"Our Zoo" (1×01-02): George i jego zwierzyniec
Marta Wawrzyn
13 września 2014, 17:10
Brytyjskiego serialu o twórcy Chester Zoo nie da się nie lubić. Jest ciepły, sympatyczny i pełno w nim zwierzaków.
Brytyjskiego serialu o twórcy Chester Zoo nie da się nie lubić. Jest ciepły, sympatyczny i pełno w nim zwierzaków.
"Our Zoo" to nic wielkiego. Żaden przełomowy dramat, wybitne studium epoki czy ludzkich charakterów. Ale to wszystko nie jest konieczne, nowa produkcja BBC stawia po prostu na ciekawą historię – historię powstania Chester Zoo, pionierskiego ogrodu zoologicznego bez krat – i opowiada ją w taki sposób, aby mogły to oglądać całe rodziny.
Fabuła skupia się na George'u Mottersheadzie (Lee Ingleby) i jego rodzinie. Kiedy poznajemy ich w 1930 roku, George – na oko zwykły, przyzwoity facet, który chce mieć zwykłe, przyzwoite życie – mieszka z żoną i dwiema córkami kątem u rodziców i pomaga w prowadzeniu rodzinnego sklepu. Mimo że od Wielkiej Wojny upłynęło kilkanaście lat, trauma wciąż go nie chce opuścić. Na dźwięk strzałów aż się wzdryga, spotkanie weteranów tylko mu przypomina o najgorszym.
Przypadkiem znajduje w dokach egzotyczne zwierzęta, których nikt nie chciał, i umieszcza je na własnym podwórku. Ich terapeutyczny wpływ na George'a wydaje się oczywisty, sąsiedzi oglądają te dziwy przez dziury w płocie, ale i tak niełatwo będzie przekonać bliskich do pomysłu przeniesienia się na wieś i otwarcia własnego zoo. Zwłaszcza że Mottersheadowie do bogatych nie należy. Jak jednak łatwo się domyślić, trudności finansowe zostaną jakoś pokonane, rodzina George'a zaakceptuje jego szaleństwo – i tak rozpocznie się wielka przygoda.
Nie ma sensu opisywać tutaj fabuły – dość powiedzieć, że nie ma żadnych wielkich dramatów ani zwrotów akcji. Wszystko toczy się przewidywalnym torem. "Our Zoo" sporo zaczerpnęło z kina familijnego: są tu zwierzaki – i całkiem nieźli z nich aktorzy! – są dzieci, są pomocni ludzie, jest trochę sentymentalizmu, a nawet szczypta naiwności. Ale jest też kawał dobrej historii. Na naszych oczach powstawać będzie słynne zoo. Co odcinek będą przybywać nowe zwierzaki, a w międzyczasie George będzie musiał walczyć z niezapłaconymi rachunkami, biurokracją i niezrozumieniem dla jego idei.
Dobrze, że po jego stronie jest urocza sąsiadka, Lady Katherine Longmore (Sophia Myles), która wnosi do "Our Zoo" trochę szyku w stylu "Downton Abbey". Rodzinę Mottersheadów przeprowadzka podzieliła – zwłaszcza matka George'a (Anne Reid) ma kłopot z zaakceptowaniem tego, że jej syn postanowił zamieszkać w menażerii i zmusić do tego też ją. Decyzję ojca o przeprowadzce gorąco za to wspiera mała June (Honor Kneafsey). Koniec końców każdy musi sobie znaleźć miejsce w nowej rzeczywistości – i tak samo prędzej czy później będzie z sąsiadami, którzy na razie patrzą krzywo na poczynania przybyszów.
Klimatu "Our Zoo" nie da się nie polubić – to prawdopodobnie jedna z najsympatyczniejszych rzeczy, jakie zobaczymy tej jesieni. I doskonała odtrutka na ciężkie dramaty, których bohaterowie melancholijnie wygłaszają skomplikowane monologi w kierunku barmana. Nie żebym takich nie lubiła…