Pazurkiem po ekranie #39: Koniec sezonu
Marta Wawrzyn
2 lipca 2014, 20:55
Nie planowałam przerw ani podziałów na sezony, ale jakoś samo wyszło. Dzisiejszy odcinek "Pazurkiem po ekranie" jest ostatni przed dłuższą przerwą i traktuje o niczym. Dosłownie. Bez spoilerów.
Nie planowałam przerw ani podziałów na sezony, ale jakoś samo wyszło. Dzisiejszy odcinek "Pazurkiem po ekranie" jest ostatni przed dłuższą przerwą i traktuje o niczym. Dosłownie. Bez spoilerów.
Wychodząc z założenia, że zawsze coś oglądam i zawsze jest o czym pisać, nie planowałam zawieszania "Pazurkiem po ekranie" na wakacje. Decyzja podjęła się sama – tydzień temu narzekałam, że nie ma co oglądać, w tym tygodniu niespecjalnie już chcę cokolwiek oglądać.
Odkąd prowadzę Serialową, sezon letni przeszedł pewne zmiany. Jeszcze kilka lat temu w najgorętsze miesiące emitowano niewiele produkcji – z jednej strony typowo letnich, jak "White Collar", z drugiej rzeczywiście wyjątkowych, jak "Breaking Bad". A i Brytyjczycy zawsze mieli coś do powiedzenia w wakacje. Teraz jest więcej, dużo więcej wszystkiego. Amerykańskie telewizje ogólnodostępne pozazdrościły kablówkom i dręczą nas jakimiś kopułami, piratami bez ikry albo śmiesznymi w założeniu ludźmi, którzy w środku sezonu nie musieliby gadać tych wszystkich głupot przez cały sezon. Kablówki bardziej eksperymentują – i owszem, z tych eksperymentów czasem wychodzą rzeczy świeże i fajne. Ale zwykle kiszka wychodzi.
Z zawodowego obowiązku obejrzałam w ostatnich dniach piloty dwóch komedii ABC Family – "Young and Hungry" (dno i pięć metrów mułu) i "Mystery Girls" (dno, pięć metrów mułu i rozpadająca się Tori Spelling) – a także "Taxi Brooklyn" i bodajże połowę "Reckless". Jestem przerażona tym, że takie rzeczy w ogóle ujrzały światło dzienne i nie zamierzam pisać o nich ani słowa. Wiem, wiem, to lato, czas produkcji lekkich, łatwych i przyjemnych. Ale jednak odnoszę wrażenie, że w tym roku z jednej strony seriali debiutuje wyjątkowo dużo, a z drugiej – niemal wszystkie nadają się do kosza.
Dość powiedzieć, że na największy hicior zapowiadają się "Pozostawieni", produkcja, która na początku zachwyca pomysłem, a potem przyjemnie płynie, ale która jednak nie wykazuje na razie oznak wielkości czy wyjątkowości. Podobnie jest z "Halt and Catch Fire" – widać, że ktoś miał oryginalny pomysł, da się to oglądać bez zgrzytów, ale nic ponadto. Pewnie zerknę na 2. odcinek "Tyrant", ponieważ ten okropny, toporny pilot miał fascynującą końcówkę – ale cudów już nie oczekuję.
Nawet to, co lubię – "Rectify", "Masters of Sex" (niech wreszcie wróci!), "The Bridge" (no, powiedzmy, że lubię) – zamierzam oglądać nieregularnie, bo też prawda jest taka, że tak właśnie najlepiej ogląda mi się seriale. Nie po kawałeczku co tydzień, a więcej odcinków naraz. Netflix słusznie robi, promując taki właśnie model, bo wydaje się on po prostu naturalny. Jeśli seriale zastąpiły nam grubaśne powieści, być może już najwyższy czas, abyśmy zaczęli je traktować jak powieści. I oglądali jednym tchem, jeśli taka jest wola. To oczywiście jest nierealne w sezonie, kiedy dzieje się dużo i wszystko chcemy dyskutować na bieżąco. Latem możemy sobie na to pozwolić. I właśnie tak zróbmy.
Wygląda na to, że na razie nie będzie nowych "Rozmów serialowanych" – w sobotę o północy próbowaliśmy nagrać odcinek o "True Blood", ale mimo że siedzieliśmy niemal do białego rana, nasza rozmowa nie chciała stać się interesująca. A potem rozjechaliśmy się, każde w swoim kierunku. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek jeszcze nas razem usłyszycie. Wrócą za to "Seriale na talerzu" w odświeżonej formie. Clint Eastwood już gotuje, planuje i nadrabia "Orange Is the New Black", ja podrzucam pomysły, uczę się ładnie kroić warzywa i trenuję najdoskonalszy z uśmiechów.
Za tydzień się nie widzimy, za dwa tygodnie też nie, ale zawsze możecie mnie złapać na Twitterze. "Pazurkiem po ekranie" wróci jesienią, a tymczasem życzę państwu udanych wakacji i jak najmniej okropnych pilotów. I nie oglądajcie wszystkiego co jest. Naprawdę szkoda czasu.