Z nosem przy ekranie #41: Eliksiry, słowa, emocje
Bartosz Wieremiej
15 marca 2014, 19:40
Trafiam ostatnio na same dziwne dyskusje i bez żadnego dobrego powodu spędzam dużo czasu na wczytywaniu się w argumenty poszczególnych stron. Trochę jak w trakcie oglądania seriali, choć bez sensownego obrazu, dźwięku czy w jakikolwiek sposób przemyślanego scenariusza. Spoilery.
Trafiam ostatnio na same dziwne dyskusje i bez żadnego dobrego powodu spędzam dużo czasu na wczytywaniu się w argumenty poszczególnych stron. Trochę jak w trakcie oglądania seriali, choć bez sensownego obrazu, dźwięku czy w jakikolwiek sposób przemyślanego scenariusza. Spoilery.
Nawet kilka dni temu przez sieć przetoczyła się dyskusja, w której najważniejsze okazały się dwa słowa: "pieniądze" i "pisanie". W jej trakcie strony znalazły czas na wstępne okopanie się i wymianę uprzejmości, a następnie przeszły do wbijania sobie mniej lub bardziej tępych szpil.
I gdy tak wgapiam się w owe, podobno ważne, wypowiedzi, wciąż nie mogę pozbyć się myśli, że cała ta kopanina zwyczajnie nie miała i nie ma sensu. Przecież zdaniem większości użytkowników języka polskiego i tak owo "pisanie" (w jakiejkolwiek formie) nie jest prawdziwą, ciężką czy poważną pracą, a zwykłą, zbędną fanaberią. Po co więc to wszystko?
Słowem wyjaśnienia, w ostatnim zdaniu w miejsce słówka na "p" (jak pelargonia i pacan) oznaczającego rzekomo niepotrzebny rodzaj ludzkiej aktywności wstawić można bardzo wiele rzeczy. Oczywiście dużo zależy od aktualnie popularnego sporu i osobistych preferencji wprowadzającego zmiany.
A tymczasem…
…wypada dołączyć do chóru głosów i wspomnieć o "Detektywie". Wiem, że teksty o tej produkcji powstają wręcz taśmowo i najchętniej nie pisałbym nic, ale cóż poradzić: oglądanie serialu Nica Pizzolatto było, tak bardzo zwyczajnie, świetną i bardzo satysfakcjonującą przygodą.
Co więcej, cieszę się bardzo, że mogłem to napisać, bo im bliżej było końca, tym bardziej obawiałem się, że finalnie spotka mnie wielkie rozczarowanie – dokładnie jak w przypadku 3. serii "The Killing". Dobrze, że przynajmniej tym razem nie muszę żałować zainwestowanych emocji czy czasu.
Za to ostatnio…
…w "Once Upon a Time" ponownie spożywano eliksiry o dość wątpliwym działaniu. Według zapewnień dealera, bo chyba taką rolę pełnił w tym procederze niejaki Killian Jones (Colin O'Donoghue), ów specyfik miał przywrócić pamięć o wszelkich dziwactwach, złych królowych, smokach, szczęśliwych zakończeniach, syrenkach, krasnalach raczej kopalnianych niż ogrodowych i wszystkim tym, co na co dzień żyło sobie w Storybrooke. Niestety nikt nie wspomniał o skutkach ubocznych w postaci zaskakującej przemiany nudnego narzeczonego w latającą małpę…
Owszem, w naturalną transformację małżonka/i jeszcze bym uwierzył, ale coś tak gwałtownego? Przed oficjalnymi zaręczynami? Niepojęte.
Trochę uroku straciły…
…poszukiwania przez twórców seriali nowych sposobów na uśmiercanie bohaterów w kryminalnych proceduralach. Przykładowo w "Elementary" postanowiono pobawić się helem, a biedną ofiarę spotkał nie tylko przykry i gwałtowny koniec, ale i ogromne upokorzenie w postaci przymusowego wypowiedzenia ostatnich słów na tym świecie głosem, z którego słynie pewien wiewiór zwany Alvinem.
Na papierze musiało wyglądać to znacznie lepiej.
Z żalem…
…przyszło nam pożegnać J.J. LaRoche'a (Pruitt Taylor Vince). Jego obecność w "Mentaliście" zawsze cieszyła, a praktycznie każda interakcja Patrickiem (Simon Baker) oznaczała świetną rozrywkę dla widzów. Owszem miewał swoje nietypowe przyzwyczajenia, a jego skłonność do przechowywania dziwnych rzeczy w pojemnikach firmy Tupperware była nieco przerażająca, jednak ciężko będzie przyzwyczaić się do myśli, że LaRoche już więcej się nie pojawi w serialu stacji CBS.
W telewizji zabrzmiało…
…Preludium e-moll (Op. 28, nr 4) Fryderyka Chopina. Kompozycja towarzyszyła nam w ostatnim odcinku "Hannibala" m.in. w trakcie polerowania sądowych podłóg przez bardzo spokojnego pracownika tejże instytucji.
Zresztą ciekawą wizję wymiaru sprawiedliwości pokazano nam w "Hassum". Proces nie przyciągnął uwagi mediów, a wszystko odbywało się sprawniej niż przeciętnym dramacie prawniczym. Dodatkowo sędzia ot tak został wywieszony na pokaz, ktoś inny zgubił ucho, a serce raz jeszcze znalazło się w opozycji do rozumu.
Jakim cudem nie był to proces stulecia?
http://youtu.be/ef-4Bv5Ng0w
I (tradycyjnie już) dajcie znać, jak Wam minęły ostatnie dni. Piszcie w komentarzach, tweetujcie, obserwujcie mnie oraz Serialową na Twitterze, a jak coś fajnego oglądacie i chcecie się tym podzielić, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. Z pewnością wasze wpisy odnajdziemy, bo i bardzo często na owym Twitterze rozmawiamy o serialach i dzielimy się wrażeniami.
Do zobaczenia!