"Pozostawieni" (1×01): Świat pogrążony w żałobie
Marta Wawrzyn
30 czerwca 2014, 17:27
Co by się stało ze światem, gdyby nagle w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło 2% ludzkiej populacji? Świat by zwariował, ot co. I nowy serial HBO całkiem nieźle to szaleństwo pokazuje. Spoilery, a jakże.
Co by się stało ze światem, gdyby nagle w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło 2% ludzkiej populacji? Świat by zwariował, ot co. I nowy serial HBO całkiem nieźle to szaleństwo pokazuje. Spoilery, a jakże.
W Niemczech zniknęło 1,71 mln osób. W Chinach zniknęło 27,18 mln osób. W miasteczku Mapleton w amerykańskim stanie Nowy Jork zniknęło ponad 80 osób. I to wystarczyło, żeby wszystko przewróciło się do góry nogami. Wydaje się, że 2% ludzkości to niedużo, ale to tylko złudzenie. To bardzo dużo. To 140 mln ludzi. To setki milionów, a może i miliardy pojedynczych tragedii. To cały świat w żałobie, bo choć nie każdy stracił kogoś rzeczywiście bliskiego, to każdy znał kogoś, kto zniknął. To karambole na autostradach, spadające samoloty nagle pozbawione pilotów, osierocone dzieci i rodzice, którzy już nie mają żadnego celu w życiu.
Taki właśnie świat pokazuje nowy serial "Pozostawieni", bazujący na książce Toma Perrotty pod tym samym tytułem – choć nie odtwarzający jej dokładnie. Akcja pilota rozpoczyna się niemal dokładnie trzy lata po tragedii, która wydarzyła się 14 października. Bohaterami są nie ci, którzy odeszli, a ci, którzy zostali. Twórcy serialu, wśród których znajduje się Damon Lindelof ("Lost"), ale też autor książkowego pierwowzoru, powiedzieli jasno, że zniknięcie nie będzie wyjaśniane. Mają nas interesować bohaterowie dnia codziennego, których życie trzy lata po strasznym zdarzeniu wciąż jest roztrzaskane na małe kawałki.
Jeśli pojedyncza tragedia potrafi zmienić człowieka, doprowadzając go na skraj rozpaczy, desperacji i nihilistycznych zachowań, to wyobraźcie sobie, co się dzieje z ludzkością, kiedy pojedyncze tragedie następują w tym samym czasie. Taka kumulacja nie może nie spowodować społecznego zamętu.
I to się właśnie dzieje w "Pozostawionych". Każdy radzi sobie inaczej z tym, co się stało. Jedni uciekają się do Boga, inni odwracają się od niego. Młodzież imprezuje tak, jak gdyby dzień dzisiejszy miał już być ostatnim – i oczywiście nie znajduje w tym żadnej satysfakcji. Dorośli, zdawałoby się rozsądni, ludzie chowają się pod skrzydłami szarlatanów, którzy obiecują im uwolnienie od bólu, albo przyłączają się do tajemniczych grup w sekciarskim stylu, których członkowie umartwiają się i czekają na swój koniec, przy okazji wkurzając wszystkich dookoła. Tak jak Winni Pozostali, ubrani na biało fanatycy, którzy mieszkają w komunie, milczą, jedzą jakąś obrzydliwą papkę i ciągle palą papierosy, w nadziei że szybciej pójdą na tamten świat. I na dodatek jeszcze nie potrafią zostawić bliźnich w spokoju, muszą próbować ich zbawiać.
To, że tragedii, która się wydarzyła, nie da się w żaden sposób zdefiniować, ma ogromny wpływ na wszystkich i w dużej mierze stanowi o mocy tej historii. Ktoś lub coś zabrało młodych i starych, dobrych i złych, mądrych i głupich, chrześcijan i ateistów – bez żadnego sensu, bez żadnego wzoru. Gdyby dało się odpowiedzieć na pytanie, co się stało, i gdyby dało się kogoś obwinić, bohaterowie po trzech latach od koszmarnego zdarzenia byliby w nieco lepszym stanie. Może by prowadzili jakąś wojnę, może mieliby jakieś groby do odwiedzenia. A tu nic. Zero odpowiedzi.
To niezdefiniowanie i towarzysząca mu niepewność jutra to najgorsze, co mogło przytrafić się tym ludziom, i najlepsze, co mogło przytrafić się nam, widzom. Jestem zachwycona tym konceptem, bo to prawdziwa rewelacja, dająca nieograniczone możliwości. W końcu do tej pory podobnie zaczynające się historie rozwijały się zupełnie inaczej. Autorzy skupiali się raczej na samym zdarzeniu niż na jego skutkach, budując skomplikowane opowieści, pełne pytań i rzucanych co jakiś czas niepełnych odpowiedzi. Zrobienie głównej atrakcji z braku wyjaśnienia nie wpadało nikomu do głowy.
Żeby to działało, trzeba mieć dużo świetnych pomysłów i napisać bohaterów tak złożonych psychologicznie, jak to tylko możliwe. Jak jest w "Pozostawionych" pod tym względem? Nie jest źle, a nawet jest nieźle. Główny bohater to Kevin Garvey (Justin Theroux), szef lokalnej policji (w książce burmistrz miasteczka), który z jednej strony sam jest uwikłany w tragedię, z drugiej – wiele czasu spędza z mieszkańcami Mapleton, poznając dokładnie ich historie. Jego rodzina jest w rozsypce. Nie powiem Wam, co się dzieje z żoną, bo dla tych, którzy nie znają książki, to jedno z największych zaskoczeń pilota. Córka, Jill, którą gra prześliczna Margaret Qualley (córka Andie MacDowell!), i syn, Tom (Chris Zylka) kroczą ścieżkami, które muszą skończyć się ślepym zaułkiem. A on sam na zewnątrz wydaje się całkiem spokojny; odbębnia codzienną rutynę i choćby wszystko się waliło, znajduje czas na jogging. Wydaje się nieskomplikowanym nudziarzem, ale to w żadnym razie nie jest cała prawda o nim.
Interesujących bohaterów jest przynajmniej kilkoro. Nora Durst (Carrie Coon), kobieta, która w miasteczku uchodzi niemalże za Chrystusa, bo straciła całą rodzinę. Meg Abbott (Liv Tyler), która właśnie planuje wziąć ślub, kiedy staje się celem sekty. Matt Jamison (Christopher Eccleston), były pastor, który nie mógł pojąć, że oto miało miejsce porwanie Kościoła, a jego Bóg nie zabrał ze sobą. W efekcie zwariował do reszty – zaczął wydawać obrzydliwe pamflety o tych, których już nie ma na tym świecie, udowadniające, że stanowili oni zupełnie przypadkowy zbiór. Wszyscy żyli w grzechu, więc gdyby to faktycznie było wniebowstąpienie, nigdy w życiu by się nie załapali. Były Doktor Who gra najbardziej chyba wyrazistą serialową postać, szkoda tylko, że to postać drugoplanowa.
"Pozostawieni" utrzymani są w tak ponurym nastroju, że po 70-minutowym pilocie widz ma prawo czuć się przytłoczony. Choć nie udało się uniknąć paru wpadek – na pokazie prasowym, w którym brałam udział, publiczności zdarzało się śmiać w co dramatyczniejszych momentach, zapewne przez kilka nie do końca szczęśliwie napisanych dialogów. Był też taki moment, kiedy wszyscy dosłownie leżeliśmy ze śmiechu – ten, w którym pokazano celebrytów zabranych z tego świata, z nazwiskami i zdjęciami. W książce zostali oni ledwie napomknięci, w pilocie serialu jest to jedna z najbardziej charakterystycznych scen. I jedna z najbardziej nieudanych, niepotrzebnych scen, bo nie ma nic wspólnego z absurdalnym czarnym humorem, wydaje się po prostu głupiutka.
Nie przekonuje mnie też zmiana zawodu głównego bohatera. Burmistrz został policjantem, po to aby Kevin znajdował się częściej w środku akcji i aby serial miał więcej dynamiki. Problem w tym, że zamiast szybciej i więcej ja bym wolała głębiej. Po obejrzeniu pilota i lekturze książki Perrotty już widzę, że na naprawdę złożone portrety psychologiczne nie mam co liczyć. "Pozostawieni" opowiadają interesujące historie ludzkie, ale jednak przemykają się po powierzchni tego totalnego odrętwienia, które opanowało świat. Obserwujemy wiele wątków naraz, towarzyszymy wielu bohaterom, jednak nie spędzamy w ich głowach tyle czasu, ile moglibyśmy spędzać. To nie hipnotyzujące, rozkładające wszystkie emocje na czynniki pierwsze "Les Revanants" – które o tyle kojarzy się z "Pozostawionymi", że oferuje historię dokładnie odwrotną, tzn. zmarli nie wiedzieć czemu powstają z grobów i wracają do miasteczka – tutaj więcej dzieje się na zewnątrz niż wewnątrz człowieka. Tak jest i w powieści, i w pilocie serialu.
Mimo tych drobnych zastrzeżeń, muszę przyznać, że dostaliśmy kolejny hit od HBO. Może nie na miarę "Detektywa", ale w letniej ramówce "Pozostawieni" zdecydowanie się wyróżniają. Tak intrygującego pomysłu i tak dobrze napisanego pilota tego lata jeszcze nie widziałam. Nie widziałam też tego lata nowego serialu, który by tak niesamowicie wciągał. Książkę Perrotty przeczytałam w dwa dni, a pilota "Pozostawionych", który do najkrótszych nie należy, ogląda się jednym tchem.
To po prostu kolejna mocna, solidnie zrobiona rzecz od HBO, która ma zadatki, by stać się serialem wielkim. Wszystko będzie zależało od tego, co Lindelof doda do książki Perrotty. Na razie dodał kilka scen znajdujących się na granicy rzeczywistości, które już na tym etapie nieco tę historię zmieniają, dodając więcej grozy i tajemniczości. I oby takich zmian na lepsze było jeszcze więcej. Nie sądźcie Lindelofa po finale "Lost", "Pozostawieni" to zupełnie inna historia – kameralna, intrygująca, przejmująca. Warto się z nią zapoznać, niezależnie od tego, co sądzi się o twórcy serialu.