10 najlepszych odcinków "How I Met Your Mother"
Redakcja
31 marca 2014, 20:27
10. "Something Borrowed" (2×21)
Marta Wawrzyn: "Jak poznałem waszą matkę" najlepsze było wtedy, kiedy łączyło humor z wielkimi emocjami. Świetnie pamiętam smutny odcinek z pogrzebem ojca Marshalla, pamiętam też ten odcinek, w którym Lily i Marshall wzięli ślub w parku, tuż przed prawdziwym ślubem, tylko w gronie przyjaciół, a udzielił go im Barney. To było przesympatyczne, bardzo romantyczne i pokazywało, jak niezwykła z nich para i jak niesamowicie bliskimi przyjaciółmi byli bohaterowie "HIMYM".
Rewelacyjnie przygotowano też cały ciąg wydarzeń, który doprowadził do tego, że Marshall musiał żenić się w kapeluszu na głowie. A Lily jak panikowała! Tak, to były piękne czasy w "HIMYM", kiedy wesela dostarczały tyle śmiechu i wzruszeń.
Nikodem Pankowiak: Jeśli Marta mówi, że coś było romantyczne, wiedzcie, że było cholernie romantyczne. Ślub był naprawdę uroczy, nawet Barney uronił kilka łez, co takiemu macho zwykle się nie zdarza. Do tego jeszcze sporo innych zdarzeń, które przyprawiały Lily o ból głowy lub sprawiły, że Marshall ogolił sobie głowę. Ale tylko na środku. Ted i Barney robili wszystko, by pomóc swojemu przyjacielowi w tej ciężkiej chwili, choć trzeba przyznać, że ich pomysły były dość niekonwencjonalne. Najważniejsze jednak, że to, co trzeba, poszło zgodnie z planem – Lily i Marshall pobrali się w gronie najbliższych podczas skromnej ceremonii.
A teraz porównajcie to wszystko ze ślubem Robin i Barneya. Ech…
9. "Game Night" (1×15)
Marta Wawrzyn: Jeśli ktoś z widzów nie polubił od razu przerysowanej postaci Barneya Stinsona, po tym odcinku musiał już to uczynić. Bo oto okazało się, że prawda o nim jest dużo bardziej skomplikowana, niż wydawało się na początku. Barney kiedyś był miłym chłopcem, który kochał dziewczynę i chciał z nią wstąpić do Korpusu Pokoju. A ta okrutna istota go zostawiła dla gościa w garniturze. Barney postanowił, że już nigdy nikt go tak nie potraktuje.
Sama historia jest przecudna, ale nie tylko za to tak lubię ten odcinek. "Game Night" miało bardzo zgrabną konstrukcję: aby dowiedzieć się, jak Barney stał się Barneyem, każdy z bohaterów musiał zdradzić coś, czego się wstydzi, na swój temat. Swoją drogą, czy tylko ja uwielbiam "HIMYM" przede wszystkim za to, że tam zawsze chodziło o opowiadanie jakichś historii?
Nikodem Pankowiak: Fakt, kilka wstydliwych, sekretnych historii wyszło na jaw, ale trochę szkoda, że nie poznaliśmy tej, którą Marshall nazwał "best story ever".
Trzeba przyznać, że dawna wersja Barneya była mistrzowska – high two, Korpus Pokoju, Nikaragua (lub "Niharahua")… Kto by pomyślał, że tak kiedyś wyglądało życie największego playboya Nowego Jorku. Jego romantyczna piosenka to jeden z najlepszych muzycznych momentów w "HIMYM", jak widać nawet on może mieć złamane serce i reagować nieco histerycznie. Oczywiście cała historia kończy się w tylko jeden możliwy sposób – Barney w końcu wykorzystuje panienkę, która kiedyś wykorzystała jego. Jacyś zaskoczeni?
8. "Okay Awesome" (1×05)
Marta Wawrzyn: Pamiętacie te czasy, kiedy Lily i Marshall byli piękni i młodzi, i całe ich życie nie sprowadzało się do rozmów o pieluchach i stawianiu klocka? To były bardzo fajne czasy. W "Okay Awesome" para już jest zaręczona, a jeszcze niegotowa do porzucenia swojego, wciąż nieco studenckiego, stylu życia. A czują, że być może już powinni trochę spoważnieć. Co więc robią? Zapraszają poważnych znajomych na degustację wina i serów, po czym, nie mogąc ścierpieć ich towarzystwa, jedno po drugim uciekają z domu do klubu, gdzie bawią się pozostali bohaterowie.
