Hity tygodnia: "Gra o tron", "Penny Dreadful", "Silicon Valley", "Suburgatory", "Hannibal"
Redakcja
18 maja 2014, 20:23
"Silicon Valley" (1×06 – "Third Party Insourcing")
Mateusz Madejski: Podobno Dolina Krzemowa nie wygląda już tak, jak w serialu HBO. Coraz mniej tam geeków, a coraz więcej zwyczajnych garniturowców. Ale nawet jeśli mekka IT to już nie to samo co kiedyś, to serial ciągle ogląda się świetnie. Zdecydowany hit należy się za użeranie się Richarda z nastoletnim programistą oraz za morał odcinka, a mianowicie "nigdy nie ufaj tym, którzy mówią, że samochód może jeździć bez kierowcy". Oczywiście to nie jedyna lekcja z "Silicon Valley". Ta zasadnicza brzmi: "jak ktoś Ci oferuje 10 milionów $, to jednak wypada je wziąć".
Nikodem Pankowiak: Akcja z samochodem była przezabawna, ale mnie najbardziej zapadł w pamięć młody haker, który potrafi z komputerem zrobić wszystko, dajcie mu tylko odpowiednią ilość Adderallu. Richard uciekający przed na oko 12-letnim dilerem, Erlich próbujący zaimponować dziewczynie Bertrama swoimi obcisłymi kąpielówkami, Bertram i jego kółko satanistów – wszyscy bohaterowie "Silicon Valley" są tak zabawnie żałośni, że nie sposób się z nich nie śmiać. A w tle tego wszystkiego kolejne problemy z Pied Piper – być może byłoby ich mniej, gdyby wszyscy bohaterowie przez chwilę skupili się na swojej pracy. Swoją drogą, jestem ciekaw, co twórcy zrobią z postacią Petera Gregory'ego, skoro grający go Christopher Evan Welch zdążył przed swoją śmiercią nakręcić sceny do zaledwie pięciu odcinków.
Marta Wawrzyn: Sugerujesz, że ta przerażająca wyspa została stworzona po to, żeby pochłonąć jego postać? Cóż, nie jest to niemożliwe. A odcinek rzeczywiście świetny – absurdalny, szalenie śmieszny i tak gorzki, jak to tylko możliwe w przypadku komedii.
"Gra o tron" (4×06 – "The Laws of Gods and Men")
Nikodem Pankowiak: Odcinek z rodzaju tych, które nie zdarzają się zbyt często – nieposzatkowany na milion różnych wątków. Odwiedziliśmy wreszcie Braavos, gdzie mogliśmy nieco więcej dowiedzieć się o Żelaznym Banku i w gościnnej roli zobaczyć Marka Gatissa z "Sherlocka". Znowu mieliśmy okazję zobaczyć smoki (a właściwie smoka), które z odcinka na odcinek stają się coraz większe. Trzeba przyznać, że efekty specjalne w tej scenie mogły naprawdę robić wrażenie. Daenerys chyba zaczyna odczuwać, że bycie królową nie jest takie łatwe – zapewne dużo lepiej czuje się prowadząc swoje wojsko od bitwy do bitwy niż siedząc na niewygodnym tronie i wysłuchując poddanych.
Później było nieco nudniej, bo pojawił się Theon/Fetor, który od zawsze mnie usypiał, ale końcówka serialu wynagrodziła wszystko. Sceny procesu Tyriona to chyba najlepsze co do tej pory spotkało nas w tym sezonie. Peter Dinklage wspiął się na Himalaje aktorstwa, a jego końcowy monolog zapewne niejedną osobę przyprawił o ciarki. Już nie mogę się doczekać jutra!
Marta Wawrzyn: A ja się nie zgadzam co do Theona – owszem, nigdy nie przepadałam za tą postacią, ale po pierwsze, Iwan Rheon jako Ramsay znów był fantastyczny, a po drugie, wątek Fetora, który ma dla swojego pana wcielić się w niejakiego Theona Greyjoya, poprowadzono tutaj rewelacyjnie. Ramsay jest manipulatorem doskonałym, dialogi napisano świetnie, obaj panowie są doskonałymi aktorami – więc nie, nie nudziłam się ani przez moment.
