"Kości" (9×22): Teoria spisku bez emocji
Andrzej Mandel
22 maja 2014, 17:48
Finał 9. sezonu "Kości" potwierdza tezę, że twórcy serialu nieco się wypalili w pomysłach. Sensacyjna z założenia historia, połączona z widowiskową strzelaniną, powinna była wciągnąć. Powinna była. Uwaga na spoilery.
Finał 9. sezonu "Kości" potwierdza tezę, że twórcy serialu nieco się wypalili w pomysłach. Sensacyjna z założenia historia, połączona z widowiskową strzelaniną, powinna była wciągnąć. Powinna była. Uwaga na spoilery.
Trudno jest wymagać od serialu, by po dziewięciu sezonach zachowywał świeżość i oryginalność, bo to po prostu niemożliwe. Szczególnie w otwartej telewizji. Poza tym ciężko jest wyjść poza schemat, ale gorzej się robi, gdy ma się wrażenie, że na ekranie wygłasza się kwestie, a nie gra. Sztuczność dialogów była tym, co raziło mnie najbardziej w "The Recluse in the Recliner".
Ale problem nie leżał tylko w sztuczności dialogów, choć to one najbardziej psuły akcję. Sensacyjna teoretycznie akcja była dla mnie nudna do tego stopnia, że złapałem się na tym, że otworzyłem gazetę w trakcie oglądania, co naprawdę rzadko mi się zdarza (choć gdy oglądałem polskie seriale, zdarzało się regularnie). Jakoś niewiele rzeczy trzymało się tam kupy- tajemniczy informator Bootha ginie praktycznie zaraz po tym, jak do niego zadzwonił i oczywiście ci straszni spiskowcy tak spaprali sprawę, że dało się od razu poznać, że to morderstwo, choć wyglądało na samozapłon od papierosa. Przy okazji niczyjego zdziwienia nie wzbudził fakt, że Jeffersonian i FBI wzięły się za tę sprawę natychmiast po jej pojawieniu i spiskowcy dopiero potem zaczęli działać dalej. A świstak sobie siedzi i zawija wursta z brodą.
Jeszcze gorzej wypadła postać Bones, która zawsze była silną i radzącą sobie ze wszystkim kobietą, potrafiącą przyłożyć komu trzeba, a w tym odcinku wystarczył jeden cios, by padła niczym wiktoriańska dama dworu mdlejąca na widok nagiej łydki. Pomijając fakt, że Booth, który w każdym odcinku trafiał bez pudła w każdej sytuacji, nagle zaczął pudłować, a w piwnicy trzymał kilka kilogramów ładunków wybuchowych… Wydaje mi się, że nawet w mojej książce takiego stężenia nieprawdopodobieństwa (chyba) nie ma, a naprawdę bardzo się starałem, by było.
Pomijam już telenowelowe wstawki, jak masowe wchodzenie wszystkich do szpitalnej poczekalni wszystkich przyjaciół Bones, bo to akurat w "Kościach" przestało mnie już denerwować. Choćby z tego względu, że w ostatnich odcinkach z dużym sukcesem udawało się ową telenowelowość rozbijać poczuciem humoru w starym dobrym stylu. I właśnie tego zabrakło w "The Recluse in the Recliner", choć Fischer się starał…
Finał 9. sezonu "Kości" nie nastraja mnie specjalnie pozytywnie do oglądania 10. sezonu, ale pewnie dam szansę. Jak co roku. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że nic mnie w tym odcinku nie przekonało – Booth robiący bombę zapalającą jak MacGyver był wiarygodny…