"Okay Awesome" zawierał całe mnóstwo zabawnych scen (biedny Barney, który przez całą noc tańczył z własną kuzynką!) i był zdecydowanie najlepszym odcinkiem z samego początku serialu. To właśnie wtedy stało się jasne, że "How I Met Your Mother" będzie czymś więcej niż historią o tym, jak Ted Mosby poznał miłość swojego życia.
Nikodem Pankowiak: Jeden z moich ulubionych odcinków w całym serialu, tutaj "dopiero" na 8. miejscu, bo Marta nie lubi go aż tak bardzo jak ja.
Cała prawda o klubach zawarta w 20 minutach – są głośne, zatłoczone, drogie i inne takie tam. Barney nieświadomie klejący się przez cały wieczór do swojej kuzynki to oczywiście hit, ale jak dla mnie dużo większą furorę na parkiecie zrobił Marshall. Nie wiem, co zażył w tej łazience, mogę się tylko domyślać, ale dzięki temu definitywnie pożegnał się ze swoją "dorosłą" wersją. I bardzo dobrze, kto by chciał słuchać go, gdy rozprawia o kredycie hipotecznym lub nowej płycie Norah Jones…
7. "How I Met Everyone Else" (3×05)
Marta Wawrzyn: Odcinek ważny, wypełniony flashbackami, z których dowiedzieliśmy się, jak oni wszyscy poznali się i polubili. "Jedzenie kanapek", Ted przekonany, że całował się z Lily, Marshall przekonany, że Ted jest dziekanem… I ten cudowny moment, kiedy Marshall poznał Barneya i od razu skutecznie z niego zakpił, całując własną dziewczynę – ależ Lily była wtedy ogniście ruda! – i udając, że to nieznajoma z baru.
Z kolei w "teraźniejszości" pojawiła się Blahblah – której pewnie byśmy dziś kompletnie nie kojarzyli, gdyby Ted wtedy pamiętał jej imię – a Barney objaśniał na jej przykładzie skalę Hot/Crazy. W skrócie: jeśli dziewczyna jest wariatką, musi być przynajmniej tak samo seksowna, jak szalona, żeby był sens się z nią umawiać.
Ach, te cudowne czasy, kiedy "How I Met Your Mother" było i wciągające, i zabawne, i wypełnione emocjami. Jeśli ich nie pamiętacie, zobaczcie koniecznie ten odcinek.
Nikodem Pankowiak: Zgodzicie się jednak, że Barneyowi racji odmówić nie sposób – kto chciałby zadawać się wariatką, gdyby nie była ona seksowna? Blablah to jedna z niewielu dziewczyn Teda, którą zapamiętałem na dłużej – i to nie tylko ze względu na imię, a właściwie jego brak.
Zawsze byłem fanem retrospekcji z czasów, gdy Teda, Marshall i Lily byli studentami, jedzącymi kanapki na potęgę, te jednak są chyba najlepsze z nich wszystkich. Płaczący Ted, Marshall mówiący o tym, że chętnie zaliczyłby Lily (co po latach zostanie zmienione w prawdziwą romantyczną historię) i jego przyszła żona w wydaniu nieco bardziej mrocznym… Kurcze, to były wspaniałe czasy.
6. "Girls Vs. Suits" (5×12)
Marta Wawrzyn: 100. odcinek "HIMYM" – i jednocześnie chyba ostatni taki odcinek (pomijając ten z Matką), który był rewelacją od początku do końca. Ted znalazł się wtedy w mieszkaniu Matki, bo umawiał się z jej koleżanką, Cindy (Rachel Bilson) – i oczywiście zachwycił się wszystkim, co do niej należało. Barney zamienił garnitur na zwykły T-shirt, tylko po to by zaliczyć seksowną barmankę – i oczywiście poczuł się przy tym okropnie.
Świetnych gagów nie brakowało, ale i tak najlepszą rzeczą był musicalowy numer w wykonaniu Neila Patricka Harrisa i jakiejś setki ludzi w garniturach. A potem już zaczął się spadek formy serialu.
Nikodem Pankowiak: Twórcy serialu chcieli w szczególny sposób uczcić powstanie 100. odcinka i trzeba przyznać, że numer musicalowy był doskonałym rozwiązaniem. Rozmach i humor sprawiły, że był to jeden z najbardziej niezapomnianych momentów w historii "How I Met Your Mother". Aż do tego momentu myślałem, że dla Barneya wybór między garniturami a kobietami byłby niczym z antycznej tragedii. Okazuje się jednak, że wybór może być tylko jeden.
