"Zakazane imperium" (5×01): Uczciwy chłopiec
Marta Wawrzyn
10 września 2014, 18:02
Mimo że w finałowym sezonie "Zakazanego imperium" akcja przeskoczyła znacząco do przodu, wiele się nie zmieniło. Serial wciąż doskonale wygląda i jeszcze lepiej brzmi, a narracja wciąż jest tak samo niespieszna. Uwaga na spoilery.
Mimo że w finałowym sezonie "Zakazanego imperium" akcja przeskoczyła znacząco do przodu, wiele się nie zmieniło. Serial wciąż doskonale wygląda i jeszcze lepiej brzmi, a narracja wciąż jest tak samo niespieszna. Uwaga na spoilery.
Twórcy "Zakazanego imperium" w 5. sezonie obiecali nam podróż w lata 30., ale na początku odcinka "Golden Days for Boys and Girls" zaserwowano nam zupełnie inną wycieczkę w czasie. Do lat 80. XIX wieku, kiedy to mały Nucky, syn biednego rybaka, poznał Komandora, pierwszego władcę Atlantic City. Ta bajeczka ma niewiele wspólnego z prawdą – historyczny pierwowzór bohatera serialu HBO był synem szeryfa, bliskiego współpracownika Komandora – ale niewątpliwie swoje zadanie spełnia. Bo oto widzimy małego chłopca, który myśli, że uczciwością coś w życiu zdziała. Jego nowy wąsaty protektor tylko go wyśmiewa, wręcza mu do ręki dolara, każe chwytać za miotłę – i tak zaczyna się kariera dzieciaka, który kiedyś będzie rządził tą mekką hazardu i innych nielegalnych rozrywek.
Choć nie jestem wielką fanką flashbacków, a tym bardziej nie jestem przekonana, iż były one konieczne, abym mogła naprawdę poznać postać Nucky'ego, muszę przyznać, że oglądało mi się te fragmenty odcinka nad wyraz dobrze. Zawierały one mnóstwo emocji i wzmacniały i tak przecież cały czas wiszące nad naszymi głowami wrażenie, że mamy prawo czuć się nostalgicznie, bo to już koniec, a głównego bohatera pewnie zobaczymy w finale martwego (choć znów – prawdziwy Nucky dożył spokojnej starości). Przed banałem uratowały te sceny fragmenty "Be Honest and True" George'a Birdseye'a, zgrabnie wplecione w przygody małego Enocha. To dzięki nim całość zadziałała dokładnie tak, jak powinna była, nabierając niemalże literackiego charakteru.
Ponieważ serial przeskoczył siedem lat do przodu, do 1931 roku, cały odcinek był w zasadzie tylko wprowadzeniem do nowej, ale wciąż tej samej historii. Drastycznie zmienił się klimat – miejsce eleganckich jazzowych klubów i słodkiego śpiewu Daughter zajął kubański bar z latynoskimi rytmami, kolorowymi drinkami i mnóstwem słońca. Nucky pomieszkuje w Hawanie razem z Sally, planując, co zrobi, jak tylko skończy się prohibicja. W przeciwieństwie do niej, nie wygląda na zadowolonego z życia, raczej na wiecznie zgaszonego i zaniepokojonego. I nie bez powodu, wrogowie są wszędzie, nawet w słonecznym raju.
Ponieważ mamy rok 1931 i Wielki Kryzys trwa w najlepsze, zaczyna się mówić o końcu prohibicji. Co prawda trudno to sobie wyobrazić – poprawki o konstytucji to coś świętego, więc jak niby miałoby dojść do czegoś takiego jak zniesienie jednej z nich? – ale wydaje się to logiczne, kiedy gospodarka leży, a naród nie może legalnie utopić swoich smutków, tak żeby budżet państwa coś z tego miał. Z historii wiemy, że 18. poprawkę zniesiono dopiero w grudniu 1933 roku, co oznacza, że plany Nucky'ego, by legalnie sprzedawać rum Bacardi Amerykanom, nie wejdą w życie już, teraz, natychmiast. Trzeba będzie czekać i niezależnie od tego, gdzie dawny król z Ritza akurat będzie przebywać, to czekanie raczej nie będzie upływało w spokojnej atmosferze.
Przez te siedem lat u wszystkich bohaterów bardzo dużo się zmieniło. Łatwo sprawdzić, co się działo przez ten czas u tych, którzy są postaciami historycznymi. I tak, Al Capone (Stephen Graham) nie pojawił się w nowym odcinku wcale, bo serial przeskoczył lata świetności jego gangu. Nie zobaczymy jego największych przestępczych sukcesów, bo za chwilę (w listopadzie 1931 roku) już go skażą za niepłacenie podatków i wsadzą do więzienia. Kolejny barwny bohater, Arnold Rothstein (Michael Stuhlbarg), został zabity w 1928 roku, co zresztą jest wspomniane w serialu.
Lucky Luciano właśnie został ważnym człowiekiem w organizacji Salvatore'a Maranzano, po tym jak pomógł zabić Joe Masserię. Działo się to w kwietniu 1931 roku, jesienią Luciano będzie już praktycznie szefem nowoczesnej mafii amerykańskiej. O ile więc "Zakazane imperium" nie pokaże nam, co potrafił Al Capone, to Luciano powinien w tym sezonie błyszczeć. Swoją drogą, grający go Vincent Piazza jeszcze w poprzednim sezonie wyglądał jak chłopiec, a teraz, z oszpeconą w wyniku pobicia twarzą, przypomina już prawdziwego twardziela. Niesamowita przemiana.
W premierowym odcinku 5. sezonu zabrakło nie tylko ważnych postaci historycznych. Nie pojawili się też Gillian Darmody, Eli Thompson, Nelson Van Alden, Narcisse Valentin. Ich losy pewnie wyjaśnią się w kolejnych odcinkach, na razie nie ma co spekulować. Niewiele też wiemy o tym, co się działo z Chalkym i dlaczego wylądował za kratkami, ale tak się szczęśliwie złożyło, że akurat trafiliśmy na kolejny przełomowy moment w jego życiu.
Jak niemal wszyscy widzowie, średnio lubię Margaret, ale scena na Wall Street z jej szefem w roli głównej niewątpliwie należała do najmocniejszych. Bez tego prawdopodobnie byśmy nawet nie zauważyli, że przecież w Ameryce panuje właśnie Wielki Kryzys. I że to nie jest zwykłe załamanie gospodarcze, to prawdziwy dramat. Biedacy głodują, klasa średnia żyje coraz mniej komfortowo, a maklerzy z Wall Street strzelają sobie w łeb, bo nie widzą innego wyjścia z tej matni.
Mimo że w "Golden Days for Boys and Girls" zabrakło niektórych bohaterów, to był bardzo dobry odcinek "Zakazanego imperium". Flashbacki z 1884 roku pokazały Nucky'ego, jakiego jeszcze nie widzieliśmy, pogadanka szefa Margaret o Myszce Miki tuż przed popełnieniem samobójstwa wywołała piorunujące wrażenie, a wszystkie sceny z Charliem Luciano najchętniej bym oglądała po kilka razy. Rozmowa w restauracji, Masseria w kałuży krwi, krwawe powitanie przez don Salvatore'a – i cały czas ta pokiereszowana twarz i mrok w oczach. Efekt jest taki, że w tej chwili to losy Luciano interesują mnie najbardziej. Nucky z 1931 roku na razie prezentuje się przy nim tak sobie.
Przed nami jeszcze tylko siedem odcinków "Zakazanego imperium", co oznacza, że wiele wydarzyć się nie zdąży. Terence Winter od lat opowiada serialowe historie w ten sam sposób, którego integralną częścią jest niespieszna narracja. Zamiast pędzących przed siebie wydarzeń i ciągłych strzelanin mamy długie rozmowy, niezłe portrety psychologiczne bohaterów i klimatyczny portret społeczeństwa tamtych czasów. Tak było w poprzednich sezonach, tak będzie i teraz. Z jednej strony szkoda – bo przecież nie zobaczymy tych siedmiu lat, w czasie których mafia niesamowicie się zmieniła, również dzięki Nucky'emu Johnsonowi z Atlantic City. Z drugiej – serial pewnie by stracił sporo ze swojej cudownej atmosfery, gdyby go na siłę przyspieszyć.
Pozostaje cieszyć się, że HBO dało Winterowi szansę sensownie zakończyć tę historię, i zanurzyć się po raz ostatni w bezlitosny świat rządzony przez eleganckich facetów w kapeluszach, którzy dorobili się milionów dzięki poprawce do konstytucji delegalizującej pijaństwo.