Powrót "Castle": Mamy mały problem
Andrzej Mandel
21 września 2011, 10:36
Pierwszy odcinek nowego sezonu nie powalił na kolana. Chwilami nudził, chwilami męczył. Ale i tak wygląda na to, że może być dobrze. Przede wszystkim dlatego, że czekam na więcej.
Pierwszy odcinek nowego sezonu nie powalił na kolana. Chwilami nudził, chwilami męczył. Ale i tak wygląda na to, że może być dobrze. Przede wszystkim dlatego, że czekam na więcej.
Wobec pierwszego odcinka 4. sezonu "Castle" chyba miałem zbyt wygórowane oczekiwania. Po wszystkich sneak peekach oczekiwałem, że wciśnie mnie w fotel i nie oderwę się od ekranu. Tymczasem zdarzyło mi się ziewnąć parę razy, kilka razy przerwałem oglądanie, by sprawdzić co to za interesujące mejle do mnie przyszły (spam, spam i jeszcze raz spam). Coś sprawiło, że odcinek nie trzymał w napięciu tak jak powinien.
Chyba sprawiła to przede wszystkim papierowa, na razie, postać nowej szefowej posterunku – Victorii Gates (Penny Johnson). Jej postać jest mało przekonująca i na razie bardzo stereotypowa. Każda scena z jej udziałem była przewidywalna i nudna.
Ale, jak na razie, to jedyna widoczna wada nowego sezonu. Zrozumiałe jest bowiem to, że w pierwszym odcinku zajęto się wyjaśnianiem tego, co stało się w finale 3. sezonu i na zagadkę kryminalną po prostu zabrakło czasu. Choć i tak Castle i Beckett zdążyli tu błysnąć.
To, co podoba mi się i zdecydowanie trzeba pociągnąć, to znaczące pogłębienie rysu psychologicznego dwojga głównych bohaterów – nie ma już miejsca na "zimną" Beckett czy "lekkoducha" Castle. Kate wyraźnie zmaga się z sprzecznymi uczuciami, a Rick zyskał nową i bardzo silną obsesję na punkcie sprawy jej matki. To już nie jest obsesja na punkcie Kate, to już jest obsesja sama w sobie.
Scenarzyści całkiem pomysłowo wybrnęli też z wyznania jakie poczynił Rick, gdy Kate krwawiła w jego ramionach. Jak to zrobili – zobaczcie sami. W każdym razie, kłopoty uczuciowe Castle'a i Beckett jeszcze dostarczą nam okazji do wzruszeń. Do śmiechu pewnie też.
Nowy sezon zaczął się więc znacznie słabiej niż oczekiwałem, ma swoje wyraźne wady, ale też wiele zapowiada, że będziemy mogli wciąż dobrze się bawić z Castle'em (Nathan Fillion), Beckett (Stana Katic), Esposito (Jon Huertas), Ryanem (Seamus Dever) i Lanie (Tamala Jones). Jest więc bardzo możliwe, że to nie będzie zły sezon. W końcu serial, tak jak mężczyznę, poznaje się po tym jak (się) kończy…