Dowiedzieliśmy się też więcej o samej Matce, choć z tych strzępków informacji wciąż trudno było stworzyć jakikolwiek sensowny obraz. By dowiedzieć się o niej więcej, musieliśmy czekać kolejne 100 odcinków. No i jeszcze na plus dodam gościnny występ uroczej Rachel Bilson.
5. "How Your Mother Met Me" (9×16)
Nikodem Pankowiak: Przez zdecydowaną większość czasu 9. sezon "HIMYM" to jedna wielka katorga, jedyną rzeczą godną uwagi była urocza Cristin Milioti w roli Matki, która na ekranie pojawiała się jednak zdecydowanie zbyt rzadko. I nagle, z okazji 200. odcinka, twórcy postanowili, że poznamy ją lepiej i pokochamy jeszcze bardziej.
Było świeżo, było zabawnie, a scenarzyści co chwilę puszczali do widzów oczko poprzez nawiązania do poprzednich sezonów. Jeśli ktoś miał jakieś wątpliwości, dlaczego Ted zakochał się w Matce, po tym odcinku zdecydowanie powinien się ich wyzbyć. Zabawna, inteligenta, śliczna – jak tu się nie zakochać? No i ta piosenka na sam koniec odcinka…
Marta Wawrzyn: Przecudnej urody odcinek, bo twórcy bardzo zgrabnie wszystko poskładali i pokazali sytuacje, które już znaliśmy, z perspektywy Matki. I tak, zobaczyliśmy zajęcia z ekonomii, na których przypadkiem pojawił się profesor Mosby, oraz kilka innych sytuacji, w których minęli się naprawdę o włos. Pojawił się też Mitch, facet, który zaciągał kobiety do łóżka na "golasa" i oczywiście co się okazało? Że na nią to nie działa!
Ale główny powód, dla którego uwielbiam historię Matki, jest inny. Ona straciła miłość swojego życia w 21. urodziny i od tej pory nie potrafiła się zakochać – do czasu, aż poznała Teda. "HIMYM" zawsze umiejętnie mieszało śmiech ze łzami, ale tym razem to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Po czymś takim nie dało się nie pokochać tej dziewczyny.
4. "The Playbook" (5×08)
Nikodem Pankowiak: Skąd Barney czerpie pomysły na podryw, tego nie wiadomo. Wiemy jednak, że one wszystkie zostały spisane i umieszczone w książce, którą każdy mężczyzna chciałby posiadać na swojej półce. W tym odcinku poznajemy kilka z jego najlepszych numerów, tych mniej i bardziej skomplikowanych, które u widzów wywołują salwy śmiechu, a u Lily obrzydzenie.
To właśnie ten odcinek dostarczył nam chyba najbardziej kultowy podryw Barneya – kto by pomyślał, że nawet siedząc w barze w stroju płetwonurka można poderwać kobietę. Ktoś by zapytał, o co tyle zamieszania, ale to przecież Barney, więc nie wszystko da się wytłumaczyć w logiczny sposób.
Marta Wawrzyn: Ach, Biblia podrywu! Jeden z wielu powodów, dla których zawsze chciałam być Barneyem. Mnóstwo stron, a na każdej stronie prawdziwa perełka (dżin! Pani Stinsfire! Lorenzo von Matterhorn! SNASA!). To było coś fantastycznego, patrzeć, ile wyobraźni ten facet wkładał w wyrywanie lasek, i jak cudownie głupiutkie były te, które mu ulegały. Oczywiście, Barney nie był szczęśliwym człowiekiem, dopóki nie poznał miłości swojego życia… Ale to już zupełnie inna historia.
3. "The Naked Man" (4×09)
Nikodem Pankowiak: Nie musisz być inteligentny, zabawny, przystojny czy bogaty, żeby uwieść kobietę. Wystarczy element zaskoczenia, a czy może być coś bardziej zaskakującego, niż dopiero co poznany nagi facet w twoim salonie? I tylko Marshall uważa, że takie podejście to coś złego – aby był seks, musi być też miłość, co pozostali bohaterowie, na czele z Lily, szybko wybijają mu z głowy. Poszukiwania 50 powodów, by uprawiać seks to jeden z lepszych momentów tego odcinka i chyba całego sezonu, z którego nie pamiętam wiele więcej.
