Dlaczego warto się zainteresować "Person of Interest"?
Michał Kolanko
29 września 2011, 16:04
"Person of Interest" – jedna z najciekawszych premier tej jesieni. To sprawnie zrealizowany serial, który ma spory potencjał, ale może ten potencjał łatwo zmarnować.
"Person of Interest" – jedna z najciekawszych premier tej jesieni. To sprawnie zrealizowany serial, który ma spory potencjał, ale może ten potencjał łatwo zmarnować.
J.J. Abrams ("Lost"), Jonathan Nolan, Michael Emerson (Ben z "Lost"), Jim Caviezel ("Pasja Chrystusa"), mroczny Nowy Jork i klimat podsłuchowej paranoi po 11 września – to, zdawałoby się, przepis na murowany sukces. Ale "Person of Interest", najnowsza, budząca ogromne nadzieje i oczekiwania premiera jesieni, jest debiutem udanym tylko w połowie.
Nie da się ukryć, że historia współpracy Johna Reese'a, byłego agenta CIA i wojskowego z Mr. Finchem – tajemniczym graczem w sferach rządowych USA – jest bardzo wciągająca. "Person of Interest" natychmiast skojarzył mi się z "Raportem mniejszości" i prozą Philipa K. Dicka, a także z książkami takimi jak "Spook Country" Wiliama Gibsona.
Rząd w "Person of Interest" nie tylko obserwuje wszystko i wszystkich, ale także na podstawie zgromadzonych danych potrafi przewidywać przyszłość. Zbudowany po 11 września system, który miał służyć śledzeniu terrorystów, może także służyć zupełnie innym celom. To, że każdy jest obserwowany i podsłuchiwany, świetnie podkreślono w serialu, wprowadzając w nim ujęcia stylizowane na pochodzące z kamer przemysłowych, z nałożoną warstwą tajemniczego interfejsu rozpoznającego też mowę przechodniów.
Finch i Reese potrzebują siebie nawzajem. Pierwszy z nich ma dostęp do maszyny, drugi – możliwości by fizycznie wykorzystać jej informacje. Fizycznie, to znaczy bardzo dosłownie. Jak pisał w swojej recenzji Paweł Rybicki, Reese to "supermen skrzyżowany z aniołem stróżem".
I tu właśnie zaczyna się problem. Reese zamiast walczyć np. z rządowymi agentami czy zacząć rozplątywanie zagadki rodem z niezapomnianego "Rubiconu", rozwiązuje dość typową sprawę kryminalną. Mając tak solidne fundamenty, twórcy rozmienili się na przysłowiowe drobne. Fakt, serial zrealizowany jest znakomicie. Ale jeśli nie pojawi się solidny motyw przewodni, to pozostanie w zasadzie tylko proceduralem jak każdy inny.
Byłoby bardzo szkoda, bo, jak dobrze wiemy, Abramsa stać na więcej. Dużo więcej.