Seryjnie oglądając #19: Trochę rozczarowań
Andrzej Mandel
27 marca 2014, 19:08
Na szczęście rozczarowania to nie wszystko, choć jedno było szczególnie niemiłe, bo chyba pierwszy raz zawiódł mnie jeden z moich ulubionych seriali. Za to parę innych nie zawiodło, a dużo śmiechu wzbudziła we mnie nieporadność scenarzystów "Crisis". Spoilery.
Na szczęście rozczarowania to nie wszystko, choć jedno było szczególnie niemiłe, bo chyba pierwszy raz zawiódł mnie jeden z moich ulubionych seriali. Za to parę innych nie zawiodło, a dużo śmiechu wzbudziła we mnie nieporadność scenarzystów "Crisis". Spoilery.
W tym tygodniu bardzo niemiłą niespodziankę zafundował mi jeden z moich ulubionych seriali, który zawsze chwaliłem za dobre równoważenie wątków telenowelowych z innymi. Taki sukces gwarantowany był przez lekkość i przymrużenie oka, ale tym razem ktoś wpadł na pomysł, aby jeden taki wątek zrobić trochę zbyt poważnie. W efekcie godzenie się kapitan Gates z jej siostrą oglądałem z narastającym bólem zębów i byłbym gotów głosować na kit dla "Castle", gdyby nie fenomenalnie prowadzony wątek listy gości ślubnych Ricka i Kate. Słabo też wyszły nawiązania do modnych tematów około Wall Street i krytyka chciwych bankierów, choć zawdzięczaliśmy temu zgrabne zdanie o zabójczej sile niewidzialnej ręki rynku. Uratowało to odcinek, choć nadszarpnęło moje zaufanie.
Skoro jesteśmy przy zaufaniu, to twórcy "Crisis" (co robi w tym gniocie Gillian Anderson?!) ufają chyba, że widzowie są kompletnymi idiotami. Jak inaczej wytłumaczyć, że przez procedury bezpieczeństwa przedostał się do ambasadora Pakistanu włączony telefon komórkowy i to w sytuacji, w której jego syn został porwany? Nie mówiąc o wpuszczeniu na teren ambasady uzbrojonych agentów amerykańskich służb. Ja wiem, że powinienem był porzucić "Crisis" już po pierwszym odcinku, ale byłem ciekaw, za jak dużego idiotę uważają mnie twórcy tego "dzieła". No więc wiem.
Na szczęście w innych serialach jest o wiele lepiej. "Continuum" rozwija się w sposób bardzo interesujący. Stosunki między głównymi postaciami są coraz bardziej skomplikowane, a zmiany spowodowane przemieszczeniem się przez Aleca w czasie narastają i powodują, że nic nie jest już takie, jak było. Kryzys zaufania przechodzą tam wszyscy – Carlos ma problem z Kierą, Kiera ma problem z Alekiem z przyszłości, Alec ma problem z wszystkimi albo zaraz będzie go miał i tak to się kręci. W to wszystko wkręcają się przebitki z przeszłości Kiery, a naszej przyszłości, w której książki są niebezpieczną kontrabandą. Zapachniało Orwellem i zrobiło się jeszcze ciekawiej.
Interesująco jest też w "The Americans", w których widać, że Elisabeth i Philip przechodzą kryzys związany z pracą i obawami o bezpieczeństwo dzieci. W jednej ze scen widać było, jak Philip walczy ze sobą, by wykonać rozkaz.
Swoją drogą, wojna szpiegów to nie tylko strzelaniny, pościgi i porwania. To także wycieranie cudzego tyłka. Brudna wojna nigdy nie była brudniejsza a ten hiperrealizm z jednej strony trochę mnie odrzuca, a z drugiej cieszy ta dbałość o szczegóły. Czy tak naprawdę wygląda praca szpiegów w terenie? Zapewne tak, ale rzadko mieliśmy okazję oglądać to na ekranie.
W ogóle, "The Americans" mają w tym sezonie mocno poważniejszy ton niż w poprzednim. Jest mroczniej, ciężej, ale też ciekawiej.
Bardzo ciekawie zrobiło się też w finale "Brooklyn Nine-Nine". Zawieszono nas w takim momencie, że teraz oczekiwanie na wrzesień i premierę 2. sezonu będzie naprawdę ciężkie. Obiema rękami mogę podpisać się pod recenzją finału "Brooklyn Nine-Nine" napisaną przez Martę.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego.