"Rectify" (2×10): Rytm, rysy i pęknięcia
Bartosz Wieremiej
25 sierpnia 2014, 12:24
Po finałowym odcinku 2. serii "Rectify" w pamięci pozostaje trochę zmartwień, kilka świetnych scen i plik rzeczy do przemyślenia – w znacznej mierze trudnych. Spoilery.
Po finałowym odcinku 2. serii "Rectify" w pamięci pozostaje trochę zmartwień, kilka świetnych scen i plik rzeczy do przemyślenia – w znacznej mierze trudnych. Spoilery.
Ogromny wpływ miał na to fakt, że w trakcie trwania 2. sezonu "Rectify" niekiedy pozwolono nam uwierzyć, że poza sprawą Daniela Holdena (Aden Young) istnieje coś więcej. Świat funkcjonował w tych momentach jakby według innych zasad, a i odwiedzaliśmy miejsca, których nie prawdopodobnie nawet nie spodziewaliśmy się zobaczyć.
Jednocześnie owo okresowe nagromadzenie rozmaitych scen i pomysłów mogło budzić niepokój – w końcu kiedyś wszystkie te wątki (lub ich większość) powinny się złożyć w jakąś większą całość. Owszem, choć już od "Weird as You" (2×07) ponownie położono nacisk na sprawę morderstwa Hanny Dean, a istotnym tematem stała się ugoda, to wciąż kilka elementów wydawało się funkcjonować praktycznie w odseparowaniu od reszty.
A przecież dotychczas jedynym zmartwieniem związanym z serialem Raya McKinnona było to, że Jared Talbot (Jake Austin Walker) znikał i się pojawiał, jakby członkiem rodziny był tylko od święta i byle nie za często, bo jeszcze ktoś by się przyzwyczaił.
"Unhinged" rozpoczyna się w motelowym pokoju, gdzie w poprzednim odcinku pożegnaliśmy się z Danielem i Tawney (Adelaide Clemens). Już w tej scenie wystarczyła ledwie chwila, by poruszono temat ugody, i kilka kolejnych, aby Holden opowiedział o ataku na Teddy'ego (Clayne Crawford). Także w dalszej części odcinka Daniel brał odpowiedzialność za rozmaite rzeczy, jakby miał przygotowaną listę przewin, do których powinien się przyznać przed nadchodzącą banicją.
Pozostali bohaterowie również prowadzili konwersacje należące raczej do tych trudnych. Szczególnie w rozmowach Amanthy (Abigail Spencer) i Jona (Luke Kirby) oraz Tawney i Teda Jr. widać było, jak gromadzące się w ostatnich odcinkach drobne ryski i problemy zamieniły się w pęknięcia prowadzące do drastycznych, jak na tę produkcję, decyzji.
Jednak nawet to nie spowodowało, że odstąpiono od prawie całkowitego skupienia się na Holdenie, a gdy po dwóch stronach stołu wreszcie zasiedli właśnie Daniel i senator Foulkes (Michael O'Neill) trudno było nie wstrzymać oddechu. I rzeczywiście to, co nastąpiło potem, na długo pozostanie w pamięci…
Ta niecodzienna mieszanka prawdy i fałszu. To przejście od oskarżeń i wyćwiczonych wcześniej wypowiedzi, do oczekiwanego przez Foulkesa, podobnie wyuczonego oraz stosownego do okazji, przyznania się do winy – nie da się beznamiętnie przejść nad tym, co wydarzyło się przy owym kawałku drewnianego mebla.
I równie dobrze w tym punkcie wszystko mogłoby się skończyć. Kolejne minuty doprowadziły jednak do sytuacji, w której w najzupełniej nic nie jest pewne poza tym, że praktycznie każdego z bohaterów czeka jakaś potencjalnie niemiła niespodzianka. W jednej chwili ciało George'a zostaje odnalezione, ciekawość Jareda prowadzi do wślizgnięcia się do pokoju Hanny i w konsekwencji do stanięcia twarzą w twarz Bobbym Deanem (Linds Edwards), a Teddy finalnie decyduje się na oficjalne odwiedziny u szeryfa Daggetta (J. D. Evermore).
Te ostatnie kilkaset sekund potwierdziło niewyraźne wrażenie, którego nie mogłem się pozbyć w czasie oglądania "Unhinged". Przeczucie, że nie da się złożyć wszystkiego w całość bez zaburzenia tej niezwykłej atmosfery i specyficznego rytmu opowiadania. Przeświadczenia, że widz w końcu zostanie wybudzony ze swoistego transu – jeśli oczywiście wpierw uległ czarowi produkcji Sundance Channel i dał się w niego wprowadzić.
Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że tak się stało. Nie potrafię też powiedzieć, w jakim stopniu da się zweryfikować moje odczucia. Zostańmy więc na etapie swobodnej refleksji, bo według wszelkich normalnych kryteriów "Unhinged" było bardzo dobrym zakończeniem udanego sezonu. Finałem, który na dodatek powoduje, że miesiące, jakie dzielą nas od początku kolejnej serii, będą niemiłosiernie się dłużyć.