Hitem w tym hicie oczywiście był występ Petera Dinklage'a i pojedynek Tyriona z ojcem na słowa, ale to przesłuchanie ma jeszcze jednego cichego bohatera. Księcia Oberyna, który dobrze się bawi w swojej nowej roli i zadaje same ważne pytania. Również dzięki niemu oglądanie, jak wygląda zaprowadzanie sprawiedliwości w Westeros, sprawiło mi autentyczną frajdę.
Mimo że wiele w "The Laws of Gods and Men" się nie wydarzyło, był to najbardziej udany odcinek sezonu. Jeszcze nigdy przerzucanie się słowami w "Grze o tron" nie było tak ekscytujące jak tym razem.
"Suburgatory" (3×13 – "Stiiiiiiill Horny")
Nikodem Pankowiak: To już niestety ostatni odcinek tego serialu i trzeba przyznać, że jako finał spisał się naprawdę dobrze, choć twórcy z pewnością liczyli, że nie w taki sposób będą musieli zamknąć całą historię. Świetna była pierwsza scena, gdy Lisa i Malik próbują skonsumować swoje małżeństwo, w czym przeszkadza im reszta rodziny.
Tessa dalej przechodzi mały kryzys i choć udaje, że szydełkowanie może zastąpić faceta, wszyscy wiemy, że tak nie jest. W tym czasie George nie ma bladego pojęcia, jak zachować się wobec Dallas i swoim emocjom daje upust w piosence. Ostatecznie ta dwójka nie schodzi się ponownie, co przypomina nam, że "Suburgatory" to słodko-gorzki serial. No i ta ostatnia scena… Spodziewałem się, że Tessa i Ryan do siebie wrócą – chemię między nimi można było wyczuć z daleka, ale nie myślałem, że dojdzie do tego w sposób, o którym całe Chatswin będzie pewnie jeszcze długo opowiadać. Szkoda tylko, że my już tego nie zobaczymy.
Marta Wawrzyn: Szkoda, że to koniec, dobrze, że ostatnia scena była taka, jaka była. Bo zapamiętamy dzięki temu na zawsze, jak absurdalnym, zabawnym i odważnym serialem było "Suburgatory".
"Mad Men" (7×05 – "The Runaways")
Marta Wawrzyn: Don Draper nabiera wiatru w żagle – a wraz z nim całe "Mad Men". "The Runaways" to odcinek wypełniony mnóstwem scen dziwnych i jeszcze dziwniejszych, co w przypadku tego serialu zawsze oznaczało coś dobrego. Michael Ginsberg wyciął sobie sutek i wrócił na Marsa, w Kalifornii objawiła się ciężarna Stephanie, Megan zatańczyła z sobowtórem Charlesa Mansona. Był też seksowny trójkącik, kreskówka o skaucie i dziewczęca walka na "miecze" zakończona ciekawą kontuzją Sally.
Z całego tego chaosu na razie nie wynika jeszcze wiele – poza tym że prawdopodobnie właśnie pożegnaliśmy na zawsze Ginsberga – ale widać, że "Mad Men" przyspiesza i że ma jeszcze w zanadrzu świetne pomysły. Oby dwa ostatnie tegoroczne odcinki też nas nie zawiodły.
"Person of Interest" (3×23 – "Deus Ex Machina")
Bartosz Wieremiej: To był świetny finał. Był to również odcinek, w którym nawet nadzieja na ewentualne lepsze jutro smakowała gorzko.
Przez ponad 40 minut zobaczyliśmy drugą część retrospekcji z Collierem (Leslie Odom, Jr.) w roli głównej. Śledziliśmy również proces, który zgodnie z oczekiwaniami okazał się farsą. Nie odmówiono nam też przyjemności płynącej z obserwowania w akcji duetu Shaw (Sarah Shahi) i Root (Amy Acker). Trzeba przyznać, że obie panie przebyły bardzo długą drogę od czasów pewnej sceny z żelazkiem.
