"Veep" (3×09-10): Rządzi nami chaos
Michał Kolanko
10 czerwca 2014, 20:10
Pytanie, czy prezydent dzwonił, przewijało się przez większą część pierwszego sezonu "Veepa", ale później nieco traciło na aktualności. A w świetnej końcówce sezonu trzeciego przestało być już całkowicie aktualne. Spoilery!
Pytanie, czy prezydent dzwonił, przewijało się przez większą część pierwszego sezonu "Veepa", ale później nieco traciło na aktualności. A w świetnej końcówce sezonu trzeciego przestało być już całkowicie aktualne. Spoilery!
Czy Selina Meyer jest gotowa, by zostać prezydentem? To pytanie w trakcie jej kampanii nie pojawiało się ani razu. Hipotetyczna prezydentura była zawsze tylko celem. Biorąc pod uwagę profesjonalizm całego zespołu wokół Seliny, trudno było brać taką perspektywę poważnie. Jednak dzięki pomysłowi, aby urzędujący prezydent zrezygnował, możemy wreszcie się przekonać się, jak taka sytuacja wygląda. I jakie ma konsekwencje – dobre dla widza, ale niezbyt fortunne dla samej głównej bohaterki.
Trzeci sezon "Veepa" był zdecydowanie najlepszy ze wszystkich. A jego koniec to prawdziwy majstersztyk – połączenie kampanii prezydenckiej z rządzeniem krajem to pomysł, który gwarantował eksplozje śmiechu. Ekipa "przegranych" – pod koniec odcinka "Crate", po kolejnej absurdalnie głupiej sytuacji, wydaje się, że Selina nie ma już szans na zwycięstwo – nagle znajduje się w wymarzonej przez nich sytuacji.
Julia Louis-Dreyfus w mistrzowski sposób pokazuje, jak działa polityka na najwyższym szczeblu. Wszystko – rodzina, znajomi, nie mówiąc już o obywatelach – to tło lub w najlepszym razie narzędzia. Władza jest celem samym w sobie, a dla jej zdobycia można zrobić wszystko. Na swój sposób Selina jest równie brutalna jak Frank Underwood, chociaż stosuje inne metody. Jak się szybko okazuje, przejęcie władzy ma swoje określone konsekwencje. To, czy Selina podoła wyzwaniu, to całkiem poważne pytanie na czwarty sezon.
"Veep" znakomicie pokazuje esencję polityki – tego, że beznadziejne sytuacje mogą się nagle, zupełnie niespodziewanie, zmienić o 180 stopni. Nieprzewidywalność i totalny, absolutny chaos właściwy prawdziwej polityce jest w tym serialu świetnie pokazany, chociaż oczywiście jest też nieco przejaskrawiony. Meyer znajdowała się pod koniec "Crate" w najgorszym punkcie swojej kariery, by kilka godzin później wrócić na sam szczyt – i to dosłownie. I tak się czasami dzieje w rzeczywistości. W całym sezonie pokazano też, jak drobne sprawy wpływają na całą sytuację i rozbijają precyzyjne plany.
W polityce nie ma też miejsca na skrupuły. Reakcja sztabowców, jak i samej Meyer najlepiej to pokazuje, włącznie z fenomenalną sceną w łazience. Gary w tym sezonie to jedna z kluczowych postaci. Sukces "Veepa" to też efekt tego, jak pokazano sztabowców i zaplecze polityczne Meyer oraz jej konkurentów – ludzi, którzy nie tylko są bardzo jej oddani (jak właśnie Gary, czyli fenomenalny Tony Hale), ale też mają całkowitą i totalną obsesję na punkcie polityki. To jest świat, z którego bardzo trudno wyjść, o czym najlepiej przekonuje się Jonah.
Selina traktuje swoich najbliższych współpracowników wyłącznie instrumentalnie. Nie ma miejsca na przyjaźnie, a oni sami w większości się nie znoszą. Polityka ma niszczycielski wpływ na zdrowie, zmienia ludzi i sprawia, że stają się totalnymi cynikami – tak jak stało się to w przypadku Bena (Kevin Dunn) czy Kenta (Gary Cole). Zwłaszcza Kent nie traktuje wyborców inaczej jak tylko cyferki, całość polityki sprowadza się dla niego tylko do wymyślania kolejnych strategii PR-owskich, a dobro obywateli nie ma żadnego znaczenia. Cynizm "Veepa" bywa szokujący – i to wcale nie jest śmieszne.
No i są jeszcze przekleństwa. Cynizm i chaos właściwy prawdziwej polityce to także przekleństwa, które nieodłącznie jej towarzyszą. Twórcy "Veepa" w kreatywny sposób wymyślają kolejne obelgi, którymi obrzucają się bohaterowie serialu. I to też jest bardzo naturalne dla prawdziwej polityki. "House of Cards" przy tym serialu jest sterylny, wyprany z emocji.
Wrzucenie Seliny do Białego Domu tak szybko, w warunkach cały czas toczącej się kampanii wyborczej, daje nowe możliwości. Dla jej zespołu to przede wszystkim nowe możliwości zepsucia wszystkiego i kolejnych wpadek. Dla Seliny również, bo ona potrafi wywołać kryzys międzynarodowy dzięki jednemu przejęzyczeniu. To skrajny przykład, ale polityczne kryzysy rzeczywiście często wywołują nieporozumienia, niedopowiedzenia, personalne animozje i niesnaski.
To wszystko w połączeniu ze znakomitymi kreacjami aktorskimi, morderczo zabawnymi dialogami ("Czy jesteśmy w stanie wojny" – pyta w pewnym momencie Selina, na co Kent odpowiada "Ameryka zawsze jest w stanie wojny") powoduje, że oczekiwanie na kolejny sezon będzie bardzo trudne. Twórcy "Veepa" rozkręcili ten serial tak bardzo, że już chyba nic nie może go zatrzymać. Czego nie da się powiedzieć o Selinie, a przede wszystkim o jej kampanii prezydenckiej.