"Penny Dreadful" (1×08): Teatralne sztuczki
Bartosz Wieremiej
7 lipca 2014, 18:22
Z jakiegoś powodu w trakcie oglądania finałowego odcinka 1. sezonu "Penny Dreadful" towarzyszyło mi zarówno poczucie, że dobrze wykorzystuję tę zegarową godzinę, jak i całkiem niepokojąca szczypta uciążliwego rozczarowania. Spoilery.
Z jakiegoś powodu w trakcie oglądania finałowego odcinka 1. sezonu "Penny Dreadful" towarzyszyło mi zarówno poczucie, że dobrze wykorzystuję tę zegarową godzinę, jak i całkiem niepokojąca szczypta uciążliwego rozczarowania. Spoilery.
Dziwna było to mieszanka odczuć, przyznaję, choć może nie tak znowu niezrozumiała – szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że praktycznie wszystkiego (z jednym wyjątkiem – scena z poduszką), co zobaczyliśmy w "Grand Guignol", można się było spodziewać.
To, że sir Malcolm (Timothy Dalton) w końcu odnajdzie Minę (Olivia Llewellyn), było najzupełniej oczywiste – jego późniejsza decyzja w zasadzie też. Targany emocjami Caliban (Rory Kinnear) musiał wreszcie dorobić się towarzyszki niedoli. Idealną kandydatką na tę nie do końca żywą narzeczoną praktycznie od samego początku była Brona (Billie Piper). Sezon nie mógł się też zakończyć bez Ethana (Josh Hartnett) pokazującego swoje nieco, hmm, mniej ogolone oblicze, a pewnie nikt się nie spodziewał, że Dorian (Reeve Carney) i Vanessa (Eva Green) będą żyli długo i szczęśliwie lub odjadą w stronę zachodzącego słońca.
Jednak prawie każda z tych historii została wystarczająco wzbogacona, by nieco kompensować ową nieszczęsną przewidywalność. Do wszystkich wydarzeń dobrano także stosowne miejsca – znane, lubiane i regularnie przez nas odwiedzane. Atmosfera, miasto, dialogi, wszelkie drobne sceny – niezmiennie cudowne.
Przykładowo świetnie oglądało się prawdziwą bitwę z wampirami w teatrze Grand Guignol, czyli gmaszysku przywykłym raczej do inscenizowanej przemocy. Przez te kilka minut twórcom udało odwrócić uwagę od faktu, że kończono właśnie tę część historii, do której można było mieć najwięcej zastrzeżeń.
Poszukiwania Miny były po prostu najbardziej rozczarowującym elementem "Penny Dreadful". Tak często wędrowaliśmy po marginesach tego wątku, że ciekawsze okazało się wszystko poza nim.
A przecież ratowanie rzekomo niewinnej damy z niecnych łapsk krwiożerczego wampira miało w tym świecie całkiem duży potencjał i żałuję, że nie został on wykorzystany. Nawet w trakcie trwania finałowego odcinka można było mieć nadzieję, że scenarzyści pozwolą wampirom choć trochę się zadomowić Grand Guignol. Odrobina wpływu stadka krwiopijców na publiczność, kształt przedstawień czy nawet na Vincenta (Alun Armstrong) i Maud (Hannah Tointon) widzom by przecież nie zaszkodziła…
Z drugiej strony zdecydowanie miłośnikom serialu służyć musiały te wydarzenia, na których rozwinięcie będziemy musieli poczekać do przyszłego roku, jak chociażby konsekwencje działań Victora (Harry Treadaway). Dwie decyzje, które podjął, mogą prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji i miejmy nadzieję, że równie istotnych dla dalszego rozwoju akcji w produkcji stacji Showtime, jak ewentualne poddanie się egzorcyzmom przez Vanessę.
Ogólnie więc finał spełnił swoją rolę. Zamknięto te wątki, które zdecydowanie należało zakończyć, a i nie da się ukryć, że wyraźnie zaznaczono, iż za rogiem czai się znacznie większa historia. Nie wiem tylko, czy to dobrze, że "Grand Guignol" odbiera się momentami, bardziej jako koniec prologu niż finał sezonu, ale może po prostu tak miało być.