Sezon na komedie: "Married" i "You're the Worst"
Marta Wawrzyn
19 lipca 2014, 17:08
FX w sezonie letnim ma do zaproponowania dwa seriale komediowe. Oba o związkach damsko-męskich, oba inne od stereotypowych komedii romantycznych.
FX w sezonie letnim ma do zaproponowania dwa seriale komediowe. Oba o związkach damsko-męskich, oba inne od stereotypowych komedii romantycznych.
To nie są wielkie seriale. Nie widać tu potencjału na nowego "Louiego", "Legit" czy też "Wilfreda" – to po prostu sympatyczne, czasem bardziej słodkie, czasem bardziej gorzkie komedyjki o ludziach, którzy są w związkach. Przed premierą bardziej czekałam na "Married", ze względu na obsadę, po premierze bardziej podoba mi się "You're the Worst". Choć może się to jeszcze zmienić – żadna z tych produkcji nie zachwyca w pilocie, obie spokojnie mogą stać się lepsze. Dużo lepsze.
Sobotni poranek zaczęłam od "Married"
…i było to lekko depresyjne doświadczenie. Bo oto mamy małżeństwo z dwójką dzieci. Oboje w miarę młodzi, oboje w miarę ładni, oboje koszmarnie zmęczeni tym, czym stało się ich życie. Ona, Lina (Judy Greer) wieczorem idzie do łóżka padnięta, z książką o wampirach. Bo to ją odpręża. On, Russ (Nat Faxon), chciałby seksu. Prosi więc o niego jak psiak, próbuje podejść żonę na wszelkie możliwe sposoby, a ona za nic nie chce dotknąć jego penisa. A kiedy już zabierają się za wypełnianie małżeńskiego obowiązku, to wychodzi "coś pomiędzy seksem z litości a nekrofilią" (to jego opinia, jej to po prostu już nie obchodzi).
Kiedy w końcu zaczynają ze sobą szczerze rozmawiać, ona mu sugeruje, że jeśli ma większe potrzeby, to może poszukać seksu poza małżeństwem. I tak zaczyna się dziwna przygoda, w której główne role odegrają dziewczyna od woskowania uszu i szczeniak o imieniu Charlie. Tak samo miał mieć na imię syn dziewczyny od woskowania uszu, ale poroniła. Brr.
"Married" w pilocie pokazuje nam najbrzydsze, najciemniejsze odcienie damsko-męskich dziwności i niezręczności. Nie śmieszy w zasadzie wcale, jest to raczej doświadczenie z gatunku męczących. Lina i Russ ciągle mają do siebie pretensje (choć zdarzają się sympatyczne momenty, np. kiedy uśmiechają się do siebie w środku kłótni albo kiedy mówią sobie, że w gruncie rzeczy dzieci im się udały), których słucha się coraz trudniej i trudniej. Ale dziewczyna od woskowania nie jest odpowiedzią, to osoba, od której należy uciekać – jeśli zdjęcie niedonoszonej ciąży i wielki krzyż nad łóżkiem nie są wystarczającym ostrzeżeniem, to szpitalne selfie z cyckami i chorą ciotką powinno nim być.
Widać w tym pilocie nie najgorsze pomysły, problem leży w wykonaniu. Wszystko zostało przerysowane do granic absurdu, główni bohaterowie nie wydają się fajni ani interesujący, wydają się zwyczajnie żałośni. I za nic nie da się ich polubić. Nat Faxon i Judy Greer robią, co mogą, żeby wyciągnąć z tego, ile się da, ale nie da się, no po prostu się nie da. "Married" to zlepek rzeczy, które już widzieliśmy, przetrawionych i wyplutych bez sensu. Rozumiem, że komedia o zmęczonym małżeństwie niekoniecznie musi być lekka, wdzięczna i przyjemna, ale też jednak nie powinna być aż tak deprymującym doświadczeniem. W końcu jest to komedia.
Mimo wszystko oglądam "Married" dalej, po części ze względu na Nata Faxona i Judy Greer, po części dlatego, że amerykańscy krytycy radzili na Twitterze, aby odpuścić sobie pilot i zacząć przygodę z tym serialem od kolejnych odcinków. Podobno dalej jest znacznie lepiej.
"You're the Worst" nie jest takie znowu najgorsze
…ale znów – z dziełem wybitnym bynajmniej do czynienia nie mamy. Tu dla odmiany oglądamy całkiem nową parę, taką, która nie chce jeszcze przyznać, że jest parą. Gretchen (Aya Cash) i Jimmy (Chris Geere) poznają się na weselu jego byłej dziewczyny. On jest Anglikiem, autorem jednej książki zatytułowanej "Congratulations, You're Dying" i właścicielem skrzywionej miny. Ona jest dziewczyną, która kradnie prezent z wesela, bo myśli, że to coś, co może jej się przydać. Oboje są piękni i wściekli, oboje ciągle palą, oboje wyglądają na pozerów i tak też się zachowują przez większość czasu.
Lubienie ich nie przychodzi od razu – właściwie nie przychodzi wcale, bo nie są fajni ani sympatyczni, są okropnymi cynikami – ale jedno trzeba im przyznać. Chemia jest tu niesamowita i działa od pierwszej minuty. Łatwo uwierzyć, że oni rzeczywiście mogli wyjść z tego wesela, pojechać do niego i bzykać się całą noc, w międzyczasie opowiadając sobie sekrety i paląc niezliczone ilości papierosów. Cały czas wmawiając sobie, że to naprawdę tylko przygoda na jedną noc. To po prostu działa. Ona jak gdyby nigdy nic wchodzi w jego życie, bierze co chce bez pytania, nie przeprasza, nie tłumaczy się. On niby się przed tym broni, ale widać, że wcale nie chce się bronić.
Co nie działa? Wszystko inne. Czyli jego współlokator, jej przyjaciółka, dzieciak z sąsiedztwa, część dialogów, przeciętnej jakości humor. Aya Cash i Chris Geere prawdopodobnie by wymiatali, gdyby dostali lepszy scenariusz. Tymczasem, mimo że między nimi pięknie iskrzy i mowa ciała obojga jest po prostu fenomenalna, to w serialu pojawiają się zgrzyty. Momenty, które miały być urocze i bezpretensjonalne (ot, choćby ten, kiedy ona ciska ukradziony prezent w krzaki, bo okazuje się, że to nie to, co chciała), wydają się sztuczne, wymuszone. Nie wszystkie, ale wystarczająco dużo, żeby było na co narzekać.
Mimo wszystko, po jednym odcinku trochę bardziej przekonało mnie "You're the Worst", bo nawet jeśli scenariuszowi daleko do wybitnego, to na tę parę po prostu dobrze się patrzy. Małżonkowie z "Married" sprawiają, że mam ochotę się zabić, i to szybko, a to, że grają ich aktorzy, których lubię i cenię, tylko pogarsza sprawę.
Tak czy inaczej, wciąż uważam, że obie komedie mają potencjał. Gorzki obraz małżeństwa z dzieciakami nie musi składać się ze scen masturbacji przeplatanych scenami, w których para się kłóci albo krzyczy na dzieci. Tu można pokazać bardzo dużo odcieni – i oby twórcy "Married" po początkowej wtopie dali radę to uczynić. Romantyczne komedie o parach cyników, które od pierwszej chwili nie mogą się od siebie odkleić, już były, ale nie grali w nich Aya Cash i Chris Geere. Chemia między nimi to czysta magia – i to właśnie czyni "You're the Worst" wartym uwagi.
Oglądam więc dalej. I wy też oglądajcie, jeśli nie macie nic lepszego do roboty tego lata.