"Criminal Minds": Dajmy fanom, czego chcą – i to szybko
Bartosz Wieremiej
24 września 2011, 09:30
Po ostatnim, niezbyt udanym sezonie "Zabójczych umysłów" twórcy serialu postanowili wycofać się z kilku kontrowersyjnych decyzji. O ile jednak wsłuchiwanie się w głos fanów ma sens, to wciąż musi się przekładać na dobrą telewizję. Czy tak się stało w 1. odcinku 7. sezonu?
Po ostatnim, niezbyt udanym sezonie "Zabójczych umysłów" twórcy serialu postanowili wycofać się z kilku kontrowersyjnych decyzji. O ile jednak wsłuchiwanie się w głos fanów ma sens, to wciąż musi się przekładać na dobrą telewizję. Czy tak się stało w 1. odcinku 7. sezonu?
Zdaniem wielu fanów największym błędem 6. serii "Criminal Minds" było pozbycie się Jennifer Jareau i Emily Prentiss granych odpowiednio przez A.J. Cook i Paget Brewster. To, jak również brak pomysłu na ostatnie odcinki sezonu oraz klęska spin-offu spowodowało, że można było się zastanawiać, jak wiele do zaoferowania mają jeszcze scenarzyści serialu.
Twórcy skorzystali więc z najprostszego i najbardziej narzucającego się sposobu na ugłaskanie i uspokojenie widzów: obydwie aktorki miały ponownie dołączyć do stałej obsady. Wpierw w finałowym "Supply & Demand" widzowie zobaczyli JJ obwieszczającą swój powrót do FBI, a pod koniec maja 2011 roku ogłoszono, że Brewster ponownie wcieli się w agentkę Prentiss.
W premierowym odcinku "It Takes a Village" drużyna (w komplecie) zeznaje przed senacką komisją w sprawie wytropienia, ujęcia i finalnego zgonu Iana Doyle'a (Timothy V. Murphy) – człowieka odpowiedzialnego za rzekomą śmierć Prentiss. W formie retrospekcji przedstawione zostają wydarzenia z ostatnich miesięcy: zmiany jakie zaszły w zachowaniu i życiu poszczególnych członków BAU, ich reakcje na powrót Emily i sam przebieg sprawy. Zostajemy przeprowadzeni przez każdy element akcji od prywatnego śledztwa Morgana i Penelope (Kirsten Vangsness), aż po dramatyczne wydarzenia na pasie startowym. Brzmi to wszystko szalenie interesująco i tak też zresztą jest przez pierwszy kwadrans, niestety później 1. odcinek 7. sezonu zwyczajnie rozczarowuje.
Na papierze "It Takes a Village" musiał się wydawać naprawdę dobrym scenariuszem, zawierającym w sobie warką akcję, walkę z czasem i niezwykle intensywne emocje. W końcu pojawiają się reakcje na powrót osoby powszechnie uważanej za martwą; przecież opowieść o Ianie Doyle'u w gruncie rzeczy dotyczy kwestii rodzicielstwa. Cóż mocniejszego można zawrzeć w pojedynczym epizodzie?
Niestety przez większość odcinka zawodzi tempo akcji, a po 15 minutach ma się wrażenie, jakby oglądało się bliżej nieokreślone streszczenie. Wszystko układa zbyt łatwo, zbyt szybko. Nie czuć wagi poszczególnych decyzji, katastrofalnych następstw niektórych błędów i pędzącego czasu, a przerywniki pokazujące członków BAU przed salą posiedzeń po prostu irytują.
Na dodatek większość bohaterów wydaje się być bez wyrazu, jakby aktorzy wciąż byli na wakacjach od nudnego telewizyjnego obowiązku. David Rossi (Joe Mantegna) jest cieniem intensywnej postaci z poprzednich sezonów, a grający Dereka Morgana– Shemar Moore, postanowił być bardziej irytujący niż zwykle. Nawet wredna biurokratka: Erin Strauss (Jayne Atkinson), postanowiła nagle zostać dobrą ciotką FBI.
Pośród plejady złych i gorszych występów aktorskich jedyną postacią, którą da się oglądać, jest Spencer Reid (Matthew Gray Gubler). W nowym sezonie dr Reid stał się o wiele bardziej pewny siebie i zdecydowany. Wydaje się też być znacznie lepiej przygotowany do działania sytuacji zagrożenia oraz "w teraźniejszości" odrobinę zdystansowany wobec reszty drużyny.
Szczerze mówiąc, po zobaczeniu tego epizodu mam bardzo mieszane uczucia. Oczywiście cieszę się z powrotów i przypadł mi do gustu sposób w jaki "pożegnano" Doyle'a. Nie potrafię jednak stwierdzić, że był to dobry odcinek. Raczej odnoszę wrażenie, że realizując "It Takes a Village" twórcy serialu chcieli przekazać widzom: "no macie, tylko teraz się odczepcie… i nie krytykujcie więcej"