Przyszło nam także zmierzyć się z końcem, który oznaczał prawie całkowite zwycięstwo Decimy. Nasi bohaterowie zostali zmuszeni do ukrycia się w tłumie i m.in. do pożegnania z biblioteką, która przez cały ten czas zdawała się jednym z nielicznych bezpiecznych miejsc.
Swoją drogą ciekawe, jakie będą życzenia w pełni sprawnego Samarytanina wobec ludzkości.
"Penny Dreadful" (1×01 – "Night Work")
Marta Wawrzyn: Bardzo miła niespodzianka od telewizji Showtime. "Penny Dreadful" to wiktoriański horror w nowoczesnej oprawie – nieźle napisany, wspaniale zagrany, z doskonałymi kostiumami, scenografią i wszystkim tym, co składa się na tzw. klimat. Atmosfera jest cudowna – mroczna i niepokojąca. W zasnutym mgłą Londynie roku pańskiego 1891 na każdym rogu czai się coś strasznego i nie musimy nawet zwiedzać zakazanych zakątków, żeby się o tym przekonać.
A my i tak dokładnie to zrobimy – zawędrujemy w miejsca najstraszniejsze ze strasznych, wraz z niezwykłą ekipą, składającą się po części z bohaterów stworzonych na potrzeby serialu, a po części świetnie znanych z literatury (np. dr Frankenstein czy Dorian Gray). Takie miksy nie zawsze działają, ale tym razem wyszło bez zarzutu. Wszystko w tej szalonej miksturze zdaje się pasować do siebie i mieć swoje miejsce. Miejmy nadzieję, że kolejne odcinki dadzą radę również fabularnie. A tymczasem zobaczcie pilota i cieszcie się tym klimatem.
"Louie" (4×03 – "So Did the Fat Lady")
Marta Wawrzyn: I mamy kolejny dowód na to, że "Louie" jest najlepszy, kiedy cały odcinek skupia się na interakcji głównego bohatera z jedną postacią, najlepiej kobiecą. Zwykle oglądaliśmy, jak Louie próbuje w żałosny sposób wyrywać laski, u których nie ma szans, tym razem sytuacja w intrygujący sposób się odwróciła. Bohaterką "So Did the Fat Lady" jest gruba dziewczyna, Vanessa (fantastyczna Sarah Baker z "Go On" – niech ktoś jej da główną rolę w jakimś sitcomie, proszę!), która zaprasza i zaprasza Louiego na randkę. A on odmawia.
W końcu idą razem na spacer, który kończy się przypływem szczerości z jej strony i totalnym zmieszaniem z jego strony. Vanessa jest tak przekonująca, że w końcu komik przestaje się przed nią bronić, ale oczywiście żadnego związku z nią nie stworzy. Bo co z tego, że ma tyle uroku i jest tak szalenie zabawna, skoro jej tusza wszystko przesłania. Dosłownie i w przenośni. Smutna konkluzja, świetny odcinek, genialna końcówka.
"Hannibal" (2×12 – "Tome-wan")
Bartosz Wieremiej: Przedostatni odcinek 2. sezonu "Hannibala" z dwóch powodów zasługuje na miano hitu tygodnia. Po pierwsze, to właśnie w "Tome-wan" telewizyjny Mason Verger (Michael Pitt) stał się Vergerem książkowym czy filmowym, a widzom przyszło zobaczyć sceny pełne makabry i czarnego humoru, z gościnnym udziałem kilku Vergerowskich świń i Grahamowych psów.
Po drugie, do FBI zawitała Bedelia Du Maurier (Gillian Anderson). Niesamowita rozmowa z Willem (Hugh Dancy) a następnie z Jackiem (Laurence Fishburne) spowodowały, że zarówno jej intencje, jak i dość, na chwilę obecną, oczywisty plan Grahama stanęły pod znakiem zapytania.
Oby nadchodzący finał 2. serii spełnił wszelkie oczekiwania widzów.