Choć i tak to wszystko przykrywają pozostali bohaterowie, sprawdzający, czy "The Naked Man" sprawdza się także w praktyce. Ku uciesze widzów, sprawdza się, choć nie we wszystkich przypadkach. Biedny Barney, tyle czasu spędził na rozmowie z Tedem, jaką pozycję przyjąć, by zaskoczyć kobietę, a skończył nago na ulicy…
Marta Wawrzyn: Zawsze się zastanawiałam, czy na mnie to by podziałało. Naprawdę! Co bym zrobiła, gdybym znalazła takiego "gołego geniusza" w swoim mieszkaniu. I nie wiem, wciąż niestety tego nie wiem. Może bym się zachowała tak jak Matka (ten element całej historii poznaliśmy dopiero w 200. odcinku), a może tak jak jej ówczesna współlokatorka. Nie mam pojęcia.
Ale wiem na pewno, że to jeden z najzabawniejszych pomysłów, jakie twórcy "HIMYM" kiedykolwiek mieli. I wierzę, że ten Mitch to naprawdę superbohater, w końcu jaki zwykły facet odważyłby się odstawić taki numer?
2. "The Pineapple Incident" (1×10)
Nikodem Pankowiak: Ted zwykle za dużo myśli, to było jego wadą od początku serialu aż do tego odcinka. Barney słusznie sugeruje, by za pomocą alkoholu choć na moment wyłączyć tryb myślenia, a włączyć tryb działania. Pod wpływem procentów główny bohater szybko traci kontakt z rzeczywistością i robi rzeczy głupie i zabawne zarazem. W ciągu 20 minut powoli odkrywane zostają kolejne karty całej historii i tylko jedna z nich, ku rozpaczy Marshalla, na zawsze pozostanie niewyjaśniona – skąd wziął się ten cholerny ananas?
Cała historia skupiała się na alkoholowych ekscesach Teda, jednak bohaterem drugiego planu bez wątpienia można obwołać Barneya i jego "Daddy's home" oraz moment, gdy podpalił kurtkę Teda.
Marta Wawrzyn: To ten odcinek sprawił, że zakochałam się w "How I Met Your Mother". Wcześniej myślałam, że to taka trochę słabsza wersja "Przyjaciół" – przyznaję, byłam w błędzie. W "The Pineapple Incident" akcja pędziła naprzód jak szalona; były emocje, były zwroty akcji, było mnóstwo rewelacyjnego humoru. I ten ananas! Podobnie jak Marshall, uważam, że owoc był ciekawszy od nagiej dziewczyny, i trochę żałuję, że nigdy się nie dowiedzieliśmy, skąd się wziął. Ale cóż, taka jest cena pijaństwa.
1. "Slap Bet" (2×09)
Nikodem Pankowiak: Pamiętacie, że cała historia z zakładem Marshalla i Barneya zaczęła się dzięki Robin Sparkles? To właśnie w tym odcinku poznaliśmy dawne wcielenie Robin – nastoletniej gwiazdy kanadyjskiego popu z lat 90. (wyglądających na lata 80., bo do Kanady wszystko dociera z opóźnieniem).
Był Barney wyjaśniający, co znaczy "Oh moment", Marshall i Lily mówiący sobie wszystko oraz Ted, który absolutnie szanuje prywatność Robin i wcale nie chce poznać jej sekretu. Przez cały odcinek towarzyszyło nam pytanie "Czy Robin była aktorką porno, czy może po prostu ma męża?", a sam finał całej historii jest jednym z najbardziej zaskakujących i najzabawniejszych momentów w historii całego serialu. Tak, chyba spokojnie możemy nazwać "Slap Bet" najlepszym odcinkiem "How I Met Your Mother".
Marta Wawrzyn: Sprawa jest naprawdę prosta: "Slap Bet" dał nam dwie najzabawniejsze rzeczy, jakie były w "HIMYM", czyli "policzkowy zakład", który przez lata nie dał spokojnie żyć biednemu Barneyowi, i Robin Sparkles, która, jak się potem okazało, nagrała więcej takich hitów, jak "Let's Go to the Mall".
A do tego był świetnym odcinkiem sam w sobie, w końcu nie tylko przyjaciele Robin umierali z ciekawości, jaką tajemnicę ona ukrywa – my też. A kiedy już wszystko wyszło na jaw… kurcze, to było kompletne szaleństwo!