jak i całego serialu w najbliższej przyszłości nie ulegnie zmianie.
Cóż. Dyskusjo, trwaj.